Całe życie żyłam w kłamstwie. Odkrycie listów ojca zmieniło wszystko…
— Nie dotykaj tego! — usłyszałam w głowie głos mamy, choć przecież już jej nie było. Stałam w dusznym, zagraconym pokoju, w którym spędziłam dzieciństwo, a teraz miałam go opróżnić po jej śmierci. Pudełko na dnie szafy wyglądało niepozornie, ale gdy tylko je otworzyłam, poczułam, jakby czas się zatrzymał. Stare listy, przewiązane wyblakłą wstążką, leżały na samym wierzchu. Drżały mi ręce, gdy rozwiązywałam supeł.
Przez całe życie słyszałam tylko jedno: „Twój ojciec nas zostawił. Nie był wart nawet wspomnienia.” Mama powtarzała to z uporem maniaka, a ja nauczyłam się nie pytać. W szkole zazdrościłam koleżankom tatusiów na wywiadówkach, ale z czasem przywykłam do pustki. Teraz jednak, trzymając w dłoniach te pożółkłe koperty, poczułam coś dziwnego — jakby ktoś podważył fundamenty mojego świata.
Pierwszy list był datowany na 1997 rok. „Kochana Kasiu,” — zaczynał się znajomym, choć zapomnianym pismem. „Nie wiem, czy kiedykolwiek pozwolisz mi Cię zobaczyć, ale codziennie myślę o Tobie i Twojej mamie…”
Serce mi waliło. Przecież miałam wtedy sześć lat! Przeczytałam jednym tchem całość. Ojciec pisał o tym, jak bardzo tęskni, jak próbuje się z nami skontaktować, jak mama nie odbiera telefonów i nie odpowiada na listy. „Nie wiem, co zrobiłem źle,” — pisał. „Ale nie przestanę próbować.”
Kolejne listy były coraz bardziej rozpaczliwe. W jednym opisywał, jak stał pod naszym blokiem przez godzinę, mając nadzieję, że mnie zobaczy choć przez okno. W innym prosił mamę o wybaczenie i błagał o możliwość spotkania się ze mną choćby na chwilę. „Kasia powinna znać swojego ojca,” — napisał raz. „Nie chcę być dla niej tylko wspomnieniem lub cieniem.”
Łzy kapały mi na dłonie. Przez tyle lat żyłam w przekonaniu, że byłam niewystarczająco ważna dla własnego ojca. Że to ja byłam powodem jego odejścia. Tymczasem prawda była zupełnie inna.
Zadzwoniłam do cioci Basi — siostry mamy. Odebrała po kilku sygnałach.
— Basia… muszę cię o coś zapytać — zaczęłam drżącym głosem.
— Kasiu? Co się stało?
— Znalazłam listy od taty. Dlaczego mama nigdy mi o nich nie powiedziała?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— To skomplikowane… Twoja mama bardzo cierpiała po rozstaniu z Markiem. Bała się, że znowu ją zrani.
— Ale przecież on próbował się ze mną kontaktować! — krzyknęłam przez łzy.
— Wiem… Ale ona była uparta. Uważała, że tak będzie dla ciebie lepiej.
Rzuciłam telefon na łóżko i rozpłakałam się na dobre. Jak mogła mi to zrobić? Jak mogła odebrać mi szansę na poznanie własnego ojca?
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: samotne święta, puste miejsce przy stole, zazdrosne spojrzenia na szczęśliwe rodziny w parku. Mama zawsze powtarzała: „Jesteśmy sobie wystarczające.” Ale czy naprawdę?
W końcu zdobyłam się na odwagę i zaczęłam szukać ojca. Znalazłam go przez Facebooka — Marek Nowak, mieszkał w Poznaniu. Długo pisałam wiadomość, kasując i poprawiając każde zdanie.
„Dzień dobry, nazywam się Katarzyna Kowalska. Jestem córką Anny Kowalskiej. Znalazłam Pana listy…”
Odpisał po dwóch dniach.
„Kasiu… Czekałem na ten dzień całe życie.”
Spotkaliśmy się w małej kawiarni na Jeżycach. Był starszy niż go zapamiętałam z jedynego zdjęcia, które miałam w albumie rodzinnym. Miał siwe włosy i ciepłe oczy.
— Kasiu… — wyszeptał i przytulił mnie mocno.
Poczułam się jak dziecko, które wreszcie znalazło dom.
Rozmawialiśmy godzinami. Opowiadał o swoim życiu po rozstaniu z mamą, o samotności i tęsknocie za mną. Pokazał mi zdjęcia z czasów, gdy próbował ułożyć sobie życie na nowo, ale zawsze czegoś mu brakowało.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedział cicho. — Za to, że nie byłem przy tobie.
— To nie twoja wina — odpowiedziałam przez łzy.
Wróciłam do domu z poczuciem ulgi i żalu jednocześnie. Mama nie żyje i nigdy już jej nie zapytam dlaczego tak postąpiła. Ale wiem jedno: prawda zawsze wychodzi na jaw.
Dziś patrzę na stare zdjęcia i zastanawiam się, ile jeszcze rodzinnych tajemnic kryje się w naszych domach? Ile dzieci dorasta w kłamstwie tylko dlatego, że dorośli nie potrafią sobie wybaczyć?
Czy naprawdę lepiej jest chronić dziecko przed bólem za wszelką cenę? A może prawda — nawet najtrudniejsza — daje szansę na uzdrowienie?