Tükör relacji: Jak traktujesz mnie, tak ja ciebie – Wyznanie polskiej teściowej
– Mamo, nie możesz tak po prostu przychodzić bez zapowiedzi! – głos Agnieszki, mojej synowej, odbił się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi ich mieszkania. Stałam na klatce schodowej, ściskając w rękach słoik ogórków kiszonych i ciasto drożdżowe, które upiekłam z myślą o wnuczce. Zimny przeciąg przeszył mnie na wskroś, ale to nie on sprawił, że poczułam się tak bardzo nie na miejscu.
Wróciłam do pustego mieszkania na warszawskim Bródnie. Zegar tykał głośniej niż zwykle, a ja usiadłam przy stole i patrzyłam na swoje dłonie. „Może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam dać im więcej przestrzeni?” – myśli kłębiły się w mojej głowie. Ale przecież jestem matką. Chciałam tylko pomóc, być blisko. Czy to naprawdę takie złe?
Od śmierci męża minęły już trzy lata. Zostałam sama z ciszą i wspomnieniami. Mój syn, Tomek, zawsze był moją dumą. Dobrze się uczył, skończył politechnikę, znalazł pracę w dużej firmie informatycznej. Kiedy poznał Agnieszkę, cieszyłam się jego szczęściem. Była miła, uśmiechnięta, choć od początku czułam dystans. Myślałam: „To minie, z czasem się do mnie przekona”.
Ale czas mijał, a dystans tylko rósł. Coraz rzadziej dzwonili. Na święta przychodzili na chwilę, zawsze spiesząc się do jej rodziców. Kiedy urodziła się Zosia, miałam nadzieję, że wszystko się zmieni. Chciałam być babcią na pełen etat – gotować zupki, odbierać z przedszkola, czytać bajki na dobranoc. Tymczasem słyszałam tylko: „Mamo, damy sobie radę”, „Nie trzeba, mamy nianię”.
Tamtego ranka, kiedy Agnieszka zamknęła mi drzwi przed nosem, coś we mnie pękło. Przez cały dzień płakałam. Wieczorem zadzwonił Tomek.
– Mamo… Agnieszka nie chciała cię urazić. Po prostu… chcemy trochę prywatności.
– Prywatności? – powtórzyłam głucho. – To znaczy, że mam udawać, że was nie ma?
– Nie o to chodzi… Po prostu… Czasem czujemy się osaczeni.
Osaczeni. To słowo bolało najbardziej. Przez kolejne dni unikałam telefonu. Przestałam wysyłać wiadomości z pytaniami o zdrowie Zosi. Nie dzwoniłam z propozycją wspólnego obiadu. Zaczęłam żyć tak, jakby ich nie było.
Minęły dwa tygodnie. W niedzielę rano usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i spojrzałam na zdjęcie Tomka z dzieciństwa. „A może powinnam zacząć traktować ich tak, jak oni mnie? Może wtedy zrozumieją…” – pomyślałam.
Od tamtej pory nie inicjowałam kontaktu. Gdy zadzwonili – odbierałam, ale rozmowy były krótkie i rzeczowe. Kiedy zaprosili mnie na imieniny Zosi – przyszłam punktualnie i wyszłam zaraz po torcie.
Po miesiącu Tomek zadzwonił wieczorem.
– Mamo… wszystko w porządku?
– Tak, dlaczego pytasz?
– Jakoś… rzadziej się odzywasz.
– Myślałam, że tego właśnie chcecie.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
Kilka dni później Agnieszka przyszła do mnie sama.
– Pani Krystyno… czy mogę wejść?
Skinęłam głową i zaprosiłam ją do kuchni.
– Chciałabym porozmawiać – zaczęła niepewnie. – Wiem, że ostatnio było… niezręcznie. Ale proszę zrozumieć – czasem czuję się przytłoczona oczekiwaniami wszystkich wokół. Moja mama też chce być obecna w naszym życiu…
– Rozumiem – przerwałam jej spokojnie. – Ale ja też mam uczucia. Straciłam męża, zostałam sama. Tomek to mój jedyny syn. Chciałabym być częścią waszej rodziny.
Agnieszka spuściła wzrok.
– Przepraszam… Może powinniśmy ustalić jakieś zasady? Żeby wszystkim było łatwiej?
Zgodziłam się. Ustaliliśmy wspólnie: będę odwiedzać ich raz w tygodniu po wcześniejszym umówieniu się; mogę zabierać Zosię na spacery w soboty; a jeśli będą potrzebować pomocy – zadzwonią.
Na początku było trudno. Czułam się jak gość we własnej rodzinie. Ale z czasem zaczęliśmy rozmawiać więcej i szczerzej. Agnieszka czasem dzwoniła z pytaniem o przepis na pierogi albo prosiła o radę w sprawie Zosi.
Któregoś dnia Tomek przyszedł sam.
– Mamo… Dziękuję ci za to wszystko. Wiem, że nie było ci łatwo.
Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich wdzięczność i ulgę.
Dziś wiem jedno: granice są potrzebne każdemu – nawet jeśli bolą na początku. Szacunek rodzi się tam, gdzie jest miejsce na szczerość i wzajemne zrozumienie.
Czasem patrzę na zdjęcie Tomka i myślę: „Czy gdybym wcześniej postawiła granice, byłoby nam łatwiej? Czy każda matka musi przejść przez samotność, żeby nauczyć się odpuszczać?”