Razem w podróży: Historia Kasi i Mateusza

– Kasia, nie zapomnij podgrzać sobie zupy! – usłyszałam jeszcze przez zamykające się drzwi. Mama już dawno była w pracy, tata pewnie stał w korku na trasie do Warszawy. Zegar w kuchni wskazywał 14:10, a ja, jak co dzień, wróciłam sama do pustego mieszkania. Zupa pomidorowa czekała w garnku, makaron już ugotowany. Odruchowo nastawiłam kuchenkę, wyjęłam łyżkę i usiadłam przy stole, patrząc przez okno na szare bloki. Tak wyglądało moje życie od pierwszej klasy podstawówki – samodzielność była moim drugim imieniem.

Wszystko zmieniło się w jedenastej klasie. Pewnego dnia do naszej szkoły przyszło kilku studentów na praktyki. Wśród nich był Mateusz Nowak – wysoki, poważny chłopak w okularach i szarym swetrze. Prowadził lekcje historii z takim zaangażowaniem, że nawet najwięksi śpiochy słuchali go z zapartym tchem. Ja też nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był inny niż wszyscy nauczyciele – nie bał się żartować, ale potrafił też mówić o rzeczach ważnych tak, że czułam ciarki na plecach.

Pewnego dnia po lekcji podszedł do mnie.
– Kasiu, mogę cię o coś zapytać? – zapytał cicho.
– Jasne – odpowiedziałam, czując jak serce bije mi szybciej.
– Zauważyłem, że zawsze jesteś bardzo skupiona na lekcjach. Lubisz historię?
– Tak… chyba tak. Lubię słuchać o ludziach i ich wyborach.
Uśmiechnął się lekko.
– To dobrze. Historia to nie tylko daty, to przede wszystkim ludzie i ich podróże przez życie.

Te słowa zapadły mi głęboko w pamięć. Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej – najpierw o książkach, potem o filmach i muzyce. Mateusz miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się ważna. Po raz pierwszy ktoś naprawdę mnie słuchał.

W domu jednak nie było tak kolorowo. Rodzice byli coraz bardziej zajęci sobą i pracą. Tata wracał późno, mama była wiecznie zmęczona. Kiedy próbowałam opowiedzieć im o Mateuszu, zbywali mnie krótkim „To tylko praktykant, nie przywiązuj się”.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię za ścianą.
– Ona jest jeszcze dzieckiem! – krzyczała mama.
– Przesadzasz. Niech ma jakieś zainteresowania – odpowiadał tata zrezygnowanym tonem.
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Czy naprawdę byłam tylko dzieckiem? Przecież od lat radziłam sobie sama!

Zbliżała się wycieczka szkolna do Krakowa. Mateusz miał jechać jako opiekun. Byłam podekscytowana i przerażona jednocześnie. W autobusie usiadł obok mnie.
– Gotowa na przygodę? – zapytał z uśmiechem.
– Chyba tak…
– Wiesz, czasem trzeba wyjść poza swoją strefę komfortu, żeby coś zrozumieć o sobie.
Patrzyłam przez okno na mijające pola i zastanawiałam się, czy jestem gotowa na zmiany.

W Krakowie wszystko wydawało się inne – większe, bardziej kolorowe. Wieczorem poszliśmy całą grupą na spacer po Starym Mieście. Mateusz opowiadał nam historie o dawnych królach i buntownikach. W pewnym momencie zostaliśmy sami na Plantach.
– Kasiu…
Spojrzałam na niego pytająco.
– Chciałem ci podziękować za te rozmowy. Dzięki tobie przypomniałem sobie, dlaczego wybrałem historię.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
– Ja też ci dziękuję… Za to, że mnie słuchasz.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Kasia! Gdzie jesteś? Dlaczego nie odbierasz telefonu?!
– Byliśmy na zwiedzaniu…
– Martwię się o ciebie! Nie możesz tak znikać!
Poczułam narastającą złość.
– Mamo, mam siedemnaście lat! Potrafię o siebie zadbać!
Rozłączyła się bez słowa.

Po powrocie do domu atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Mama patrzyła na mnie podejrzliwie, tata unikał rozmów. W końcu wybuchłam:
– Dlaczego nie możecie mi zaufać?!
Mama zaczęła płakać.
– Boję się o ciebie… Nie chcę, żebyś popełniła moje błędy…
Tata westchnął ciężko.
– Każdy musi przejść swoją drogę, Aniu – powiedział do mamy.

Przez kolejne tygodnie czułam się rozdarta między domem a szkołą. Z jednej strony chciałam być lojalna wobec rodziców, z drugiej – pragnęłam wolności i rozmów z Mateuszem. Pewnego dnia po lekcjach spotkałam go przed szkołą.
– Kasiu… Chciałem ci coś powiedzieć. Kończę praktyki i wracam na uczelnię do Poznania.
Zamarłam.
– Ale…
– To nie znaczy, że musimy przestać rozmawiać. Jeśli chcesz…
Patrzyłam mu w oczy i wiedziałam, że muszę podjąć decyzję sama za siebie.

Wieczorem długo rozmawiałam z mamą. Opowiedziałam jej wszystko – o samotności, o rozmowach z Mateuszem, o tym jak bardzo chcę być traktowana poważnie.
Mama przytuliła mnie mocno pierwszy raz od dawna.
– Przepraszam cię… Chciałam cię chronić, ale chyba zapomniałam jak to jest być młodą dziewczyną.

Mateusz wyjechał, ale zostawił mi list: „Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Odwagi!”

Dziś wiem, że tamten czas był moją najważniejszą podróżą – podróżą do dorosłości i do siebie samej. Czy można być jednocześnie lojalnym wobec rodziny i wiernym sobie? Czy każda podróż musi oznaczać rozstanie? Czasem trzeba się zgubić, żeby odnaleźć własną drogę.