Sobota w Biedronce: Gdy życie wali się w sekundę
– Proszę pani, jest pani pewna, że miała pani portfel, kiedy wchodziła do sklepu? – głos młodej kasjerki, Pauliny, przeszył mnie na wskroś. Za mną już ustawił się długi ogonek ludzi, a ja gorączkowo przeszukiwałam torebkę, jakbym mogła znaleźć w niej nie tylko portfel, ale i odpowiedź na wszystkie pytania. Sobota, godzina szczytu w Biedronce na moim osiedlu w Łodzi – wszyscy spieszą się do domów, a ja stoję jak słup soli z paczką kabanosów, mlekiem i chlebem.
– Miałam go… na pewno miałam! – szepczę bardziej do siebie niż do niej. Czuję, jak policzki mi płoną, a serce wali jak oszalałe. Za mną starsza pani z trwałą – chyba pani Halina z trzeciego piętra – szepcze do mężczyzny obok: – Widzisz? Teraz każdy może udawać ofiarę.
Rozglądam się. Wszędzie znajome twarze – sąsiadka Aneta z naprzeciwka, pan Mirek, który zawsze narzeka na ceny, nawet pan Janusz, który codziennie rano mówi mi „dzień dobry”, kiedy odprowadzam syna do szkoły. Teraz patrzą na mnie jak na intruza. Nogi mam jak z waty.
– Może zostawiła go pani przy warzywach? – Paulina próbuje być uprzejma, ale widzę już irytację w jej oczach. – Albo… może ktoś pani wyjął z torebki?
W tej chwili podchodzi ochroniarz – pan Robert, ten sam, który tydzień temu żartował z moim mężem przy stoisku z mięsem. Teraz patrzy na mnie poważnie: – Musimy wezwać policję, proszę pani. Takie są procedury.
Czuję łzy pod powiekami. – Proszę… tylko zadzwonię do męża. Może został w domu… może zapomniałam zabrać…
Ale wiem, że nie. Wiem, że wsadziłam portfel do torebki wychodząc z auta. Pamiętam ten moment – jednocześnie odpisywałam córce Zosi: „Mamo, kupisz mi te ciasteczka, co lubisz?” Teraz przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli – co jeśli ktoś naprawdę ukradł? Co powie mąż? Co powie Zosia?
Policja pojawia się błyskawicznie – dwie młode funkcjonariuszki: sierżantka Marta i posterunkowa Kinga. – Proszę opisać portfel. Co było w środku? Czy zauważyła pani coś podejrzanego?
Głos mi drży: – Czarny, skórzany… prezent od męża na rocznicę… były tam wszystkie karty, dowód… gotówka na czynsz…
Ludzie wokół milkną, ale czuję ich wzrok jak igły na plecach. Niektórzy współczująco, inni z satysfakcją. Słyszę szept: – To ta sama, której odcięli prąd w zeszłym roku…
Wstyd pali mnie do żywego. Przypominam sobie zeszłą zimę, gdy spóźniliśmy się z rachunkami po tym, jak mąż stracił pracę. Pamiętam wieczory pod kocem z Zosią, śmiech przez łzy i herbatę grzaną na kuchence gazowej.
– Mamo! – znajomy głos rozdziera ciszę. Zosia biegnie przez sklep, za nią mój mąż Tomek, cały zdyszany. – Co się stało? Dlaczego tu jest policja?
Tłumaczę przez łzy. Tomek obejmuje mnie mocno: – Damy radę… portfel się znajdzie albo kupimy nowy. To nie koniec świata.
Ale dla mnie to właśnie koniec świata. Bo nie chodzi o portfel – chodzi o to, że znów jestem tematem plotek i litości.
Policjantki sprawdzają nagrania z kamer. Czekamy w napięciu. Po chwili Marta podchodzi: – Na nagraniu widać, że miała pani portfel przy warzywach… potem podchodzi do pani jakaś dziewczyna… zna ją pani?
Patrzę na ekran i rozpoznaję Majkę – córkę naszej sąsiadki z parteru. Dziewczyna zawsze była cicha i zamknięta w sobie, odkąd jej ojciec wyjechał do Anglii za pracą.
Serce mi pęka. – Wiem kto to… Może bardziej potrzebuje pomocy niż kary – mówię cicho.
Policja idzie do mieszkania Majki i jej mamy Iwony. Ja siedzę na ławce przed Biedronką z Tomkiem i Zosią. Ludzie przechodzą i patrzą – jedni ze współczuciem, inni z pogardą.
Po pół godzinie wracają policjantki z Majką i Iwoną. Majka trzyma mój portfel, cała zapłakana.
– Przepraszam… nie chciałam… mama nie ma pieniędzy na leki… zobaczyłam okazję… nie myślałam – szlocha Majka.
Iwona płacze i tuli córkę: – Przepraszamy… błagam…
W tej chwili cała moja złość znika. Zostaje tylko smutek – smutek, że jesteśmy tak złamani, że kradniemy sobie nawzajem zamiast pomagać.
Policja pyta, czy chcę zgłosić sprawę. Patrzę na Majkę i Iwonę – widzę w nich siebie i moją rodzinę.
– Nie będę zgłaszać – mówię cicho. – Chcę tylko wierzyć, że to ostatni raz. Jeśli mogę pomóc… powiedzcie jak.
Wokół cisza – niektórzy kiwają głowami z aprobatą, inni przewracają oczami.
Tomek obejmuje mnie mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Zosia ociera łzy.
Idziemy razem do domu przez zatłoczone osiedle. Myślę: Ile jeszcze razy musimy upaść, żeby nauczyć się pomagać sobie nawzajem? Czy ktoś jutro opowie o tym, że wybaczyliśmy – czy znów ważniejsze będzie to, kto komu ukradł portfel?