Teściowa wyszła z płaczem po niespodziewanej wizycie: Mąż obwinił mnie za brak kawy. Czy naprawdę jestem winna?
– Naprawdę nie masz nawet zwykłej kawy? – głos mojej teściowej, pani Haliny, rozbrzmiał w kuchni jak dzwon alarmowy. Stała przy stole, trzymając w dłoni pusty kubek, a jej spojrzenie było pełne wyrzutu.
Nie spodziewałam się jej wizyty. Była środa, godzina piętnasta, dzieci jeszcze w szkole, a ja w dresie, z włosami spiętymi byle jak. Właśnie kończyłam rozmowę telefoniczną z szefową, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam ją – teściową z torbą pełną domowych przetworów i uśmiechem, który zwiastował kłopoty.
– Cześć, Aniu! – zawołała radośnie. – Pomyślałam, że cię odwiedzę. Przyniosłam trochę ogórków i dżemu.
Wpuściłam ją do środka, próbując ukryć zmieszanie. Przez chwilę rozmawiałyśmy o pogodzie i dzieciach, ale czułam narastające napięcie. W końcu padło pytanie o kawę. Przeszukałam szafki – została tylko herbata i kawa rozpuszczalna, której Halina nie znosi.
– Przepraszam, skończyła się zwykła kawa – powiedziałam cicho.
– To trudno – odparła chłodno. – Widać nie spodziewałaś się gości.
W tej chwili poczułam się jak najgorsza gospodyni świata. Próbowałam ratować sytuację:
– Może herbaty? Albo soku?
– Nie, dziękuję – odpowiedziała sztywno.
Siedziałyśmy w niezręcznej ciszy. Halina zaczęła opowiadać o sąsiadce, która zawsze ma świeżo parzoną kawę i ciasto na stole. Czułam, jak narasta we mnie frustracja i żal. Przecież nie zrobiłam tego specjalnie!
Po chwili teściowa wstała gwałtownie.
– Wiesz co, Aniu? Może przyjdę innym razem. Nie chcę przeszkadzać.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chwyciła torbę i wyszła trzaskając drzwiami.
Wieczorem wrócił mój mąż, Tomek. Zanim zdążyłam opowiedzieć mu o całej sytuacji, zadzwonił jego telefon.
– Mama mówiła, że ją wyprosiłaś – rzucił oskarżycielsko.
– Co? Przecież to nieprawda! Po prostu nie miałam kawy…
– Wiedziałaś, że ona nie pije tej rozpuszczalnej! – przerwał mi zirytowany. – To takie trudne mieć w domu zwykłą kawę?
Poczułam łzy napływające do oczu. Zawsze starałam się być dobrą żoną i synową, ale nigdy nie byłam wystarczająca dla Haliny. Zawsze coś było nie tak: za słone zupa, za mało ciepło w domu, za późno dzieci wracają ze szkoły.
Tomek patrzył na mnie z wyrzutem.
– Powinnaś zadzwonić do mnie albo do niej. Przeprosić.
– Ale za co? Za to, że nie przewidziałam niespodziewanej wizyty i nie miałam kawy?
– To nie o kawę chodzi – westchnął ciężko. – Mama czuje się tu obco. Myślałem, że postarasz się bardziej.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Tomek był chłodny i zamknięty w sobie. Dzieci wyczuwały napięcie i zadawały pytania:
– Mamo, dlaczego babcia już nas nie odwiedza?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony rozumiałam Halinę – starsi ludzie mają swoje przyzwyczajenia i oczekiwania. Z drugiej strony czułam się niesprawiedliwie oceniona. Czy naprawdę jestem winna temu konfliktowi?
W weekend Tomek zaproponował, żebyśmy pojechali do jego mamy na obiad.
– Może to naprawisz? – rzucił bez entuzjazmu.
Przygotowałam ciasto i kupiłam najlepszą kawę w sklepie. W drodze do Haliny czułam ścisk w żołądku.
Drzwi otworzyła nam z chłodnym uśmiechem.
– Dzień dobry – powiedziałam niepewnie. – Przyniosłam ciasto i kawę.
Halina spojrzała na mnie przez chwilę w milczeniu.
– Dziękuję – powiedziała w końcu. – Ale już piłam kawę z sąsiadką.
Obiad przebiegł w napiętej atmosferze. Rozmowy były wymuszone, a każde moje słowo spotykało się z milczeniem lub krótkim „aha”. Dzieci próbowały rozładować sytuację żartami, ale nawet one wyczuwały chłód bijący od babci.
W drodze powrotnej Tomek milczał przez całą drogę. W końcu powiedział:
– Może powinniśmy dać jej trochę czasu.
Minęły tygodnie zanim Halina znów nas odwiedziła. Tym razem zadzwoniła wcześniej i zapytała, czy może przyjść na kawę. Przygotowałam wszystko perfekcyjnie: świeżo parzona kawa, domowe ciasto, czyste mieszkanie.
Usiadłyśmy razem przy stole. Halina popatrzyła na mnie długo i powiedziała:
– Wiesz, Aniu… Ja po prostu chciałam poczuć się potrzebna. Tak jak kiedyś u siebie w domu.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Ja też chciałabym się tak czuć – odpowiedziałam cicho.
Od tamtej pory nasze relacje powoli zaczęły się poprawiać, choć nigdy nie były idealne. Zrozumiałam jednak jedno: czasem za zwykłą filiżanką kawy kryje się cała historia tęsknoty za bliskością i akceptacją.
Czy naprawdę można być dobrą synową dla kogoś, kto ciągle porównuje cię do siebie? Czy wystarczy kawa i ciasto, by naprawić lata niedomówień? Jak wy radzicie sobie z relacjami z teściową?