Biała sukienka i ciemne sekrety: Historia Kasi

— Kasia, musimy porozmawiać — głos Wojtka odbił się echem w pustym salonie. Stałam przy oknie, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Przez chwilę udawałam, że nie słyszę. Ale on już stał za mną, a obok niego… ona. Kobieta o ciemnych włosach i spojrzeniu, które od razu wzbudziło we mnie niepokój.

— To jest Magda — powiedział Wojtek z tą swoją chłodną pewnością siebie, której zawsze mu zazdrościłam. — Od dziś będzie z nami mieszkać.

Zamarłam. Przez sekundę miałam nadzieję, że to jakiś żart. Ale Magda uśmiechnęła się lekko, jakby była tu od zawsze.

— Dzień dobry — powiedziała cicho. Jej głos był miękki, ale wyczułam w nim nutę triumfu.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: jak to możliwe? Przecież jeszcze wczoraj Wojtek całował mnie na dobranoc i mówił, że mnie kocha. Jeszcze wczoraj planowaliśmy wspólny weekend nad jeziorem. Jeszcze wczoraj…

Wojtek spojrzał na mnie z wyraźnym zniecierpliwieniem.

— Kasia, nie rób sceny. To się po prostu stało. Magda jest dla mnie ważna. Chcę, żeby tu była.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przypomniałam sobie nasz ślub — biała sukienka kupiona na przecenie, koronki wybrane w pośpiechu. Wtedy wydawało mi się, że to najpiękniejszy dzień mojego życia. Wojtek patrzył na mnie z czułością i przysięgał miłość aż po grób.

Teraz stał przede mną obcy człowiek.

— A co z naszymi dziećmi? — zapytałam drżącym głosem.

Wojtek wzruszył ramionami.

— Dzieci są już duże. Zrozumieją.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Nasza córka Ola miała dopiero trzynaście lat, a syn Bartek ledwie skończył dziewięć. Jak mogłyby zrozumieć, że ich ojciec przyprowadza do domu inną kobietę?

Magda rozglądała się po salonie z miną właścicielki. Zauważyła zdjęcie naszej rodziny na komodzie i uśmiechnęła się pod nosem.

— Mam nadzieję, że się dogadamy — powiedziała do mnie.

Nie odpowiedziałam. W mojej głowie kłębiły się myśli: czy to ja zawiniłam? Czy byłam złą żoną? Może powinnam była bardziej dbać o siebie, częściej gotować jego ulubione dania, mniej narzekać na jego późne powroty?

Noc spędziłam na kanapie w salonie. Słyszałam ich śmiechy zza zamkniętych drzwi sypialni. Ola przyszła do mnie zapłakana.

— Mamo, dlaczego tata to robi?

Przytuliłam ją mocno.

— Nie wiem, kochanie. Naprawdę nie wiem.

Następnego dnia Wojtek zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Magda paradowała po domu w moim szlafroku i piła kawę z mojego ulubionego kubka. Bartek patrzył na nią spode łba i nie chciał jeść śniadania.

Próbowałam rozmawiać z Wojtkiem.

— Proszę cię, Wojtek… Zastanów się jeszcze raz. Dla dzieci… dla nas…

Spojrzał na mnie chłodno.

— Kasia, nie będziemy żyć w kłamstwie. Magda jest częścią mojego życia i musisz to zaakceptować.

Zacisnęłam pięści ze złości i bezsilności. Przez kolejne dni czułam się jak cień we własnym domu. Magda przejęła kuchnię, zmieniła ustawienie mebli w salonie, nawet zaczęła poprawiać Bartka przy odrabianiu lekcji.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi sypialni:

— Ona sobie pójdzie — mówiła Magda pewnym głosem. — Nie wytrzyma tego długo.
— Daj jej czas — odpowiedział Wojtek. — Kasia jest silna, ale w końcu zrozumie.

Zacisnęłam zęby. Nie zamierzałam im tego ułatwiać.

Zadzwoniłam do mamy. Płakałam przez telefon jak dziecko.

— Kasiu, wracaj do domu — powiedziała cicho mama. — Tu zawsze znajdziesz schronienie.

Ale nie chciałam uciekać. To był mój dom! Moje dzieci! Moje życie!

Zaczęły się kłótnie o wszystko: o pranie, o zakupy, o to, kto odbierze dzieci ze szkoły. Magda coraz częściej podkreślała swoją obecność: „Wojtek lubi taką kawę”, „Wojtek nie znosi tego programu”, „Wojtek mówił mi…”.

Pewnego dnia Ola wróciła ze szkoły i rzuciła plecak na podłogę.

— Nienawidzę was! — krzyknęła i zamknęła się w pokoju.

Bartek płakał przy stole nad zadaniem domowym.

— Chcę, żeby wszystko było jak dawniej…

Serce mi pękało na milion kawałków.

W końcu nie wytrzymałam. Spakowałam walizkę i zabrałam dzieci do mamy na wieś pod Lublinem. Wojtek nawet nie próbował nas zatrzymać.

Pierwsze dni były trudne. Ola milczała godzinami, Bartek budził się w nocy z płaczem. Ja chodziłam po ogrodzie jak zjawa, próbując znaleźć sens w tym wszystkim.

Mama tuliła mnie do snu jak małą dziewczynkę.

— Czasem trzeba pozwolić odejść temu, co boli najbardziej — mówiła cicho.

Po kilku tygodniach zaczęliśmy powoli wracać do życia. Dzieci znalazły nowych przyjaciół w szkole, ja zaczęłam pracować w lokalnej bibliotece. Każdego dnia uczyłam się oddychać na nowo bez Wojtka.

Czasem łapałam się na tym, że tęsknię za dawnym życiem — za wspólnymi niedzielnymi śniadaniami, za śmiechem dzieci przy stole, za poczuciem bezpieczeństwa. Ale wiedziałam już, że tamto życie było tylko iluzją.

Dziś patrzę w lustro i widzę inną kobietę niż ta sprzed kilku miesięcy. Silniejszą. Odważniejszą. Taką, która potrafi walczyć o siebie i swoje dzieci.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? A może najważniejsze to nauczyć się ufać samej sobie?