Więzy krwi: Odkrywanie rodziny na nowo

– Nie wierzę, że to zrobiłeś! – krzyknęłam, rzucając kluczami o stół. W mieszkaniu rozległ się metaliczny dźwięk, a mama spojrzała na mnie z przerażeniem.

– Marto, uspokój się, proszę… – Jej głos był cichy, niemal błagalny. Ale jak miałam się uspokoić? Właśnie wróciłam z kancelarii notarialnej, gdzie przeczytano testament mojego ojca. Testament, który zmienił wszystko.

W głowie wciąż dudniły mi słowa notariusza: „Pani ojciec zapisał połowę majątku swojemu synowi, Jakubowi Nowakowi.” Synowi? Jakubowi? Przez dwadzieścia siedem lat żyłam w przekonaniu, że jestem jedynaczką. Że cała uwaga, miłość i – niestety – oczekiwania rodziców skupiają się tylko na mnie. A teraz okazało się, że gdzieś tam jest ktoś jeszcze. Mój brat. Przyrodni brat.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Mama spuściła wzrok.

– Myślałam, że to dla twojego dobra… Twój ojciec… To było dawno temu. Zanim się poznaliśmy. Nie chciał wracać do tamtej historii.

– Ale ja mam prawo wiedzieć! – łzy napłynęły mi do oczu. – Przez całe życie czułam się niewystarczająca. Zawsze musiałam być najlepsza, bo inaczej tata był rozczarowany. A teraz okazuje się, że miał jeszcze jedno dziecko? Czy on mnie w ogóle kochał?

Mama podeszła do mnie i próbowała mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Muszę wyjść – powiedziałam i wybiegłam z mieszkania.

Warszawa była tego dnia szara i zimna. Przechodziłam przez Aleje Jerozolimskie, nie zwracając uwagi na samochody i ludzi. W głowie miałam mętlik. Kim jest Jakub? Czy wiedział o mnie? Czy był częścią życia taty? A może też czuł się odrzucony?

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam jak cień samej siebie. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła moją nieobecność myślami.

– Marta, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

– Może trochę tak jest – odpowiedziałam wymijająco.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do kancelarii. Poprosiłam o kontakt do Jakuba. Po kilku dniach dostałam maila z jego numerem telefonu.

Wpatrywałam się w ekran komórki przez długie minuty. W końcu napisałam: „Cześć, tu Marta Nowak. Chciałabym się spotkać.”

Odpisał niemal od razu: „Też chciałem cię poznać. Może kawa w sobotę?”

Spotkaliśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Przyszedł wcześniej ode mnie i siedział przy oknie. Wyglądał zupełnie inaczej niż ja – wysoki, ciemne włosy, lekki zarost. Ale oczy miał takie same jak tata.

– Cześć – powiedziałam niepewnie.

– Cześć, Marta – uśmiechnął się lekko. – Dziwne uczucie, co?

Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

– Wiedziałeś o mnie? – zapytałam w końcu.

– Tak… Tata czasem o tobie wspominał. Ale nigdy nie chciał żebym się z tobą kontaktował. Mówił, że to skomplikowane.

Poczułam ukłucie żalu.

– A twoja mama?

– Zmarła kilka lat temu. Byłem sam przez większość życia.

Zrobiło mi się go żal. Przez chwilę wyobraziłam sobie siebie na jego miejscu – bez matki, z ojcem-duchem, który pojawia się tylko od święta.

– Tata był trudny – powiedziałam cicho. – Wymagał ode mnie rzeczy niemożliwych.

Jakub spojrzał na mnie uważnie.

– Ode mnie nie wymagał niczego. Chyba dlatego tak bardzo chciałem go poznać… Ale zawsze byłem tylko dodatkiem do jego prawdziwego życia.

Siedzieliśmy długo, rozmawiając o dzieciństwie, o tym jak różnie wyglądały nasze domy i święta. O tym, jak bardzo oboje tęskniliśmy za czymś, czego nigdy nie dostaliśmy – za prawdziwą rodziną.

Po spotkaniu wróciłam do domu i długo płakałam. Mama próbowała ze mną rozmawiać, ale byłam zbyt rozbita.

Kilka tygodni później przyszło pismo z sądu – sprawa spadkowa miała ruszyć za miesiąc. Mama była przerażona.

– Marta, musisz walczyć o swoje! To niesprawiedliwe!

Ale ja już nie wiedziałam, co jest sprawiedliwe. Czy mam prawo zabierać Jakubowi to, co mu się należy? Czy powinnam walczyć o mieszkanie na Żoliborzu tylko dlatego, że tam dorastałam?

Zadzwoniłam do Jakuba.

– Może spotkamy się jeszcze raz? Musimy pogadać o tej całej sprawie spadkowej.

Tym razem spotkaliśmy się w parku Skaryszewskim. Było zimno, ale słońce przebijało się przez chmury.

– Słuchaj – zaczęłam niepewnie – nie chcę wojny w sądzie. Może podzielimy wszystko po równo?

Jakub uśmiechnął się smutno.

– Ja nawet nie chcę tego mieszkania ani pieniędzy. Chciałem tylko wiedzieć, że istnieję dla niego… że jestem częścią tej rodziny.

Poczułam gulę w gardle.

– Może spróbujemy być rodziną dla siebie? Bez niego?

Jakub skinął głową.

Od tamtej pory spotykaliśmy się regularnie. Zaprosiłam go na Wigilię do mamy. Było niezręcznie – mama była spięta, a babcia udawała, że Jakub to „kolega z pracy”. Ale z czasem lody zaczęły topnieć.

Któregoś dnia mama usiadła obok mnie na kanapie i powiedziała:

– Przepraszam cię za wszystko. Za tajemnice, za presję… Chciałam tylko twojego szczęścia.

Objęłam ją mocno pierwszy raz od miesięcy.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi czy wspólne nazwisko w dowodzie osobistym. To wybory, które podejmujemy każdego dnia – czy chcemy być razem mimo bólu i trudnych historii.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryją nasi bliscy? I czy jesteśmy gotowi je odkryć – nawet jeśli mogą nas zranić?