Nieoczekana wizyta: Ojcowska droga do przebaczenia

– Nie przywiozę ci Samka w ten weekend, tato. Przepraszam, ale nie dam rady – głos Marka był zmęczony, jakby od tygodni nie spał spokojnie.

Zamarłem z kubkiem herbaty w dłoni. W moim mieszkaniu na warszawskiej Pradze zapadła cisza, którą przerywało tylko ciche tykanie zegara. Samotność uderzyła mnie z całą mocą. Ostatnie miesiące żyłem od weekendu do weekendu, czekając na te krótkie chwile z wnukiem. Samka kochałem jak własnego syna, może nawet bardziej, bo miałem poczucie, że przy nim mogę naprawić błędy, które popełniłem wobec Marka.

– Rozumiem – odpowiedziałem cicho, choć wcale nie rozumiałem. – Coś się stało?

– Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Może innym razem. Muszę kończyć.

Usłyszałem sygnał zakończenia rozmowy. Przez chwilę siedziałem bez ruchu, patrząc na zdjęcie Samka na komodzie. Siedmioletni chłopiec z szerokim uśmiechem i rozczochranymi włosami. Zawsze powtarzałem Markowi, że Samko jest do niego podobny, choć tak naprawdę widziałem w nim siebie sprzed lat – pełnego energii i nadziei.

Wieczorem nie mogłem zasnąć. W głowie kłębiły się myśli: Czy Marek ma kłopoty? Czy to przeze mnie? Przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie. Było napięte. Znowu się pokłóciliśmy – o drobiazg, jak zwykle. O to, że Marek za dużo pracuje, że nie poświęca czasu rodzinie. On zarzucił mi, że się wtrącam. Zawsze się wtrącałem.

Następnego dnia zadzwonił domofon. Nie spodziewałem się nikogo. Zerknąłem przez wizjer – za drzwiami stała Anna, moja była żona. Nie widzieliśmy się od lat.

– Cześć, Janek – powiedziała cicho, gdy otworzyłem drzwi.

– Anka? Co ty tu robisz?

– Musimy porozmawiać. O Marku.

Wpuściłem ją do środka. Usiadła na kanapie, nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu.

– Marek ma poważne problemy w pracy – zaczęła. – Zwolnili go. Boję się, że sobie nie poradzi.

Poczułem ukłucie winy. Zawsze wymagałem od niego za dużo. Chciałem, żeby był lepszy ode mnie – żeby nie powielał moich błędów. Ale czy nie przesadziłem?

– Dlaczego mi nie powiedział? – spytałem z goryczą.

– Może dlatego, że zawsze go oceniałeś? – odpowiedziała Anna ostro. – On potrzebuje teraz wsparcia, a nie kolejnych rad.

Zamilkliśmy na chwilę. Anna spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Janek… Samko też to przeżywa. Marek zamknął się w sobie. Może powinieneś z nim porozmawiać? Bez pretensji.

Przez kolejne godziny chodziłem po mieszkaniu jak tygrys w klatce. Wspomnienia wracały falami: krzyki, trzaskanie drzwiami, łzy Anny po moich wybuchach złości, milczenie Marka po każdej naszej kłótni. Zawsze myślałem, że robię to dla jego dobra.

Wieczorem zadzwoniłem do Marka. Nie odebrał. Napisałem SMS-a: „Synu, jestem tu dla ciebie. Jeśli chcesz pogadać, przyjdź.”

Minęły dwa dni ciszy. W końcu usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem Marka z Samkiem u boku. Syn wyglądał na wyczerpanego; pod oczami miał ciemne cienie.

– Cześć tato – powiedział cicho.

Samko rzucił mi się na szyję.

– Dziadku! Tęskniłem!

Poczułem łzy pod powiekami.

– Chodźcie do środka.

Usiedliśmy w kuchni przy herbacie. Samko rysował coś na kartce, a ja patrzyłem na Marka.

– Przepraszam, że tak wyszło – zaczął syn. – Nie chciałem cię martwić.

– Martwię się o ciebie zawsze – odpowiedziałem szczerze. – Ale wiem też, że czasem przesadzam…

Marek spojrzał na mnie zaskoczony.

– Tato… Zwolnili mnie z pracy. Nie wiem co dalej… Czuję się jak przegrany.

Chciałem powiedzieć mu coś mądrego, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego położyłem mu rękę na ramieniu.

– Marek… Ja też kiedyś straciłem pracę. Pamiętasz? Byłeś wtedy mały…

Syn skinął głową.

– Wtedy nie umiałem sobie poradzić ze złością i strachem – kontynuowałem drżącym głosem. – Wylałem to wszystko na was… Na ciebie i twoją mamę. Przepraszam cię za to.

Marek spuścił wzrok.

– Bałem się wtedy ciebie…

Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego w życiu.

– Wiem… I żałuję tego każdego dnia – wyszeptałem.

Samko podszedł do nas z rysunkiem przedstawiającym trzech ludzi trzymających się za ręce.

– To my! – powiedział dumnie.

Spojrzeliśmy na siebie z Markiem i obaj się uśmiechnęliśmy przez łzy.

Przez kolejne godziny rozmawialiśmy szczerze jak nigdy dotąd. O strachu przed przyszłością, o błędach i żalu, o tym, jak trudno jest być ojcem i synem jednocześnie.

Wieczorem Marek powiedział:

– Może powinienem spróbować czegoś nowego… Może własna firma? Zawsze chciałeś mieć warsztat samochodowy, prawda?

Uśmiechnąłem się smutno.

– Tak… Ale zabrakło mi odwagi i wsparcia wtedy…

Marek spojrzał na mnie uważnie.

– Może teraz możemy spróbować razem?

Poczułem coś, czego nie czułem od lat: nadzieję.

Minęły tygodnie. Pomagałem Markowi otworzyć mały warsztat na obrzeżach miasta. Było ciężko – kredyty, formalności, niepewność jutra. Ale byliśmy razem i to dawało siłę.

Pewnego wieczoru siedzieliśmy we trójkę w warsztacie: ja, Marek i Samko. Pachniało smarem i kawą z termosu.

– Dziadku… Czy zawsze można naprawić to, co się zepsuło? – zapytał nagle Samko patrząc na mnie wielkimi oczami.

Zastanowiłem się chwilę.

– Nie zawsze… Ale warto próbować – odpowiedziałem cicho.

Patrzyłem na syna i wnuka i wiedziałem jedno: nigdy nie jest za późno na przebaczenie i nowy początek.

Czy wy też żałujecie czegoś w relacjach z bliskimi? Czy potrafilibyście wyciągnąć rękę po latach milczenia?