Niefortunne Zabiegi: Historia Klęski i Przebaczenia
– Pani Aniu, proszę natychmiast do sali operacyjnej! – głos doktora Kowalskiego rozdarł ciszę nocnego dyżuru, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Wybiegłam z dyżurki, zostawiając niedopitą kawę i notatki do raportu. W powietrzu czuć było napięcie, jakby szpital wstrzymał oddech.
Wpadłam na salę operacyjną, gdzie leżał młody chłopak – ledwie dwadzieścia lat, z rozciętym brzuchem po bójce na osiedlu. Krew lała się strumieniami. Dr Kowalski rzucił mi spojrzenie pełne pretensji:
– Gdzie pani była?!
– Przepraszam, już jestem – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie rąk.
To była jedna z tych nocy, kiedy wszystko idzie nie tak. Zegar wskazywał 2:37, a ja już czułam zmęczenie w kościach. Ale nie mogłam się poddać – nie wtedy, gdy ktoś walczył o życie.
Podczas operacji myśli uciekały mi do domu. Mój mąż, Marek, od miesięcy był dla mnie obcy. Odkąd stracił pracę w fabryce, coraz częściej sięgał po wódkę. Nasza córka, Ola, zamknęła się w sobie po tym, jak wyśmiano ją w szkole za to, że nosi stare buty. Ja? Ja byłam tylko cieniem siebie sprzed lat.
– Aniu, podaj klem! – krzyknął doktor.
Zadrżałam. Klem… Gdzie on był? Przeszukałam tacę instrumentów. W końcu podałam narzędzie, ale doktor już był wściekły.
– Czy pani dziś w ogóle jest obecna?!
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam pozwolić sobie na łzy. Po operacji usiadłam na schodach za szpitalem i zapaliłam papierosa. Wtedy zadzwonił telefon.
– Mamo… – głos Oli był cichy i drżący. – Tata znowu krzyczy. Boję się.
Zamarłam. Chciałam wrócić do domu, przytulić ją, ochronić przed tym wszystkim. Ale nie mogłam – byłam potrzebna tutaj.
– Kochanie, zamknij drzwi na klucz i połóż się spać. Zaraz wrócę – skłamałam.
Wróciłam na oddział z ciężkim sercem. Kolejna pacjentka – pani Jadwiga, starsza kobieta po udarze – zaczęła się dusić. Pobiegłam do niej, próbując ratować sytuację. W tym samym czasie na korytarzu rozległ się krzyk:
– To przez nią mój syn umiera!
To była matka chłopaka z operacji. Wpadła na oddział jak burza, szlochając i rzucając oskarżenia na prawo i lewo.
– Pani pielęgniarko! To pani miała pilnować! – wrzeszczała.
Czułam się winna wszystkiemu: śmierci chłopaka (choć jeszcze żył), cierpieniu pacjentów, rozpadaniu się własnej rodziny.
Po dyżurze wróciłam do domu. Marek spał na kanapie w ubraniu, pusty kieliszek stał obok. Ola siedziała skulona w swoim pokoju.
– Mamo… czemu tata taki jest? – zapytała cicho.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam, kiedy nasze życie tak się wykoleiło.
Następnego dnia w pracy czekała na mnie komisja szpitalna. Okazało się, że podczas operacji chłopaka doszło do komplikacji – ktoś podał niewłaściwy lek. Lekarz wskazał na mnie.
– To pani była odpowiedzialna za leki tej nocy – powiedział sucho ordynator Nowak.
Zamarłam. Przeglądałam dokumentację raz po raz, próbując znaleźć dowód swojej niewinności. Ale wszystko wskazywało na mnie.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Marek nawet nie podniósł wzroku znad telewizora.
– Coś się stało? – zapytał bez przekonania.
– Mogę stracić pracę – wyszeptałam.
Wzruszył ramionami.
– Może to i lepiej? Przynajmniej będziesz w domu.
Poczułam narastającą złość. Czy naprawdę nikogo już nie obchodziło moje cierpienie?
Wieczorem zadzwoniła matka chłopaka z operacji.
– Chciałam tylko wiedzieć… czy on miał szansę? – zapytała przez łzy.
Nie umiałam odpowiedzieć. Czy miał? Czy gdybym była bardziej skupiona, mniej zmęczona… czy wtedy by przeżył?
Ola zaczęła mieć problemy w szkole – przestała chodzić na lekcje, zamykała się w pokoju. Marek coraz częściej znikał na całe noce.
Pewnego dnia znalazłam list od Oli: „Mamo, nie chcę tu być. Wszystko mnie boli”.
Serce mi pękło. Pobiegłam do niej – siedziała na parapecie z pustym wzrokiem.
– Córeczko… proszę cię, nie rób sobie krzywdy! – płakałam razem z nią.
Przytuliłyśmy się mocno. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam jej ciepło.
Zdecydowałam się zawalczyć o naszą rodzinę. Zgłosiłam Marka na terapię uzależnień i sama zaczęłam chodzić do psychologa. W pracy czekało mnie postępowanie dyscyplinarne – ale tym razem miałam siłę walczyć o prawdę.
Podczas przesłuchania pielęgniarka Basia przyznała się do pomyłki z lekami. Została zawieszona, a ja oczyszczona z zarzutów. Ale trauma pozostała.
Marek wyprowadził się do matki. Ola powoli wracała do życia – zaczęła malować, znalazła przyjaciółkę w klasie.
A ja? Nauczyłam się wybaczać – sobie i innym. Zrozumiałam, że nie jestem wszechmocna i że czasem trzeba pozwolić sobie na słabość.
Czasem siadam wieczorem przy oknie i pytam siebie: czy gdybym wtedy była silniejsza, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można naprawić to, co raz zostało złamane? Może wy też macie swoje historie o przebaczeniu i sile? Podzielcie się nimi ze mną.