Nieproszony gość przy stole: Deszczowy wieczór, który zmienił wszystko

– Nie wierzę, że go zaprosiłeś! – syknęłam przez zaciśnięte zęby, patrząc na Piotra, który nerwowo poprawiał obrus na stole. Deszcz walił w szyby jakby chciał się wedrzeć do środka, a ja czułam, jak moje serce wali równie mocno.

– Magda, proszę cię… To tylko kolacja. Marek jest moim przyjacielem od lat – odpowiedział cicho Piotr, unikając mojego wzroku.

Tylko kolacja. Tylko przyjaciel. Tylko… A przecież wiedział, jak bardzo nie znoszę Marka. Wiedział, co się wydarzyło tamtej nocy dwa lata temu, kiedy wszystko się posypało. Ale Piotr zawsze był tym, który chciał łagodzić konflikty, nawet jeśli oznaczało to deptanie po moich uczuciach.

Usiadłam ciężko na krześle, zaciskając dłonie na kolanach. Mama krzątała się w kuchni, udając, że nie słyszy naszej rozmowy. Ojciec siedział w fotelu w salonie i udawał, że czyta gazetę, choć od pięciu minut nie przewrócił strony. Wszyscy wiedzieliśmy, że ten wieczór będzie inny. Że coś wisi w powietrzu.

Dzwonek do drzwi rozciął napięcie jak nóż. Piotr zerwał się pierwszy.

– Idę otworzyć – rzucił i już go nie było.

Słyszałam stłumione głosy w przedpokoju. Marek śmiał się głośno, jakby nic się nie stało. Jakby nie rozbił naszej rodziny swoim jednym głupim wyborem.

Wszedł do jadalni z szerokim uśmiechem i mokrymi włosami. Ubrany był jak zawsze: trochę za elegancko jak na nasze skromne mieszkanie na warszawskim Grochowie.

– Magda! Jak miło cię widzieć! – zawołał, rozkładając ramiona.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na niego, próbując nie wybuchnąć.

– Siadajcie, zaraz podam zupę – powiedziała mama z wymuszonym uśmiechem.

Zapanowała niezręczna cisza. Marek rozglądał się po pokoju, jakby szukał czegoś znajomego. Piotr próbował zagaić rozmowę o pracy, o korkach w mieście, o czymkolwiek. Ale ja czułam tylko narastającą złość.

W końcu nie wytrzymałam.

– Może powiesz nam wszystkim, dlaczego naprawdę tu przyszedłeś? – rzuciłam lodowato.

Marek spojrzał na mnie zaskoczony.

– Przyszedłem na kolację…

– Nie kłam! – przerwałam mu ostro. – Przyszedłeś tu, bo chcesz się wybielić. Bo myślisz, że po tym wszystkim wystarczy jeden wieczór i wszystko będzie jak dawniej?

Piotr próbował mnie uciszyć gestem, ale już było za późno. Mama zamarła z chochlą w ręku.

Marek spuścił wzrok.

– Magda… Wiem, że cię zawiodłem. Was wszystkich zawiodłem…

Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

– Zawiodłeś? Zawiodłeś to mało powiedziane! Przez ciebie Piotr stracił pracę! Przez ciebie ojciec musiał pożyczać pieniądze od sąsiadów! A ty… ty nawet nie miałeś odwagi spojrzeć nam w oczy przez dwa lata!

Marek przełknął ślinę. Widziałam, że walczy ze sobą.

– Popełniłem błąd… Wiem o tym. Ale wtedy… wtedy byłem zdesperowany. Myślałem tylko o sobie. Chciałem się wybić za wszelką cenę…

Ojciec odłożył gazetę i spojrzał na nas ciężkim wzrokiem.

– Wszyscy popełniamy błędy – powiedział cicho. – Ale nie wszyscy mamy odwagę za nie przeprosić.

Marek podniósł głowę.

– Przepraszam was. Naprawdę przepraszam…

Cisza była gęsta jak mgła nad Wisłą o świcie. Mama otarła łzę ukradkiem.

Piotr spojrzał na mnie błagalnie.

– Magda… Może spróbujemy mu wybaczyć? Ile jeszcze będziemy żyć przeszłością?

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przypomniałam sobie tamten dzień: Piotr wraca do domu z wypowiedzeniem w ręku, Marek tłumaczy się przed szefem i zrzuca winę na niego. Potem plotki w pracy, spojrzenia sąsiadów, ciche rozmowy rodziców nocą w kuchni o pieniądzach…

Ale przypomniałam sobie też inne chwile: wspólne wakacje nad Bałtykiem, śmiech Marka podczas gry w karty, jego pomoc przy remoncie mieszkania.

– Nie wiem… – wyszeptałam drżącym głosem. – Nie wiem, czy potrafię zapomnieć.

Marek skinął głową ze zrozumieniem.

– Nie proszę was o zapomnienie. Proszę tylko o szansę…

Mama postawiła talerze na stole i usiadła obok mnie.

– Może powinniśmy spróbować? – powiedziała cicho. – Rodzina to nie tylko dobre chwile.

Kolacja toczyła się dalej w napięciu. Rozmawialiśmy o pogodzie, o polityce, o nowych sąsiadach. Ale pod powierzchnią cały czas buzowały emocje.

Po deserze Marek poprosił Piotra o rozmowę na osobności. Siedziałam wtedy z mamą w kuchni i słyszałam ich podniesione głosy zza drzwi.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – pytał Piotr z bólem w głosie.

– Bałem się… Bałem się stracić wszystko! – odpowiedział Marek rozpaczliwie.

– Ale straciłeś nas!

Zapadła cisza. Potem usłyszałam szloch Marka i cichy głos Piotra:

– Może jeszcze nie wszystko stracone…

Wieczorem Marek wyszedł w deszcz bez parasola. Stałam w oknie i patrzyłam, jak znika za rogiem ulicy. Piotr podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.

– Myślisz, że kiedyś będzie jak dawniej? – zapytał cicho.

Pokręciłam głową.

– Nie wiem… Ale może warto spróbować?

Czasem jedna kolacja może zmienić wszystko. Czy wy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż własna duma?