Po prostu taka karma – historia Weroniki
— Weronika, gdzie ty się podziewasz?! — głos mamy rozbrzmiał w słuchawce, zanim zdążyłam powiedzieć „cześć”. W tej chwili stałam na przystanku, z butami przesiąkniętymi brudną wodą, a śnieg mieszał się z lodem pod moimi stopami. Próbowałam nie patrzeć na przejeżdżające samochody, które co chwilę oblewały mnie kolejną falą błota. Byłam zmęczona po całym dniu w pracy, a jeszcze bardziej zmęczona tym, że znowu muszę tłumaczyć się mamie z każdej minuty mojego życia.
— Już idę, mamo. Zaraz będę — odpowiedziałam, próbując ukryć irytację. Wiedziałam, że nie przyjmie żadnej wymówki. Dla niej zawsze byłam tą nieodpowiedzialną córką, która nigdy nie robi niczego na czas.
Kiedy w końcu dotarłam do mieszkania na warszawskim Mokotowie, plecy miałam mokre od potu, a dłonie drżały z zimna i nerwów. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam ciężką atmosferę. W kuchni mama krzątała się przy garnkach, rzucając mi krótkie spojrzenia spod zmarszczonych brwi.
— Spóźniłaś się. Znowu — powiedziała cicho, ale w jej głosie wyczułam zawód.
— Przepraszam, tramwaj utknął w korku — próbowałam się tłumaczyć, ale wiedziałam, że to nie ma sensu.
Usiadłam przy stole i zaczęłam zdejmować przemoczone buty. Wtedy do kuchni wszedł mój brat, Michał. Spojrzał na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
— Zawsze musisz robić wszystko po swojemu? Mama czekała z obiadem — rzucił oskarżycielsko.
— Przecież nie zrobiłam tego specjalnie! — wybuchłam. — Czy wy naprawdę myślicie, że lubię wracać do domu przez pół miasta tylko po to, żeby słuchać waszych pretensji?
Mama spojrzała na mnie z bólem w oczach. Przez chwilę milczeliśmy wszyscy. W powietrzu wisiała jakaś niewypowiedziana prawda.
— Weronika… — zaczęła mama, ale przerwał jej dźwięk telefonu. Odebrała szybko i wyszła do drugiego pokoju.
Michał patrzył na mnie przez chwilę, po czym wyszeptał:
— Wiesz, że ona jest chora?
Zamarłam. — Co masz na myśli?
— Lekarz był dzisiaj rano. Nie chciała ci mówić. Ma raka.
Poczułam, jak świat mi się wali. Wszystkie wcześniejsze kłótnie i pretensje nagle straciły sens. Chciałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle.
Mama wróciła do kuchni i spojrzała na nas oboje. W jej oczach zobaczyłam łzy.
— Nie chciałam was martwić… Myślałam, że jeszcze trochę pociągnę bez waszej pomocy — powiedziała cicho.
W tej chwili poczułam się jak najgorsza córka na świecie. Przez tyle lat miałam do niej żal o kontrolę i brak zaufania, a ona po prostu bała się zostać sama ze swoją chorobą.
Wieczorem siedzieliśmy razem przy stole. Mama opowiadała o badaniach, o tym jak długo ukrywała przed nami prawdę. Michał milczał, a ja czułam narastającą wściekłość — nie na mamę, ale na siebie i cały świat.
— Dlaczego nic nie powiedziałaś? — zapytałam w końcu drżącym głosem.
— Bo nie chciałam być ciężarem — odpowiedziała szeptem.
Wtedy przypomniały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa: jak mama czekała na mnie po szkole, jak piekła moje ulubione ciasto na urodziny, jak tuliła mnie po nocnych koszmarach. Zrozumiałam, że nigdy nie byłam dla niej ciężarem — to ona zawsze dźwigała cały świat na swoich barkach.
Przez kolejne dni wszystko się zmieniło. Zamiast kłótni pojawiły się rozmowy do późna w nocy. Razem z Michałem zaczęliśmy pomagać mamie w codziennych obowiązkach. Po raz pierwszy od lat poczułam się częścią rodziny.
Ale los nie przestawał nas doświadczać. Pewnego wieczoru usłyszałam przez przypadek rozmowę mamy przez telefon:
— Nie mogę teraz przyjechać… Dzieci są przy mnie… Tak, wiem, ale muszę być tutaj…
Zaniepokojona zapytałam ją później:
— Mamo, z kim rozmawiałaś?
Spojrzała na mnie długo i ciężko westchnęła.
— Weronika… Jest coś jeszcze, czego nie wiesz. Twój ojciec… On żyje. Od lat mieszka za granicą. Pisał do mnie ostatnio… Chciałby cię poznać.
Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez całe życie wierzyłam, że tata zginął w wypadku samochodowym. Mama nigdy nie mówiła o nim źle — po prostu unikała tematu.
— Dlaczego mi to zrobiłaś? — zapytałam przez łzy.
— Bałam się, że cię stracę… Bałam się twojego bólu i pytań bez odpowiedzi…
Nie potrafiłam jej wybaczyć od razu. Przez kilka dni chodziłam jak cień po mieszkaniu. Michał próbował mnie pocieszać:
— Może powinnaś go poznać? Może to szansa na zamknięcie pewnego rozdziału?
Nie wiedziałam, co robić. Z jednej strony czułam gniew i żal do mamy za lata kłamstw, z drugiej — litość i współczucie dla jej samotności i strachu.
W końcu zdecydowałam się napisać do ojca maila. Odpisał niemal natychmiast: „Czekałem na ten dzień całe życie”.
Spotkaliśmy się kilka tygodni później w małej kawiarni na Powiślu. Był zupełnie inny niż go sobie wyobrażałam — starszy, zmęczony życiem, ale z ciepłym spojrzeniem. Rozmawialiśmy długo o wszystkim i o niczym. O dzieciństwie, którego nie miałam szansy przeżyć z nim; o jego błędach; o mojej mamie.
Po powrocie do domu mama czekała na mnie w kuchni.
— I co? — zapytała cicho.
— Nie wiem jeszcze… Ale chyba chcę spróbować mu wybaczyć — odpowiedziałam szczerze.
Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o chorobie mamy, o kłamstwach i niedopowiedzeniach, o własnej winie i przebaczeniu.
Czy to naprawdę tylko karma? Czy może każdy z nas sam wybiera swój los?
Czasem zastanawiam się: czy gdybym wiedziała wcześniej całą prawdę, byłabym szczęśliwsza? A może właśnie te wszystkie rany uczyniły mnie silniejszą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?