„Nie ma tu dla ciebie miejsca, mamo” – Historia o miłości, rozczarowaniu i samotności

– Mamo, nie możesz tu zostać. Naprawdę nie mamy miejsca – głos Michała był twardy, a jego oczy unikały mojego spojrzenia. Stałam w progu ich mieszkania na warszawskim Mokotowie, z walizką w ręku, czując jak serce ściska mi się z bólu.

Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze. Michał zadzwonił: „Mamo, może przyjedziesz na kilka dni? Zosia jest w ciąży, a ja mam tyle pracy… Przydałaby się pomoc.” Spakowałam się w godzinę. Przez całą drogę pociągiem wyobrażałam sobie, jak będę gotować im obiady, jak będę tulić wnuka, jak wreszcie poczuję się potrzebna.

Ale już od progu czułam chłód. Zosia ledwie skinęła głową na powitanie. Michał był spięty. „Mamo, naprawdę nie mamy gdzie cię położyć. Zosia musi odpoczywać, a ja pracuję z domu. To nie jest dobry moment.”

Zamknęłam oczy. Przez chwilę miałam ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić na dworzec. Ale przecież nie po to jechałam całą noc z Białegostoku do Warszawy. – Michałku, przecież mówiłeś…

– Wiem, mamo. Ale Zosia źle się czuje. Lekarz kazał jej odpoczywać i nie denerwować się. A twoja obecność… – urwał i spojrzał na żonę.

Zosia odwróciła wzrok i zaczęła układać naczynia w zmywarce. W kuchni panowała cisza przerywana tylko stukotem porcelany.

– Może chociaż na kilka dni? – zapytałam cicho.

– Mamo, naprawdę… – Michał westchnął ciężko. – Może lepiej będzie, jeśli zatrzymasz się u cioci Krysi?

Poczułam się jak nieproszony gość. Jak ktoś obcy. Przez całe życie byłam tylko dla niego – odkąd jego ojciec odszedł do innej kobiety, kiedy Michał miał pięć lat. Wszystko robiłam sama: praca w szkole, korepetycje po godzinach, żeby było na buty i podręczniki. Nigdy nie narzekałam.

Michał był moim światem. Kiedy miał gorączkę, siedziałam przy nim całą noc. Kiedy dostał się na studia do Warszawy – płakałam ze szczęścia i dumy. Pomogłam mu wynająć pierwsze mieszkanie, przysyłałam paczki z jedzeniem i pieniędzmi.

A teraz stałam tu – zbędna.

– Dobrze – powiedziałam w końcu drżącym głosem. – Zadzwonię do Krysi.

Zosia nawet nie podniosła wzroku znad zmywarki.

Wyszłam na klatkę schodową i usiadłam na schodach z walizką. Zadzwoniłam do Krysi – kuzynki z Ochoty. Przyjęła mnie bez słowa skargi: „Przyjeżdżaj od razu! Ugotuję ci barszcz.”

W drodze do niej łzy ciekły mi po policzkach. W głowie kłębiły się wspomnienia: pierwsze urodziny Michała, jego szkolne występy, wieczory spędzone na czytaniu książek…

Krysia przyjęła mnie serdecznie. – Co się stało? – zapytała od razu.

– Michał… nie chce mnie u siebie – wyszeptałam.

Krysia pokiwała głową ze zrozumieniem. – Oni teraz wszyscy tacy są. Młodzi chcą mieć święty spokój. Nie rozumieją, że rodzina to nie tylko zdjęcia na Facebooku.

Przez kolejne dni próbowałam nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Pomagałam Krysi w domu, chodziłyśmy razem na zakupy, rozmawiałyśmy o dawnych czasach.

Ale wieczorami wracały myśli: co zrobiłam źle? Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy powinnam była wcześniej pozwolić Michałowi dorosnąć?

Pewnego dnia zadzwonił telefon.

– Mamo? – głos Michała był cichy. – Możesz przyjechać? Zosia trafiła do szpitala…

Serce mi zamarło.

– Już jadę – odpowiedziałam bez namysłu.

W szpitalu zobaczyłam Zosię bladą i wystraszoną. Michał siedział przy jej łóżku ze spuszczoną głową.

– Przepraszam, mamo – powiedział nagle. – Byłem okropny. Po prostu… bałem się o Zosię i o dziecko. Nie chciałem cię zranić.

Poczułam ulgę i żal jednocześnie.

– Michałku, ja zawsze będę twoją mamą. Ale musisz zrozumieć, że też mam uczucia.

Zosia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Przepraszam panią… Bałam się, że będzie pani mnie oceniać… Że nie będę wystarczająco dobrą żoną dla Michała.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Każda z nas się boi. Ale rodzina to wsparcie, nie rywalizacja.

Po powrocie do mieszkania Michała atmosfera była inna. Zosia zaczęła mnie pytać o rady dotyczące ciąży, razem gotowałyśmy obiady. Michał częściej się uśmiechał.

Ale coś we mnie pękło tamtego dnia na klatce schodowej. Zrozumiałam, że mój syn dorósł i ma własne życie – a ja muszę nauczyć się żyć swoim.

Czasem patrzę na zdjęcia Michała z dzieciństwa i zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy matka powinna umieć odejść w porę?

A wy? Czy też kiedyś poczuliście się zbędni we własnej rodzinie?