Kiedy mąż wybiera obiad u mamy zamiast wspólnego stołu – historia zdrady, która nie miała nic wspólnego z inną kobietą

– Znowu nie zjesz ze mną kolacji? – zapytałam, starając się ukryć drżenie w głosie. Stałam w kuchni, z rękami mokrymi od mycia naczyń, patrząc jak Paweł zakłada kurtkę.

– Mama zrobiła schabowe, mówiła, że dawno mnie nie widziała – odpowiedział, unikając mojego wzroku. – Przecież wiesz, jak ona się cieszy, kiedy przychodzę.

Zamknęły się za nim drzwi. Zostałam sama z parującą jeszcze zupą pomidorową i pustym miejscem przy stole. W tej chwili poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi krzesło spod nóg. To nie była pierwsza taka sytuacja. Ostatnio coraz częściej Paweł wracał późno albo jadł „na mieście”, a ja naiwnie wierzyłam, że to przez nadmiar pracy. Ale kiedy przypadkiem zobaczyłam na Messengerze wiadomość od jego mamy: „Przyjdź dziś na rosół, zrobiłam Twój ulubiony”, coś we mnie pękło.

Nie chodziło o jedzenie. Chodziło o to, że czułam się niewidzialna. Że moje starania – gotowanie, dbanie o dom, czekanie z obiadem – były nic niewarte w porównaniu z domowym rosołem pani Haliny. Czułam się jak dziecko rywalizujące o uwagę rodzica.

Wieczorem Paweł wrócił pachnący smażonym mięsem i cebulą. Usiadł na kanapie, włączył telewizor i nawet nie zauważył mojego milczenia. W końcu nie wytrzymałam.

– Paweł, czy ty mnie jeszcze kochasz?

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Co ty wygadujesz? O co ci chodzi?

– O to, że od miesięcy wybierasz mamę zamiast mnie. Nawet nie próbujesz udawać. Gotuję dla ciebie, czekam… A ty uciekasz do niej. Czy ja naprawdę jestem taka beznadziejna?

W jego oczach pojawiła się irytacja.

– Przestań dramatyzować! To tylko obiad! Mama jest sama, chce mnie widzieć. Ty też mogłabyś czasem do niej pójść.

– Ale ja nie chcę! Chcę mieć męża przy sobie! Chcę, żebyś docenił to, co robię! – głos mi się załamał.

Wyszedł do sypialni trzaskając drzwiami. Zostałam sama z własnym wstydem i poczuciem winy. Może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam być bardziej wyrozumiała? Ale przecież to ja codziennie staram się, żeby miał czyste koszule i ciepły posiłek.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.

– Kasiu, może wpadniesz na kawę? – zaproponowała słodkim głosem.

– Nie mam czasu – odpowiedziałam chłodno.

– Coś się stało?

– Nie, wszystko w porządku – skłamałam.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła moje rozkojarzenie.

– Kasiu, co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko. Uśmiechnęła się smutno.

– U nas było podobnie. Mój Bartek przez lata był „syneczkiem mamusi”. Dopiero jak postawiłam sprawę jasno i zagroziłam rozwodem, coś do niego dotarło. Musisz walczyć o siebie.

Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Pawłem jeszcze raz. Siedział przy komputerze.

– Paweł, musimy pogadać. Tak dalej być nie może. Czuję się odrzucona i nieważna. Jeśli coś jest nie tak między nami, powiedz mi to wprost.

Westchnął ciężko.

– Kasiu… Ty zawsze wszystko bierzesz do siebie. Mama po prostu gotuje lepiej niż ty. To żaden wstyd. Ty robisz inne rzeczy świetnie. Ale kuchnia… No cóż…

Zatkało mnie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś w ścianę.

– Czyli jestem gorsza? Nigdy nie będę dla ciebie wystarczająca?

– Nie o to chodzi! Po prostu… Przy mamie czuję się jak dawniej. Ty ciągle masz pretensje.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Bo walczę o nas! Bo chcę być dla ciebie ważna!

Wyszedł bez słowa. Przez kolejne dni unikaliśmy się jak ognia. W końcu zadzwoniła moja mama.

– Kasiu, co się dzieje? Słyszałam od Haliny, że coś u was nie tak…

Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

– Dziecko, musisz zawalczyć o siebie. Nie pozwól się spychać na drugi plan. Jesteś wartościowa!

Po tej rozmowie postanowiłam zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na kurs gotowania – nie po to, by dorównać teściowej, ale by odzyskać pewność siebie. Zaczęłam wychodzić z koleżankami do kina, na spacery. Przestałam czekać na Pawła z obiadem.

Po miesiącu sam zapytał:

– Kasiu… Coś się zmieniło?

Uśmiechnęłam się smutno.

– Tak. Już nie będę walczyć o twoją uwagę za wszelką cenę. Albo jesteśmy partnerami, albo nie ma nas wcale.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Przepraszam – powiedział w końcu cicho.

Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że jestem gorsza od czyjegoś rosołu czy schabowego.

Czy naprawdę tak trudno docenić drugiego człowieka zanim odejdzie? Ile razy musimy upaść, żeby nauczyć się kochać siebie?