Kiedy dziadek zamknął przede mną drzwi: Opowieść o rozpadzie rodziny w polskiej wsi
– Nie chcę cię tu więcej widzieć! – głos dziadka Stanisława rozległ się ostro, zanim jeszcze zdążyłam wejść przez furtkę. Stał na progu domu, ramieniem obejmował Jadwigę, sąsiadkę z naprzeciwka, którą znałam od dziecka. Jej dłoń spoczywała na jego plecach, jakby chciała podkreślić: „Teraz on jest mój”.
Serce waliło mi jak oszalałe. – Dziadku, dlaczego? – zapytałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. Jego twarz była zamknięta, obca. – Tak będzie lepiej, Marto. Idź do domu – powiedział i zatrzasnął mi furtkę przed nosem.
Nie rozumiałam niczego. Minęło zaledwie siedem miesięcy od śmierci babci Heleny. Od tamtej pory co sobotę przychodziłam do dziadka: przynosiłam mu świeże ciasto drożdżowe, rozmawialiśmy w ogrodzie, czasem razem płakaliśmy. Aż nagle pojawiła się Jadwiga. Najpierw pomagała mu gotować, potem coraz częściej zostawała na noc. Wieś aż huczała od plotek.
Mama tylko machnęła ręką, gdy opowiedziałam jej o tej scenie pod domem dziadka. – Twój dziadek zawsze był uparty, ale teraz to już przesada! – powiedziała ze złością. – Jak można tak szybko zapomnieć o Helenie? Jak można tak po prostu zacząć nowe życie? – pytała sama siebie i mnie jednocześnie.
W naszej rodzinie każdy reagował inaczej. Mój brat Michał wzruszył ramionami: – Przynajmniej nie jest sam – rzucił krótko. Ale ja nie potrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego. Brakowało mi wspólnych niedzielnych obiadów, śmiechu przy stole, opowieści dziadka o dawnych czasach. Teraz została tylko cisza i pustka.
Pewnego wieczoru mama wróciła do domu zapłakana. – Wyobraź sobie, twój dziadek wydziedziczył nas z testamentu – powiedziała drżącym głosem. – Wszystko zostawia Jadwidze. Nawet dom, w którym się wychowałam! – szlochała. Usiadłam obok niej bez słowa, nie wiedząc jak ją pocieszyć.
Plotki we wsi narastały. Jedni mówili, że Jadwiga tylko dla pieniędzy zbliżyła się do dziadka. Inni twierdzili, że po prostu zasłużył na trochę szczęścia po tylu latach samotności. Ja wiedziałam tylko jedno: straciłam człowieka, do którego zawsze mogłam się zwrócić.
W końcu zebrałam się na odwagę i wróciłam pod dom dziadka. Drzwi otworzyła Jadwiga.
– Czego chcesz? – zapytała chłodno.
– Chciałabym porozmawiać z dziadkiem Stasiem – powiedziałam cicho.
– Nie ma czasu. I tak nie chce was widzieć – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
– Ale dlaczego? Co zrobiliśmy? – spytałam zrozpaczona.
– Nie rozumiesz? On chce mieć nowe życie! Przeszłość go nie interesuje! – rzuciła i zatrzasnęła drzwi.
Wracając do domu płakałam jak dziecko. Na ulicy spotkałam panią Krystynę, przyjaciółkę mamy.
– Nie miej im tego za złe, Marto – powiedziała ze współczuciem. – Starzy ludzie boją się samotności. Może kiedyś mu przejdzie…
Ale mijały miesiące i nic się nie zmieniało. W Wigilię stół stał pusty tam, gdzie zawsze siedział dziadek. Mama cały wieczór patrzyła w telefon, jakby czekała na cudowny telefon od niego. Michał jadł w milczeniu, a ja starałam się nie płakać przy barszczu.
Na wiosnę dostaliśmy zaproszenie na ślub dziadka i Jadwigi. Mama wściekła się i podarła je na kawałki.
– Nie chcę go więcej widzieć! – krzyczała przez łzy.
Ja jednak poszłam na ten ślub. Siedziałam z tyłu kościoła i patrzyłam, jak dziadek podaje rękę Jadwidze. Jego twarz była poważna, ale dostrzegłam w niej cień smutku. Po ceremonii podeszłam do niego.
– Dziadku Stasiu…
Spojrzał na mnie przez chwilę, nic nie powiedział. Skinął tylko głową i odwrócił się plecami.
Od tamtej pory nie zamieniliśmy ani słowa. Czasem widuję ich razem na spacerze po rynku – trzymają się za ręce jak zakochani nastolatkowie. Mama wciąż nie może mu wybaczyć. Michał już nawet o nim nie wspomina.
A ja co wieczór zastanawiam się: czy naprawdę można tak łatwo zapomnieć całe życie? Czy da się zacząć wszystko od nowa, zostawiając rodzinę za sobą?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć komuś, kto odwrócił się od własnej rodziny?