Żona bez tytułu: Opowieść Kasi o niewidzialności i walce o własne miejsce
— Marcin, już gotowa! — zawołałam w stronę gabinetu, czując jak serce bije mi szybciej niż zwykle. W lustrze widziałam kobietę, którą powinnam być: zadbaną, elegancką, uśmiechniętą. Ale pod tą maską kryła się inna Kasia – ta, która od miesięcy czuła się coraz bardziej przezroczysta.
— Idę, idę! — odpowiedział zniecierpliwiony głos mojego męża. Słyszałam, jak zamyka laptopa i poprawia marynarkę. Wyszedł z gabinetu, nawet na mnie nie spojrzał. — Dobrze wyglądasz — rzucił od niechcenia, zakładając płaszcz.
To miał być ważny wieczór. Spotkanie z jego kolegami z pracy – lekarzami, prawnikami, ludźmi sukcesu. Marcin zawsze powtarzał, że muszę się postarać, bo „to ważne dla jego wizerunku”. Byłam więc ozdobą, dodatkiem do jego życia. Żoną bez tytułu.
W samochodzie milczeliśmy. Próbowałam zagaić rozmowę:
— Myślisz, że będzie tam Anka z Michałem?
— Pewnie tak. Ale nie gadaj za dużo o sobie, dobrze? Oni nie lubią takich babskich tematów — odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Zacisnęłam dłonie na torebce. Przez chwilę miałam ochotę wysiąść na najbliższych światłach i po prostu pójść przed siebie. Ale przecież nie mogłam. Byłam żoną Marcina. Musiałam być tam, gdzie on chciał.
W restauracji wszystko było jak zawsze: śmiechy, głośne rozmowy o polityce i pieniądzach. Siedziałam obok Marcina, uśmiechałam się grzecznie i kiwałam głową. Kiedy próbowałam coś powiedzieć, ktoś zawsze mi przerywał.
— Kasia, a ty czym się teraz zajmujesz? — zapytała nagle Anka.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Marcin wtrącił:
— Kasia jest teraz na urlopie wychowawczym. Zajmuje się domem i naszym synem.
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Chciałam dodać, że piszę bloga o książkach, że czasem tłumaczę teksty dla znajomych, że mam swoje pasje… Ale nikt już nie słuchał. Temat się skończył.
Po kolacji wracaliśmy w ciszy. Marcin był zadowolony:
— Dobrze się spisałaś. Nie mówiłaś za dużo.
Nie odpowiedziałam. W domu zamknęłam się w łazience i długo patrzyłam w lustro. Kim jestem? Czy naprawdę tylko żoną Marcina?
Następnego dnia rano obudziłam się wcześnie. Syn jeszcze spał. Usiadłam przy kuchennym stole z kubkiem kawy i zaczęłam pisać list do siebie:
„Kasia,
Nie pozwól sobie zniknąć. Masz prawo być kimś więcej niż tylko czyjąś żoną. Masz prawo mówić o sobie, mieć swoje zdanie i marzenia.”
Schowałam list do szuflady. Przez cały dzień myślałam o tym, co napisałam. Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu – na spacery, do biblioteki, na spotkania z koleżankami. Marcinowi to przeszkadzało:
— Po co ci te spotkania? Przecież masz wszystko w domu!
— Nie mam wszystkiego — odpowiedziałam cicho.
Zaczął się denerwować coraz częściej. Widziałam w jego oczach strach – bał się, że przestanę być tą samą Kasią, którą można postawić obok siebie na bankiecie i pochwalić się przed znajomymi.
Pewnego wieczoru wybuchła kłótnia:
— Co się z tobą dzieje? — krzyczał Marcin. — Kiedyś byłaś inna! Zawsze byłaś przy mnie!
— Bo wtedy nie wiedziałam, kim jestem! — odpowiedziałam ze łzami w oczach. — Teraz chcę być sobą!
Zapanowała cisza. Marcin wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Zostałam sama z synem. Patrzyłam na niego śpiącego i myślałam: czy chcę, żeby widział matkę bez głosu? Czy chcę być wzorem kobiety, która nie ma prawa do własnego życia?
Minęły tygodnie pełne napięcia i cichych dni. Marcin coraz częściej nocował poza domem. Ja coraz pewniej stawiałam własne granice: zapisałam się na kurs tłumaczeń, zaczęłam publikować swoje teksty pod własnym nazwiskiem.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama:
— Kasiu, co się dzieje? Marcin był u nas… Mówił, że jesteś trudna do zniesienia.
— Mamo… ja po prostu chcę być sobą.
— Ale przecież masz dobrego męża! Dom! Dziecko! Czego ci brakuje?
— Siebie mi brakuje — powiedziałam cicho i poczułam ulgę.
Mama długo milczała po drugiej stronie słuchawki.
Wieczorem usiadłam przy stole i napisałam kolejny list – tym razem do Marcina:
„Marcin,
Przez lata byłam twoją żoną bez tytułu. Teraz chcę być Kasią – kobietą z własnym głosem i marzeniami. Jeśli chcesz mnie poznać na nowo – spróbujmy jeszcze raz. Jeśli nie… pozwól mi odejść.”
Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Może zostanę sama – ale wolna i prawdziwa. Może Marcin spróbuje mnie zrozumieć. Może świat nie jest gotowy na kobiety takie jak ja…
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile kobiet codziennie znika za czyimś plecami? Ile z nas boi się powiedzieć głośno: „Chcę być sobą”? Czy naprawdę musimy wybierać między miłością a własnym życiem?