Kiedy poprosiłam babcię o przepisanie mieszkania: prawda o miłości, zaufaniu i rodzinie, której nie znałam

– Marta, czy ty naprawdę myślisz, że to ci się po prostu należy? – Babcia Zofia patrzyła na mnie z takim bólem w oczach, jakiego nie widziałam nigdy wcześniej. Jej dłonie drżały lekko, kiedy ściskała kubek z herbatą. W kuchni pachniało jeszcze świeżym chlebem, a za oknem padał deszcz, ale ja czułam tylko ciężar tej rozmowy.

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby w ogóle zacząć ten temat. Może to była rozmowa z koleżanką z pracy, która właśnie dostała mieszkanie po dziadkach. Może strach przed przyszłością – wynajmowałam pokój w starym bloku na Pradze, a pensja nauczycielki ledwo starczała na życie. Ale kiedy patrzyłam na babcię, miałam wrażenie, że właśnie przekraczam granicę, której nie powinnam była nawet dotykać.

– Babciu… Ja tylko myślałam… Ty zawsze mówiłaś, że dom jest dla rodziny. Że chcesz, żebym miała gdzie wracać – zaczęłam niepewnie.

– Dom jest dla rodziny, ale nie dla roszczeń – przerwała mi ostro. – Wychowałam cię jak własną córkę. Myślisz, że to było łatwe? Twoi rodzice…

Zacięła się. Wiedziałam, że temat moich rodziców to tabu. Odeszli ode mnie, kiedy miałam cztery lata. Mama wyjechała do Niemiec za pracą i nigdy nie wróciła. Tata… nawet nie wiem, gdzie jest. Babcia nigdy nie mówiła źle o nich, ale w jej oczach widziałam zawsze cień rozczarowania.

– Przepraszam – wyszeptałam. – Nie chciałam cię zranić.

– A jednak zraniłaś – odpowiedziała cicho. – Myślisz, że nie wiem, co ludzie mówią? Że wnuczka tylko czeka, aż stara babka umrze i dostanie mieszkanie? Tak myślą wszyscy wokół.

Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Przecież nie o to mi chodziło! Chciałam tylko poczuć się bezpiecznie. Chciałam wiedzieć, że po tych wszystkich latach walki o siebie i o naszą rodzinę mam coś pewnego.

– Babciu… Ja cię kocham. To nie o mieszkanie chodzi…

– To o co? – przerwała mi znowu. – O wdzięczność? O spokój? O poczucie bezpieczeństwa? Marta, ja też chciałabym mieć pewność, że ktoś się mną zaopiekuje na starość. Ale czy to się kupuje aktem notarialnym?

Zamilkłyśmy obie. Słychać było tylko tykanie zegara i szum deszczu za oknem.

Wróciłam do siebie tego wieczoru rozbita. Przewracałam się z boku na bok w łóżku i myślałam o wszystkim, co babcia dla mnie zrobiła: jak uczyła mnie czytać przy kuchennym stole; jak piekłyśmy razem szarlotkę na moje urodziny; jak tuliła mnie w nocy, kiedy miałam koszmary. Czy naprawdę byłam tak niewdzięczna?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Halina.

– Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczała do słuchawki. – Zofia płakała całą noc! Jak mogłaś jej coś takiego zaproponować?

– Ciociu… Ja tylko chciałam porozmawiać…

– Ty zawsze tylko chcesz! Najpierw wyciągasz rękę po pomoc, a teraz po mieszkanie! Wstydź się!

Rozłączyła się zanim zdążyłam odpowiedzieć. Poczułam się jak złodziejka we własnej rodzinie.

Przez kolejne dni babcia nie odbierała ode mnie telefonów. W pracy byłam rozkojarzona, dzieciaki wyczuwały mój nastrój i robiły jeszcze większy bałagan niż zwykle. Koleżanka z pokoju nauczycielskiego spojrzała na mnie z troską:

– Coś się stało?

– Pokłóciłam się z babcią…

– O co?

Zawahałam się. Czy mogę powiedzieć prawdę? Czy to ja jestem tą złą?

– O mieszkanie – przyznałam w końcu cicho.

Spojrzała na mnie bez oceny.

– Każdy chce mieć swoje miejsce na ziemi – powiedziała tylko.

Ale czy każdy ma prawo żądać go od kogoś innego?

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do babci. Drzwi otworzyła mi powoli, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.

– Przyszłam przeprosić – powiedziałam od razu. – Nie powinnam była cię o to prosić. Wiem, ile dla mnie zrobiłaś i nie chcę cię ranić.

Babcia długo milczała. W końcu westchnęła ciężko:

– Marta… Ja też przepraszam. Może za ostro zareagowałam. Ale wiesz… całe życie walczyłam o ten dom. Sama go remontowałam po wojnie z twoim dziadkiem. Tu wychowały się moje dzieci i ty. To nie jest tylko mieszkanie – to kawałek mojego serca.

Usiadłyśmy razem przy stole. Babcia wyciągnęła album ze zdjęciami i zaczęłyśmy wspominać stare czasy: święta przy choince, wakacje nad jeziorem w Giżycku, pierwsze dni szkoły.

– Wiesz co? – powiedziała nagle babcia. – Może kiedyś ten dom będzie twój. Ale chcę, żebyś wiedziała: najważniejsze jest to, co mamy tu – dotknęła mojej piersi nad sercem – a nie to, co zapisane na papierze.

Poczułam łzy pod powiekami.

Dziś wiem jedno: dom to nie tylko ściany i dach nad głową. To ludzie, wspomnienia i miłość – nawet jeśli czasem rani bardziej niż obojętność.

Czy można być wdzięcznym i jednocześnie czegoś oczekiwać? Czy miłość do rodziny powinna być bezwarunkowa – nawet wtedy, gdy chodzi o tak przyziemne sprawy jak mieszkanie? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?