„Mamo, to jest moja córka” – Gdy mój syn stanął w drzwiach z niemowlęciem, świat mi się zawalił
– Mamo, musisz mi pomóc… – głos Kuby drżał, a w jego oczach widziałam strach, którego nigdy wcześniej nie znałam. Stał w progu naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie, trzymając w ramionach zawiniątko. Przez chwilę myślałam, że to żart, że zaraz wybuchnie śmiechem i powie, że to tylko głupia zabawa z kolegami. Ale on nie żartował.
– To jest Zosia. Moja córka…
Cisza rozlała się po przedpokoju jak zimna woda. Poczułam, jak serce wali mi w piersi, a świat wokół zaczyna wirować. Kuba miał dopiero szesnaście lat. Mój syn, który jeszcze niedawno prosił mnie o pieniądze na kino i narzekał na matematykę. Teraz stał przede mną z dzieckiem.
– Co ty mówisz? – wyszeptałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Mamo, ona… jej mama nie chce jej wychowywać. Powiedziała, że mam sobie radzić sam – głos Kuby załamał się. – Ja nie wiem, co robić.
Zosia zaczęła płakać. Kuba spojrzał na mnie błagalnie. Wzięłam dziecko na ręce, próbując ukryć drżenie dłoni. Była taka malutka, bezbronna. Pachniała mlekiem i czymś jeszcze – strachem? Bezradnością?
Przez kolejne godziny próbowałam zrozumieć, co się wydarzyło. Kuba opowiadał wszystko urywanymi zdaniami. Dziewczyna z jego klasy, Ania, zaszła w ciążę. Ukrywali to przed wszystkimi. Rodzice Ani dowiedzieli się dopiero po porodzie i kazali jej oddać dziecko ojcu. Kuba nie miał wyboru.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? – zapytałam cicho.
– Bałem się… Wstydziłem się…
Nie spałam tej nocy ani minuty. Siedziałam przy łóżeczku Zosi (zrobionym naprędce z koszyka na pranie), patrzyłam na Kubę śpiącego na kanapie i myślałam o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy za mało z nim rozmawiałam? Czy byłam zbyt surowa? A może za bardzo ufałam?
Następnego dnia zadzwoniłam do pracy i poprosiłam o urlop na żądanie. Musiałam wszystko przemyśleć. Kuba był przerażony, ale starał się być odpowiedzialny. Przewijał Zosię, karmił ją mlekiem modyfikowanym (nie miał pojęcia, jak to robić – uczyliśmy się razem). Ale widziałam, jak bardzo jest zagubiony.
Wieczorem przyszła moja mama.
– Co tu się dzieje? – zapytała surowo.
– Kuba został ojcem – powiedziałam bez ogródek.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– I co teraz? Będziesz wychowywać wnuczkę jak własne dziecko?
– Nie wiem…
Zaczęły się rodzinne kłótnie. Moja siostra zadzwoniła i powiedziała, że powinniśmy oddać Zosię do adopcji.
– Kuba jest za młody! Ty też nie dasz rady! – krzyczała przez telefon.
Ale ja patrzyłam na Zosię i wiedziałam jedno: nie oddam jej nikomu.
Kuba próbował wrócić do szkoły. Dyrektorka spojrzała na niego z politowaniem.
– Panie Jakubie, niech pan pomyśli o przyszłości. Może lepiej pójść do szkoły wieczorowej?
Kuba wrócił do domu załamany.
– Mamo, ja nie dam rady…
Przytuliłam go mocno.
– Damy radę razem.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Ja szukałam pracy zdalnej, żeby być w domu z Zosią. Kuba próbował pogodzić naukę z opieką nad córką. Były dni, kiedy miałam ochotę uciec – zostawić wszystko i zacząć od nowa gdzieś daleko. Ale potem patrzyłam na Zosię i wiedziałam, że muszę walczyć.
Najtrudniejsze były rozmowy z ludźmi. Sąsiedzi szeptali za naszymi plecami.
– Szesnastolatek ojcem? Gdzie byli rodzice?
Czułam wstyd i gniew jednocześnie. Ale najbardziej bolało mnie to, że Kuba zamknął się w sobie. Przestał spotykać się z kolegami, przestał grać w piłkę. Cały czas spędzał w domu.
Pewnego dnia przyszedł do mnie wieczorem.
– Mamo… Ja chyba nie umiem być ojcem.
Usiadłam obok niego na kanapie.
– Każdy się boi na początku. Ja też się bałam, kiedy ciebie urodziłam. Ale nauczyliśmy się razem żyć…
Kuba spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
– A jeśli Zosia mnie znienawidzi? Za to, że jej mama ją zostawiła?
Przytuliłam go mocno.
– Najważniejsze jest to, że jesteś przy niej. Że ją kochasz.
Minęły miesiące. Zosia rosła jak na drożdżach. Kuba powoli odzyskiwał pewność siebie. Zaczął pracować dorywczo w sklepie spożywczym po lekcjach. Ja wróciłam do pracy na pół etatu. Nasze życie było trudne, pełne wyrzeczeń i łez – ale też pełne miłości.
Ania pojawiła się raz – po pół roku od porodu. Przyszła zobaczyć Zosię i powiedzieć Kubie, że nie jest gotowa być matką.
– Przepraszam… – wyszeptała i uciekła bez słowa.
Kuba długo płakał tej nocy. Ale rano wstał i nakarmił Zosię jak zwykle.
Dziś Zosia ma już dwa lata. Jest radosnym dzieckiem, które uwielbia biegać po parku i śmiać się do wszystkich napotkanych ludzi. Kuba skończył liceum wieczorowo i planuje studia zaoczne. Ja nauczyłam się być babcią i matką jednocześnie.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była lepiej przygotować Kubę do dorosłości? A może życie zawsze znajdzie sposób, by nas zaskoczyć?
Może Wy mi powiecie: co byście zrobili na moim miejscu?