Moja mama płacze, bo nie pozwalam jej się sobą opiekować – a ja duszę się w jej trosce. Czy jestem złym dzieckiem?
– Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz, żebym ci pomogła! – głos mamy drżał, a w oczach błyszczały łzy. Stałyśmy w mojej kuchni, między stertą nieumytych naczyń a rozrzuconymi notatkami do pracy magisterskiej. Mama ściskała w dłoniach ścierkę, jakby to była ostatnia rzecz, która trzyma ją przy zdrowych zmysłach.
– Mamo, proszę… – zaczęłam cicho, ale ona już była w swoim świecie rozczarowania i bólu.
– Całe życie robiłam wszystko dla ciebie! – podniosła głos. – A teraz nawet nie pozwalasz mi posprzątać twojego mieszkania! Co ja zrobiłam nie tak?
Zacisnęłam pięści. W głowie miałam mętlik: z jednej strony czułam się winna, z drugiej – wściekła. Przecież jestem dorosła. Mam 25 lat, własne mieszkanie (co prawda wynajmowane), pracę i studia. Ale dla mamy zawsze będę tą małą dziewczynką, którą trzeba chronić przed światem.
Pamiętam, jak byłam mała i mama nie pozwalała mi biegać po podwórku z innymi dziećmi. „Bo się przewrócisz”, „bo się pobrudzisz”, „bo ktoś cię skrzywdzi”. Zawsze miała dla mnie ciepłe kakao i czyste ubrania, ale nigdy nie pozwoliła mi się przewrócić i nauczyć podnosić sama. Tata odszedł, gdy miałam siedem lat – wtedy mama zamknęła się w swoim świecie i całą energię przelała na mnie. Byłam jej sensem życia.
Teraz, kiedy próbuję oddychać własnym powietrzem, ona czuje się zdradzona.
– Mamo, ja naprawdę doceniam wszystko, co dla mnie robisz. Ale muszę nauczyć się żyć sama. – Mój głos był cichy, ledwo słyszalny.
– Sama? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Przecież nawet nie masz czasu zrobić sobie obiadu! Wczoraj widziałam w lodówce tylko jogurt i ketchup!
Zacisnęłam zęby. Miała rację – ostatnio żyję na kawie i kanapkach. Ale czy to powód, żeby codziennie przychodziła do mnie po pracy i robiła mi zakupy? Czy to powód, żeby dzwoniła po dziesięć razy dziennie i pytała, czy na pewno zamknęłam drzwi?
– Mamo, ja… – zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk jej szlochu.
– Nie rozumiesz… Ja tylko chcę być potrzebna…
Wtedy poczułam coś dziwnego: żal i złość jednocześnie. Przecież to nie moja wina, że jej życie jest puste! Próbowałam ją namówić na jakieś hobby, na spotkania z koleżankami z pracy. Zawsze odmawiała: „Nie mam czasu”, „Muszę być blisko ciebie”.
W szkole wszyscy mówili: „Masz super mamę! Zawsze cię odbiera, zawsze ma dla ciebie drugie śniadanie”. Ale nikt nie widział tych wieczorów, kiedy płakałam w poduszkę, bo nie mogłam pójść na noc do koleżanki albo wyjechać na zieloną szkołę.
Teraz historia się powtarza. Tylko że ja już nie jestem dzieckiem.
– Mamo… – podeszłam do niej i dotknęłam jej ramienia. – Kocham cię. Ale muszę żyć po swojemu. Jeśli będziesz robić wszystko za mnie, nigdy nie nauczę się być dorosła.
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– To znaczy, że już mnie nie potrzebujesz?
To pytanie rozdarło mi serce. Przecież każdy chce być potrzebny. Ale czy muszę rezygnować z siebie, żeby ona czuła się spełniona?
Wróciłyśmy do rozmowy wieczorem przez telefon. Mama była już spokojniejsza, ale w jej głosie słyszałam smutek.
– Wiesz… Kiedy tata odszedł, myślałam, że sobie nie poradzę – powiedziała cicho. – Ty byłaś moim światłem w tunelu. Może za bardzo się przywiązałam…
– Mamo… Ja zawsze będę twoją córką. Ale muszę też być sobą.
Przez chwilę milczałyśmy.
– Może spróbuję zapisać się na te zajęcia z jogi… – powiedziała nagle mama.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Ale wiem, że to dopiero początek drogi. Każdego dnia muszę walczyć o swoje granice i jednocześnie nie ranić mamy. Czasem czuję się jak egoistka. Czasem mam ochotę uciec na drugi koniec Polski i zacząć wszystko od nowa. Ale wiem też, że ona mnie kocha – tylko trochę za mocno.
Czy można nauczyć rodzica odpuszczać? Czy da się być dobrym dzieckiem i jednocześnie dorosłym człowiekiem? Może ktoś z was zna odpowiedź…