Dwa życia, jedno kłamstwo: Moja historia z Pawłem

— Paweł, czy ty mnie zdradzasz? — zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a w powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, który nagle wydał mi się duszący. W jego spojrzeniu zobaczyłam cień — coś, czego wcześniej nie dostrzegałam. Przez chwilę milczał, jakby ważył każde słowo, a potem odwrócił wzrok i zaczął bawić się łyżeczką. W tej ciszy usłyszałam wszystko, czego bałam się dowiedzieć.

Nie wiem, kiedy zaczęłam podejrzewać Pawła. Może wtedy, gdy coraz częściej wracał późno z pracy, tłumacząc się kolejnymi projektami i spotkaniami. Może wtedy, gdy przestał mnie dotykać tak jak dawniej, a jego telefon stał się dla niego ważniejszy niż rozmowa ze mną. Przez wiele miesięcy wypierałam te myśli. Przecież byliśmy razem od studiów, przeszliśmy przez tyle trudnych chwil — śmierć mojego ojca, jego utratę pracy, narodziny naszej córki Zosi. Wierzyłam, że jesteśmy silni.

Ale pewnego dnia znalazłam w jego kurtce paragon z kwiaciarni — róże za 120 złotych. Nie dostałam żadnych kwiatów. Wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam szukać odpowiedzi. Przeglądałam jego wiadomości, sprawdzałam historię połączeń. Czułam się jak detektyw we własnym domu, a jednocześnie jak intruz w swoim życiu.

Kiedy w końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam go wprost, Paweł najpierw zaprzeczył. Potem jednak zobaczyłam łzy w jego oczach — pierwszy raz od lat. — Przepraszam — wyszeptał. — Nie chciałem cię skrzywdzić.

Zamarłam. Chciałam krzyczeć, rzucać talerzami, płakać. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Siedziałam tylko i patrzyłam na niego, jakby był kimś obcym.

— Kim ona jest? — zapytałam cicho.

— Ma na imię Marta — odpowiedział po chwili. — Poznałem ją w pracy. To nie miało tak wyglądać…

Wtedy poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Wszystko zaczęło wirować. Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Paweł wyprowadził się do swojego brata na kilka dni „żeby przemyśleć wszystko”. Ja zostałam sama z Zosią i tysiącem pytań bez odpowiedzi.

Nie mogłam spać. Wpatrywałam się w sufit i analizowałam każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Czy naprawdę niczego nie zauważyłam? Czy byłam aż tak ślepa?

Najgorsze było to, że nie potrafiłam go znienawidzić. Nadal go kochałam — tego Pawła sprzed lat, który pisał mi liściki na serwetkach i śmiał się z moich żartów. Ale ten Paweł już nie istniał.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie nieznana kobieta. — Dzień dobry, tu Marta… Musimy porozmawiać — powiedziała drżącym głosem.

Spotkałyśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Marta była młodsza ode mnie o kilka lat, miała smutne oczy i trzymała w dłoniach kubek z herbatą tak mocno, jakby bała się go upuścić.

— Nie wiedziałam o tobie — zaczęła cicho. — Paweł powiedział mi, że jest rozwiedziony…

Poczułam ukłucie żalu i współczucia. Była tak samo oszukana jak ja. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu, obie próbując zrozumieć absurd tej sytuacji.

— Myślałam, że jestem dla niego ważna — powiedziała Marta ze łzami w oczach. — Ale teraz widzę, że on tylko kłamał.

Wyszłyśmy z kawiarni razem, obie przytłoczone ciężarem prawdy. Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę — nie byłam sama w tym bólu.

Wieczorem Paweł przyszedł do mieszkania po swoje rzeczy. Zosia spała już w swoim pokoju. Stałam w drzwiach kuchni i patrzyłam na niego bez słowa.

— Przepraszam cię jeszcze raz — powiedział cicho. — Nie wiem, jak to wszystko naprawić.

— Nie możesz tego naprawić — odpowiedziałam spokojnie. — Możesz tylko odejść.

Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o ścianę. Płakałam długo i cicho, żeby nie obudzić córki.

Przez kolejne tygodnie uczyłam się żyć na nowo. Każdy dzień był walką — z samotnością, z żalem, z poczuciem winy. Musiałam być silna dla Zosi, choć czasem miałam ochotę po prostu zniknąć.

Moja mama przyjeżdżała codziennie po pracy, żeby pomóc mi przy dziecku i ugotować obiad. Czasem siedziałyśmy razem przy stole i milczałyśmy — ona głaskała mnie po ręce, a ja płakałam bezgłośnie.

Znajomi dzwonili rzadziej niż zwykle. Niektórzy nie wiedzieli, co powiedzieć; inni bali się zarazić moim nieszczęściem.

Najtrudniejsze były weekendy, kiedy Zosia pytała: „Mamo, kiedy tata wróci?”

— Tata musi trochę odpocząć — odpowiadałam wymijająco, choć serce mi pękało.

Z czasem nauczyłam się być sama ze sobą. Zaczęłam chodzić na spacery po Łazienkach Królewskich, słuchać muzyki i czytać książki, na które wcześniej nie miałam czasu. Powoli odzyskiwałam siebie.

Pewnego dnia spotkałam Martę na ulicy. Uśmiechnęła się do mnie smutno i powiedziała: — Dziękuję ci za tamtą rozmowę. Pomogłaś mi bardziej niż myślisz.

Zrozumiałam wtedy, że choć Paweł nas zranił, to my obie możemy zacząć od nowa.

Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie, ale daje też szansę na nowe życie — jeśli tylko znajdziemy w sobie odwagę.

Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy kiedykolwiek zaufam jeszcze komuś tak naprawdę? Ale może właśnie o to chodzi w życiu — żeby mimo wszystko próbować jeszcze raz.