W dniu naszej rocznicy ślubu powiedział: „Już cię nie kocham”. Ale nie to było najgorsze

– Już cię nie kocham.

Te słowa rozbrzmiały w mojej głowie jak dzwon pogrzebowy. Stałam w kuchni, trzymając w ręku nóż do krojenia chleba, a na stole czekał tort z napisem „Na zawsze razem”. Właśnie wrócił z pracy, a ja czekałam na niego z kolacją, jak co roku w naszą rocznicę ślubu. Zawsze mówił, że to dla niego ważny dzień. Zawsze…

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Co ty mówisz, Michał? – zapytałam cicho, próbując zapanować nad drżeniem głosu.

Nie patrzył na mnie jak ktoś, kto żałuje. Jego oczy były zimne, obojętne. Jakby czekał tylko na ten moment, żeby w końcu powiedzieć to, co od dawna miał na końcu języka.

– Już cię nie kocham – powtórzył spokojnie. – Od dawna.

Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że to jakiś chory żart. Że zaraz się uśmiechnie i powie: „No co ty, Anka, przecież wiesz, że cię kocham”. Ale on tylko stał i patrzył na mnie tym swoim nowym wzrokiem.

– Michał… Przecież mamy dzieci…

– Wiem. I właśnie dlatego muszę odejść teraz, zanim zrobi się jeszcze gorzej.

Zauważyłam kątem oka torbę przy drzwiach. Była spakowana. Jego kurtka wisiała na wieszaku, a telefon leżał wyłączony na komodzie. Wszystko zaplanował. Każdy szczegół.

– Gdzie idziesz? – zapytałam, choć już wiedziałam, że nie dostanę odpowiedzi.

– To nie ma znaczenia – rzucił krótko. – Muszę już iść.

Podszedł do drzwi i przez chwilę wydawało mi się, że się zawahał. Ale nie. Otworzył je i wyszedł bez słowa pożegnania.

Stałam tam przez długą chwilę, nie mogąc się ruszyć. W głowie kłębiły mi się pytania: Co zrobiłam źle? Czy mogłam coś zmienić? Dlaczego właśnie dziś?

Dzieci były u mojej mamy. Miałam odebrać je rano. Przez całą noc siedziałam przy stole, patrząc na tort i słuchając ciszy, która nagle stała się nieznośna.

Rano zadzwoniła mama:
– Aniu, wszystko w porządku? Dzieci już tęsknią.

– Tak, mamo… Zaraz przyjadę – odpowiedziałam drżącym głosem.

W drodze do niej płakałam jak dziecko. Nie wiedziałam, co powiedzieć synowi i córce. Jak wyjaśnić im, że tata już nie wróci?

Kiedy weszłam do mieszkania mamy, dzieci rzuciły mi się na szyję.
– Mamo! – krzyknął Kuba. – Tata przyjedzie po nas później?

Nie mogłam wydusić słowa. Mama spojrzała na mnie pytająco.
– Co się stało?

Rozpłakałam się na dobre. Mama objęła mnie ramieniem i zaprowadziła do kuchni.
– Michał odszedł – wyszeptałam.

Mama westchnęła ciężko.
– Wiedziałam… Ostatnio był jakiś inny. Ale myślałam, że to tylko praca…

Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Michał nie odbierał telefonu. Dzieci pytały o niego codziennie.
– Mamo, kiedy tata wróci?
– Nie wiem, kochanie…

Po tygodniu dostałam od niego SMS-a: „Musimy porozmawiać o dzieciach”.
Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko naszego domu. Przyszedł punktualnie, ubrany elegancko jak zawsze. Wyglądał na spokojnego.

– Anka… Przepraszam, że tak wyszło. Ale nie mogłem dłużej udawać.
– Udawać? – powtórzyłam z goryczą.
– Tak. Od dawna nic już do ciebie nie czuję. Poznałem kogoś…

Zatkało mnie.
– Kogo?
– To nie ma znaczenia. Chcę być szczery. Chcę być z nią.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
– A dzieci? – zapytałam cicho.
– Będę się nimi opiekował. Chcę je widywać. Ale muszę zacząć nowe życie.

Wyszłam z kawiarni bez słowa. Czułam się upokorzona i zdradzona. Przez kolejne tygodnie próbowałam jakoś funkcjonować – dla dzieci, dla siebie. Ale wszystko przypominało mi o nim: jego kubek w łazience, koszula w szafie, zdjęcia na ścianie.

Pewnego dnia Kuba przyniósł ze szkoły rysunek: cała nasza rodzina trzymająca się za ręce.
– Mamo, dlaczego tata już z nami nie mieszka?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku zdradę? Jak powiedzieć mu, że czasem ludzie przestają się kochać?

Wieczorami płakałam w poduszkę. Mama próbowała mnie pocieszać:
– Aniu, jesteś silna. Dasz sobie radę.
Ale ja nie czułam się silna. Czułam się pusta.

Z czasem zaczęły wychodzić na jaw kolejne szczegóły. Okazało się, że Michał od miesięcy spotykał się z koleżanką z pracy – Magdą. Widziałam ich razem przypadkiem na mieście: ona śmiała się głośno, on patrzył na nią tak, jak kiedyś patrzył na mnie.

Zaczęły się plotki wśród sąsiadów:
– Słyszałaś? Michał zostawił Ankę dla tej młodej z biura…
Czułam na sobie ich spojrzenia za każdym razem, gdy wychodziłam z dziećmi na plac zabaw.

Najgorsze były święta. Dzieci pytały:
– Czy tata przyjdzie na Wigilię?
Nie przyszedł. Zadzwonił tylko na chwilę.

Mama starała się zastąpić im ojca jak mogła, ale widziałam smutek w oczach Kuby i Oli.
Pewnego dnia Ola zapytała:
– Mamo, czy tata nas jeszcze kocha?
Objęłam ją mocno i rozpłakałam się razem z nią.

Po kilku miesiącach Michał przestał płacić alimenty na czas. Musiałam prosić go o pieniądze:
– Michał, dzieci potrzebują nowych butów…
– Nie przesadzaj! Przecież dostajesz 500+!
Czułam narastającą złość i bezsilność.

Zaczęły się kłótnie o wszystko: o wakacje dzieci, o podział majątku, o opiekę nad Kubą i Olą.
Pewnego dnia przyszedł list z sądu: Michał domaga się opieki naprzemiennej.
Byłam wściekła:
– Teraz sobie przypomniałeś o dzieciach?!
On tylko wzruszył ramionami:
– Mam prawo być ojcem!

W sądzie siedzieliśmy naprzeciwko siebie jak obcy ludzie. On z nową partnerką u boku, ja sama z mamą i adwokatem.
Sędzia pytał:
– Czy jest szansa na porozumienie?
Nie było szansy.

Po rozprawie Michał podszedł do mnie:
– Anka… Nie chciałem cię skrzywdzić.
Popatrzyłam mu prosto w oczy:
– Ale skrzywdziłeś nas wszystkich.
Odwrócił wzrok i odszedł bez słowa.

Minął rok od tamtego dnia. Dzieci przyzwyczaiły się do nowej rzeczywistości – weekendy u taty i Magdy, reszta czasu ze mną i babcią.
Nauczyłam się żyć sama: znalazłam nową pracę w bibliotece miejskiej, zaczęłam chodzić na jogę i spotykać się z koleżankami ze studiów.
Ale czasem wieczorami wracały wspomnienia: pierwsza randka z Michałem nad Wisłą, narodziny Kuby i Oli, wspólne wakacje nad morzem…
Zastanawiam się często: czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Czy kiedykolwiek będę umiała zaufać jeszcze raz?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?