„Mój syn powiedział, że próbuję zniszczyć jego rodzinę”: Historia matki, która chciała tylko pomóc

– Naprawdę nie możesz chociaż raz po sobie pozmywać? – powiedziałam do Kasi, mojej synowej, patrząc na stertę brudnych naczyń w zlewie. Mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. W środku jednak gotowałam się ze złości i bezsilności. Przecież to nie była moja rola – nie powinnam codziennie sprzątać po wszystkich, skoro już i tak gotuję obiady dla całej rodziny.

Kasia nawet nie podniosła wzroku znad telefonu. – Jestem zmęczona, miałam ciężki dzień – rzuciła beznamiętnie. W tym momencie usłyszałam kroki Pawła. Mój syn wszedł do kuchni i spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Mamo, możesz dać już spokój? – powiedział cicho, ale stanowczo. – Przestań się wtrącać. To nasza sprawa.

Zamarłam. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przecież całe życie poświęciłam dla Pawła. Był moim jedynym dzieckiem, moim światem. Kiedy miał dwa lata, jego ojciec odszedł bez słowa wyjaśnienia. Zostawił nas z długami i pustką w sercu. Pamiętam tamten dzień jak dziś – siedziałam na podłodze w kuchni, trzymając Pawła na kolanach i płakałam tak cicho, żeby nie obudzić sąsiadów.

Przez lata robiłam wszystko, by Paweł miał lepiej niż ja. Pracowałam na dwa etaty – rano w sklepie spożywczym, wieczorami sprzątałam biura. Nie miałam czasu na przyjaciół, na własne życie. Wszystko dla niego. Kiedy zachorował na zapalenie płuc, nie spałam przez trzy noce z rzędu, czuwając przy jego łóżku. Gdy miał problemy w szkole, biegałam od nauczyciela do nauczyciela, tłumacząc się za niego i prosząc o jeszcze jedną szansę.

A teraz? Teraz mój syn patrzy na mnie jak na intruza we własnym domu.

Po ślubie Pawła z Kasią wszystko się zmieniło. Kasia była inna niż dziewczyny, które znałam z mojego pokolenia. Nie przejmowała się domem, nie gotowała, nie sprzątała. Pracowała w korporacji i wracała do domu późno. Paweł też był wiecznie zajęty – praca, siłownia, spotkania ze znajomymi. Zostawili mi opiekę nad wnuczką, Zosią. Kocham ją nad życie, ale czasem czuję się jak darmowa niania i sprzątaczka.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Pawła z Kasią przez przypadek. Stałam w korytarzu i chciałam zapytać, czy ktoś chce herbaty.

– Twoja matka znowu się wtrąca – syknęła Kasia. – Nie mogę już tego znieść.
– Wiem… Ale co mam zrobić? Ona zawsze taka była…
– Może czas jej powiedzieć, żeby się wyprowadziła?

Serce mi stanęło. Wyprowadzić? Przecież to ja im pomagam! Bez mojej pensji nie byłoby ich stać na kredyt! Bez mojej opieki nad Zosią musieliby płacić za żłobek!

Wieczorem Paweł przyszedł do mojego pokoju.
– Mamo… Musimy porozmawiać.
Czułam już, co powie.
– Kasia uważa, że za bardzo ingerujesz w nasze życie…
– Ja tylko chcę pomóc…
– Ale my nie potrzebujemy tej pomocy w taki sposób. Chcemy mieć trochę prywatności.

Nie spałam tej nocy ani minuty. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim, co poświęciłam dla syna. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy to źle chcieć dobrze dla własnego dziecka?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kasią.
– Kasiu… Jeśli coś robię źle, powiedz mi wprost.
Spojrzała na mnie chłodno.
– Pani Aniu… To jest nasz dom. Chcemy żyć po swojemu.
– Ale ja tylko…
– Proszę nie mówić mi, co mam robić. Nie jestem pani córką.

Poczułam się upokorzona jak nigdy dotąd. Wyszłam do ogrodu i rozpłakałam się jak dziecko.

Przez kolejne dni starałam się być niewidzialna. Wstawałam wcześnie rano, robiłam śniadanie dla wszystkich i znikałam do pracy. Po południu odbierałam Zosię z przedszkola i spędzałyśmy razem czas w parku lub na placu zabaw. Unikałam rozmów z Kasią i Pawłem.

Jednak pewnego wieczoru Paweł wrócił zdenerwowany.
– Mamo! Kasia płakała przez ciebie! Powiedziałaś jej coś przykrego?
– Ja? Nigdy bym jej nie skrzywdziła!
– Ona twierdzi, że czujesz się lepsza od niej! Że ją oceniasz!

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
– Paweł… Ja tylko chciałam pomóc…
– Może czas przestać pomagać! Może czas pomyśleć o sobie!

Wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami. Zosia przybiegła do mnie przestraszona.
– Babciu… Dlaczego tata krzyczy?
Przytuliłam ją mocno i poczułam łzy spływające po policzkach.

W pracy koleżanki zauważyły, że jestem przygaszona.
– Anka, co się dzieje?
Opowiedziałam im wszystko przy kawie w pokoju socjalnym.
– Wiesz… Może rzeczywiście powinnaś trochę odpuścić? – powiedziała Basia delikatnie.
– Ale jak? Przecież oni sobie nie poradzą!
– Poradzą… Musisz im pozwolić dorosnąć.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

W weekend postanowiłam wyjechać do siostry do Krakowa. Chciałam odpocząć od wszystkiego i wszystkich. Kiedy wróciłam po trzech dniach, dom był w rozsypce – brudne naczynia piętrzyły się w zlewie, pranie leżało nierozwieszone, a Zosia była przeziębiona.
Kasia wyglądała na wykończoną.
– Pani Aniu… Przepraszam za wszystko… Nie wiedziałam, że to takie trudne…
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Wieczorem Paweł przyszedł do mojego pokoju.
– Mamo… Przepraszam cię za wszystko… Może rzeczywiście za bardzo polegamy na tobie…
Popłakaliśmy się oboje jak dzieci.

Od tamtej pory staram się mniej angażować w ich życie. Skupiam się na sobie – chodzę na spacery, spotykam się z koleżankami z pracy, czytam książki. Czasem jednak patrzę na Pawła i Zosię i zastanawiam się: czy można być zbyt pomocnym? Czy matka kiedykolwiek przestaje być potrzebna swojemu dziecku?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?