Domy, które nie są moje – opowieść o rodzinie, stracie i walce o własne miejsce

– Znowu przyszli. – Myślę, patrząc przez okno na podjazd pod domem babci. Stoją tam dwa samochody: srebrny passat wujka Andrzeja i czerwony fiat ciotki Haliny. W środku już słychać śmiechy, stukot filiżanek, rozmowy. Nie pytali, czy mogą przyjechać. Po prostu są. Jak zawsze od śmierci babci.

Wchodzę do kuchni. Na stole leżą rozłożone ciasta – sernik i makowiec, których nie piekłam. Ciotka Halina z dumą kroi kolejne kawałki.

– Kasiu, usiądź z nami! – woła wujek Andrzej, nalewając sobie kawy do kubka z napisem „Najlepsza Babcia”.

– To mój kubek – mówię cicho, ale nikt nie słyszy. Albo nie chce słyszeć.

Mam wrażenie, że jestem tu gościem. W domu, który odziedziczyłam po babci, a który od jej śmierci stał się miejscem rodzinnych spotkań, jakby nic się nie zmieniło. Tylko że zmieniło się wszystko.

Rodzice rozwiedli się, gdy miałam dwanaście lat. Mama zabrała mnie do mieszkania w bloku na Pradze, tata został w domu na Bielanach. Brat, starszy ode mnie o cztery lata Michał, został z tatą. Przez lata widywaliśmy się tylko w weekendy i święta. Potem przyszła choroba mamy – rak piersi. Zmarła dwa lata temu. Tata nie przeżył jej śmierci – zawał serca kilka miesięcy później. Michał zginął w wypadku samochodowym rok temu. Babcia była ostatnią osobą, która mnie trzymała przy życiu. Odeszła tej zimy.

Zostałam sama. Z trzema domami: mieszkaniem mamy na Pradze, domem taty na Bielanach i domem babci w podwarszawskiej Zielonce. Każdy z tych domów pachnie innymi wspomnieniami i innym bólem.

– Kasiu, a może byś sprzedała ten dom? – pyta ciotka Halina z ustami pełnymi makowca. – Po co ci tyle nieruchomości? My z Andrzejem chętnie byśmy tu zamieszkali na stałe.

Patrzę na nią bez słowa. Chciałabym krzyknąć: „To mój dom! Moje wspomnienia! Moja żałoba!” Ale nie potrafię.

– Zastanowię się – odpowiadam tylko.

Wujek Andrzej już rozsiadł się wygodnie w fotelu babci, tym samym, w którym czytała mi bajki, gdy byłam mała.

– Wiesz, Kasiu, ten dom wymaga remontu – mówi z powagą. – My byśmy się tym zajęli. Ty masz przecież swoje życie w Warszawie.

Moje życie? Pracuję w księgarni na Mokotowie, wynajmuję kawalerkę na Ochocie. Każdego dnia wracam do pustego mieszkania i patrzę na zdjęcia rodziny ustawione na półce nad łóżkiem. Nie mam nikogo bliskiego poza tymi wspomnieniami.

Wieczorem zostaję sama w domu babci. Siadam na schodach prowadzących na piętro i płaczę. Czuję się jak intruz we własnym życiu.

Telefon dzwoni późno w nocy.

– Kasia? – głos kuzynki Magdy jest cichy i spięty. – Słyszałam, że ciotka Halina chce się wprowadzić do babci…

– Tak – odpowiadam zmęczona. – Wszyscy czegoś ode mnie chcą.

– A ty? Czego ty chcesz?

Nie wiem. Chcę tylko spokoju. Chcę odzyskać siebie.

Następnego dnia jadę do mieszkania mamy na Pradze. Klucze ciężko obracają się w zamku. W środku pachnie starymi książkami i perfumami mamy – tymi samymi, których używała przez całe życie. Na stole leży list od administracji: zaległość za czynsz.

Otwieram szafę mamy. Wciąż wiszą tam jej sukienki, starannie wyprasowane bluzki, apaszki ułożone kolorami. Przykładam jedną do twarzy i czuję znajomy zapach lawendy.

W kuchni dzwoni telefon stacjonarny.

– Dzień dobry, tu administracja osiedla – mówi kobieta po drugiej stronie słuchawki. – Czy planuje pani uregulować zaległości?

Obiecuję, że zapłacę do końca miesiąca.

Wracam do kawalerki na Ochocie późnym wieczorem. Na wycieraczce czeka kartka od sąsiadki:

„Pani Kasiu, ktoś próbował otworzyć drzwi do pani mieszkania.”

Serce mi zamiera. Czy to możliwe? Czy ktoś chce mnie okraść? Czy może to tylko przypadek?

Następnego dnia dzwonię do notariusza.

– Pani Katarzyno, sprawa spadkowa jest już zamknięta – mówi urzędowym tonem pani Anna. – Wszystkie nieruchomości są pani własnością.

Ale ja nie czuję się właścicielką niczego.

W weekend jadę do domu taty na Bielanach. Otwieram drzwi i czuję zapach starego drewna i papierosów – tata zawsze palił przy kuchennym oknie. Na stole leży list od sąsiada:

„Pani Kasiu, ktoś ostatnio nocował w państwa domu.”

Przeglądam monitoring z kamery nad drzwiami wejściowymi (tata był przezorny). Widzę kuzyna Pawła z żoną i dwójką dzieci wchodzących do domu z walizkami.

Dzwonię do Pawła:

– Paweł, byłeś ostatnio u taty?

– Tak, Kasiu… Przepraszam, ale mieliśmy awarię ogrzewania u siebie i musieliśmy gdzieś przenocować…

– Mogłeś mnie zapytać.

– Myślałem, że nie masz nic przeciwko…

Nie mam siły się kłócić.

Wieczorem dzwonię do Magdy:

– Magda… Oni wszyscy traktują te domy jak swoje! Ja nie mam nawet gdzie spokojnie usiąść i popłakać po rodzinie!

– Musisz postawić granice – mówi stanowczo Magda. – Albo wszystko stracisz.

Ale jak postawić granice ludziom, których znałam całe życie? Którzy byli przy mnie w najtrudniejszych chwilach?

Kilka dni później dostaję list polecony od ciotki Haliny:

„Kasiu,
Ponieważ dom babci stoi pusty przez większość czasu, uważamy z Andrzejem, że powinnaś przekazać nam klucze i pozwolić nam tu zamieszkać na stałe. Ty masz swoje życie w Warszawie.”

Czytam list kilka razy i czuję narastający gniew.

Piszę odpowiedź:
„Ciociu Halino,
Dom babci należy do mnie i proszę o uszanowanie mojej decyzji. Nie wyrażam zgody na zamieszkanie tam bez mojej wiedzy.”

Wysyłam list polecony i czuję ulgę pomieszaną ze strachem.

Tego samego dnia dzwoni kuzyn Paweł:

– Kasiu… Ciotka Halina jest wściekła! Mówi wszystkim po rodzinie, że jesteś niewdzięczna!

– Nie obchodzi mnie to! – krzyczę przez łzy. – To moje życie! Moje domy! Moja żałoba!

Po raz pierwszy od śmierci babci czuję się silna.

Wieczorem jadę do domu babci sama. Siadam przy jej starym pianinie i gram „Cichą noc”, którą zawsze śpiewałyśmy razem na Wigilię. Płaczę długo i głośno.

Następnego dnia dzwoni Magda:

– Kasiu… Jestem z ciebie dumna.

Milczę chwilę.

– Myślisz, że kiedyś poczuję się tu naprawdę u siebie?

Odkładam słuchawkę i patrzę przez okno na ogród babci zalany słońcem.

Czy można odzyskać dom po stracie wszystkiego? Czy rodzina zawsze musi być źródłem bólu? A może to ja powinnam nauczyć się kochać siebie bardziej niż wspomnienia?