Kiedy Dziecięca Zabawa Rozdziera Przyjaźń: Opowieść o Stracie i Niezrozumieniu

– Nie wytrzymam już, Magda! Czy twoja Zosia nie może choć przez chwilę pobawić się sama albo pooglądać bajkę? – głos mojego męża, Pawła, odbił się echem od ścian naszego dwupokojowego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Marta siedziała naprzeciwko mnie, z tym swoim wymuszonym uśmiechem, który znałam od lat. Jej córka, Hania, właśnie skończyła cztery lata i nie odstępowała nas na krok – domagała się uwagi mojej, Marty, nawet Pawła. Moja Zosia, młodsza o rok, coraz częściej wycofywała się w kąt, patrząc na Hanię z mieszaniną fascynacji i niepokoju.

Marta zamilkła na chwilę, po czym wyszeptała: – Wiesz, jak to jest być cały dzień samą z dzieckiem? Hania to całe moje życie.

Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Z Martą przyjaźniłyśmy się od liceum w Lublinie. Razem przeżyłyśmy pierwsze miłości, studia w Krakowie, śluby… Ale odkąd urodziła Hanię, wszystko się zmieniło. Każda rozmowa kończyła się na Hani – jej pierwszy ząb, pierwsze słowo, pierwsza gorączka. Tęskniłam za dawną Martą – tą, która potrafiła godzinami opowiadać o książkach albo planować spontaniczne wypady nad jezioro.

Tamtego wieczoru, kiedy wyszły z Hanią, Paweł spojrzał na mnie z rezygnacją:
– Magda, ja już nie mogę. Za każdym razem czuję się jak opiekunka. Zosia się wycofuje, a ty jesteś wiecznie spięta.

Zamknęłam oczy i powstrzymałam łzy. Wiedziałam, że nie mówi tego złośliwie – był po prostu zmęczony. Ja też byłam zmęczona. Ale jak powiedzieć to Marcie tak, żeby jej nie zranić?

Przez kolejne dni próbowałam zagłuszyć narastający dyskomfort. W pracy byłam rozkojarzona, w domu nerwowa. Pewnego wieczoru z ciekawości zajrzałam na Facebooka. Każde zdjęcie Marty – z Hanią: Hania na placu zabaw, Hania w nowej sukience, Hania na urodzinach. Instagram? To samo: relacje o Hani, posty o Hani, nawet statusy o tym, jak bardzo jest dla niej wszystkim.

Wtedy mnie olśniło: Marta stała się obsesyjnie skupiona na córce. Może ze strachu przed samotnością? Może dlatego, że jej mąż pracował całymi dniami za granicą? Ale gdzie w tym wszystkim byłam ja? Gdzie były nasze rozmowy o czymś więcej niż pieluchy i przedszkole?

Nie miałam odwagi powiedzieć jej tego wprost. Zaczęłam się wycofywać. Odwoływałam spotkania pod pretekstem pracy albo choroby Zosi. Marta pisała: „Tęsknię za tobą! Hania ciągle pyta o Zosię.” Za każdym razem czułam ukłucie winy, ale nie wiedziałam już, jak to naprawić.

Aż pewnego dnia dostałam wiadomość: „Magda, jesteś na mnie zła? Czuję, że mnie unikasz.”

Nie mogłam już dłużej uciekać. Zaprosiłam ją na kawę – bez dzieci.

Spotkałyśmy się w małej kawiarni na Starym Mieście. Marta wyglądała na wyczerpaną, ale jej oczy rozbłysły na dźwięk imienia Hani.

– Marta – zaczęłam ostrożnie – wiem, jak bardzo kochasz Hanię. Ale czasem mam wrażenie, że już nie rozmawiamy jak dawniej. Wszystko kręci się wokół niej… Tęsknię za tobą.

Zamarła i patrzyła na mnie tak, jakbym ją zdradziła.

– Wiesz ty w ogóle, jak to jest być samą z dzieckiem? Michał pracuje w Niemczech po 12 godzin dziennie! Moi rodzice są daleko… Hania to wszystko, co mam! Jeśli ci to przeszkadza… Może lepiej będzie, jeśli przestaniemy się widywać!

Łzy napłynęły mi do oczu.
– Nie chcę cię stracić… Chcę tylko trochę nas dwóch. Jak kiedyś.

Ale Marta już wstawała od stolika, ocierając łzy:
– Ty możesz sobie pozwolić na luksus pomocy i obecnego męża… Ja nie mam tego szczęścia!

Patrzyłam bezradnie, jak wychodzi z kawiarni.

Tygodnie mijały bez żadnej wiadomości. Zosia pytała o Hanię; nie umiałam odpowiedzieć. Paweł próbował mnie pocieszać:
– Może potrzebuje czasu.
Ale moje serce pękało za każdym razem, gdy widziałam kolejne zdjęcie Marty z Hanią – jeszcze jeden post o tym, jak są same przeciwko światu.

Próbowałam znaleźć winnego – siebie? Ją? Naszych mężów? Społeczeństwo wymagające od nas bycia idealnymi matkami? Prawda była prostsza: nie umiałyśmy być przyjaciółkami w świecie zdominowanym przez dzieci i samotność.

Pewnego ranka spotkałam Martę na bazarze pod Halą Mirowską. Trzymała Hanię za rękę; ja Zosię. Nasze spojrzenia spotkały się na sekundę – było w nich tyle smutku i zrozumienia.

– Cześć – powiedziałam cicho.
– Cześć – odpowiedziała.
Dziewczynki spojrzały na siebie i uśmiechnęły się.

Może one będą kiedyś mądrzejsze od nas i nauczą się pielęgnować przyjaźń mimo wszystkiego.

Czasem myślę: Czy naprawdę dorośli są gorsi od dzieci w kwestii zazdrości i urażonej dumy? Czy potrafimy jeszcze kochać bezwarunkowo tak jak one?