Zamiast „Cześć” usłyszałam: „Jestem żoną Marka”. Ta chwila zmieniła wszystko…

– Jestem żoną Marka.

Te słowa rozbrzmiały w mojej głowie jak wystrzał. Siedziałam z Anią w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie, popijając latte i narzekając na szefa, gdy podeszła do nas kobieta o sztywnych ramionach i oczach pełnych bólu. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Ale ona patrzyła prosto na mnie, a jej głos nie drżał.

– Przepraszam? – wydusiłam, czując jak krew odpływa mi z twarzy.

– Jestem żoną Marka – powtórzyła, a jej spojrzenie przeszyło mnie na wskroś. – Wiem o wszystkim.

Ania spojrzała na mnie z przerażeniem. Ja nie mogłam wydobyć z siebie słowa. W głowie miałam mętlik. Marek… Mój Marek? Przecież mówił, że jest po rozwodzie. Że jego była żona wyjechała do Gdańska i nie utrzymują kontaktu. Przez ostatnie dwa lata był dla mnie wszystkim – przyjacielem, kochankiem, partnerem. A teraz ta kobieta stoi przede mną i mówi, że jest jego żoną.

– Nie wiem, o czym pani mówi – próbowałam się bronić, choć czułam, że grunt usuwa mi się spod nóg.

– Nie udawaj – syknęła. – Znalazłam wasze zdjęcia. Wiem o waszych weekendach w Kazimierzu, o prezentach na urodziny, o tych wszystkich SMS-ach. Myślałaś, że się nie dowiem?

Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ania ścisnęła mnie za rękę pod stołem. W kawiarni zrobiło się cicho – kelnerka przestała wycierać stolik, a starszy pan przy oknie przestał czytać gazetę. Wszyscy patrzyli na nas.

– Proszę… możemy porozmawiać gdzieś na osobności? – wyszeptałam.

Kobieta skinęła głową i wyszłyśmy na zewnątrz. Powietrze było ciężkie od wilgoci i zapachu spalin. Przez chwilę stałyśmy w milczeniu.

– Jak długo to trwa? – zapytała w końcu.

– Dwa lata… – odpowiedziałam cicho. – Ale Marek mówił mi, że jesteście po rozwodzie.

Zaśmiała się gorzko.

– Rozwód? On nawet nie złożył papierów! Mieszkamy razem, mamy syna! Myślisz, że to takie proste?

Zatkało mnie. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie nasze rozmowy, wszystkie wymówki Marka: „Muszę zostać dłużej w pracy”, „Wyjeżdżam służbowo”, „Nie mogę dziś przyjechać”. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

– Nie wiedziałam… Przysięgam – powiedziałam drżącym głosem.

– Wszyscy tak mówią – rzuciła z pogardą. – Ale to nie zmienia faktu, że rozbiłaś moją rodzinę.

Patrzyłam na nią bezradnie. Chciałam coś powiedzieć, przeprosić, wyjaśnić… Ale każde słowo wydawało się niewystarczające.

Wróciłam do kawiarni jak w transie. Ania objęła mnie ramieniem.

– Co się stało? – zapytała cicho.

Opowiedziałam jej wszystko. O Marku, o jego obietnicach, o tym jak planowaliśmy wspólną przyszłość. O tym, że nigdy nie poznałam jego rodziny, bo „to za wcześnie”. O tym, jak bardzo mu ufałam.

– Musisz z nim porozmawiać – powiedziała Ania stanowczo. – Musisz znać prawdę.

Wieczorem zadzwoniłam do Marka. Odebrał po kilku sygnałach.

– Cześć, kochanie – powiedział beztrosko.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam zimno.

Przez chwilę milczał.

– O co chodzi?

– Spotkałam dziś twoją żonę. Powiedziała mi wszystko.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– To nie tak… – zaczął w końcu. – Chciałem ci powiedzieć… Ale bałem się, że cię stracę.

– Straciłeś mnie już dawno temu – odpowiedziałam i rozłączyłam się.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Nie jadłam, nie spałam. Mama dzwoniła codziennie, ale nie miałam siły odbierać. W końcu przyszła do mnie sama.

– Co się dzieje, Marto? – zapytała z troską w głosie.

Opowiedziałam jej wszystko. Siedziałyśmy razem na kanapie, a ona głaskała mnie po włosach jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i bałam się burzy.

– Wiesz… Twój ojciec też kiedyś mnie zdradził – powiedziała cicho. – Ale ja mu wybaczyłam. Bo wiedziałam, że mimo wszystko jesteśmy rodziną.

Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.

– Ja nie potrafię wybaczyć…

Mama uśmiechnęła się smutno.

– I nie musisz. Każdy ma swoją drogę do przejścia.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Zmieniłam numer telefonu, przestałam chodzić do naszej kawiarni, unikałam wspólnych znajomych z Markiem. Ale najtrudniejsze było spojrzeć w lustro i nie czuć wstydu ani żalu do samej siebie.

Pewnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Marka. Stał z bukietem tulipanów i błagalnym spojrzeniem.

– Marta… Proszę cię… Pozwól mi to wyjaśnić…

Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem bez słowa. Wiedziałam już, że nie chcę wracać do tego koszmaru.

Dziś mija pół roku od tamtego dnia w kawiarni. Nadal boli, ale powoli uczę się żyć na nowo. Zaczęłam chodzić na terapię, wróciłam do malowania obrazów i spotkań z przyjaciółmi. Czasem jeszcze budzę się w nocy z poczuciem pustki i strachu przed przyszłością.

Ale wiem jedno: zasługuję na szczerość i szacunek. I choć boję się zaufać komuś jeszcze raz, wierzę, że kiedyś znów będę szczęśliwa.

Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? A może wszyscy nosimy w sobie tajemnice, które prędzej czy później wychodzą na jaw? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?