Ani grosza więcej, mamo… Historia Weroniki
Zabieram klucze do swojego mieszkania. Moje palce drżą, kiedy przekręcam je w zamku, jakby ten prosty gest miał moc odcięcia mnie od całego dotychczasowego życia. W korytarzu jeszcze czuć zapach matczynej kawy, choć przecież już dawno nie mieszkam z nią pod jednym dachem. „Ani grosza więcej ode mnie, mamo…” – powtarzam w myślach, a echo tych słów odbija się od ścian tak głośno, że aż muszę usiąść na zimnej podłodze.
Wszystko zaczęło się tego ranka, kiedy Weronika – czyli ja – spotkała Krzysztofa na ulicy. Spieszyłam się do klubu sportowego, bo tylko tam mogłam na chwilę zapomnieć o problemach. Zawsze powtarzałam sobie, że bieganie to mój azyl, miejsce, gdzie nikt nie może mnie dosięgnąć. Ale tego dnia światła na przejściu dla pieszych nie chciały się zmienić. Stałam więc niecierpliwie, patrząc na zegarek i przeklinając w duchu własną punktualność.
Rozejrzałam się – samochody sunęły jeden za drugim, ale nagle pojawiła się luka. Bez zastanowienia ruszyłam na drugą stronę. W tym momencie zza zakrętu wyłonił się samochód. Kierowca hamował gwałtownie, a ja zamarłam jak królik w świetle reflektorów. Usłyszałam pisk opon i krzyk: „Uważaj, do cholery!”
To był Krzysztof. Zawsze pojawiał się w moim życiu w najmniej odpowiednich momentach – jakby los specjalnie chciał mi udowodnić, że nie mam nad nim żadnej kontroli. Wysiadł z auta, podbiegł do mnie i złapał za ramiona.
– Weronika! Nic ci nie jest? – jego głos drżał od emocji.
– Nic mi nie jest – odpowiedziałam chłodno, wyrywając się z jego uścisku. – Po prostu się spieszyłam.
– Znowu uciekasz przed światem? – zapytał cicho.
Nie odpowiedziałam. Przecież on nic nie rozumiał. Nikt nie rozumiał tego, co działo się w mojej głowie po każdej rozmowie z matką.
Matka… Zawsze powtarzała mi, że jestem jej jedyną nadzieją. Że bez mojej pomocy nie da sobie rady. Że ojciec zostawił nas przez moje narodziny, a ona poświęciła dla mnie wszystko. Każdy mój sukces był jej zasługą, każda porażka – moją winą. Przez lata dawałam jej pieniądze na rachunki, leki i „nieprzewidziane wydatki”. Przez lata słuchałam wyrzutów i szantaży emocjonalnych.
Tego dnia jednak coś we mnie pękło. Po powrocie do mieszkania znalazłam ją siedzącą na mojej kanapie, z papierosem w dłoni i tym swoim spojrzeniem pełnym pretensji.
– Weronika, musisz mi pomóc. Znowu nie starczyło mi do pierwszego – zaczęła bez żadnego wstępu.
– Mamo, mówiłam ci już…
– Nie zaczynaj! – przerwała mi ostro. – Gdybyś była lepszą córką, nie musiałabym cię o nic prosić!
Poczułam, jak coś ściska mnie za gardło. Ile razy jeszcze mam słuchać tych samych słów? Ile razy mam rezygnować z siebie?
– Nie dostaniesz już ode mnie ani grosza – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Matka spojrzała na mnie tak, jakby właśnie zdradziła ją najbliższa osoba na świecie.
– Ty niewdzięczna… Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam!
– Mamo, ja też mam swoje życie! Chcę być wreszcie wolna!
Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami tak mocno, że aż spadły zdjęcia z półki. Usiadłam na podłodze i płakałam długo – pierwszy raz od lat pozwoliłam sobie na słabość.
Następnego dnia zadzwonił Krzysztof. Chciał się spotkać. Przyszedł z bukietem tulipanów i czekoladą – zawsze wiedział, jak poprawić mi humor.
– Wiesz… – zaczął niepewnie – Może czasem warto postawić granice? Nawet jeśli boli.
Spojrzałam na niego przez łzy.
– Ale jak mam żyć ze świadomością, że zostawiłam własną matkę?
– Może to ona zostawiła ciebie dawno temu? – odpowiedział cicho.
Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne. Przez kilka dni chodziłam jak w transie. Matka nie dzwoniła. W pracy byłam rozkojarzona, trener w klubie pytał czy wszystko w porządku. Nawet sąsiadka z naprzeciwka zauważyła, że coś jest nie tak.
W końcu postanowiłam pojechać do niej. Zastałam ją siedzącą przy stole z pustym wzrokiem utkwionym w okno.
– Mamo…
Nie odpowiedziała. Usiadłam naprzeciwko niej i po raz pierwszy od lat zaczęłyśmy rozmawiać naprawdę szczerze. O jej lękach, o moich marzeniach, o tym jak bardzo obie jesteśmy samotne.
Nie wiem czy kiedykolwiek będziemy rodziną w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale wiem jedno: muszę nauczyć się żyć dla siebie.
Czasem patrzę na klucze do swojego mieszkania i zastanawiam się: czy można naprawdę odciąć się od przeszłości? Czy da się być szczęśliwym bez poczucia winy wobec tych, których kochamy?