Gdy po śmierci męża odkrywasz, że całe życie byłeś okłamywany – i kto naprawdę wyciągnął do mnie rękę

– Mamo, dlaczego płaczesz? – zapytała cicho Zosia, stojąc w drzwiach sypialni. Próbowałam ukryć łzy, ale nie potrafiłam. Siedziałam na podłodze, otoczona stertą dokumentów, które jeszcze godzinę temu były dla mnie tylko papierami. Teraz każdy z nich był jak cios w serce.

Mój mąż, Marek, zmarł nagle dwa tygodnie temu. Zawał. Miał 47 lat. Wszyscy mówili: „Taki dobry człowiek, taki pracowity, rodzina była dla niego wszystkim”. Przez chwilę sama w to wierzyłam. Ale dziś, przeglądając jego rzeczy, znalazłam prawdę, która roztrzaskała moje życie na kawałki.

Na początku były tylko rachunki – kilka niezapłaconych faktur za prąd, gaz, telefon. Potem listy z banku. Kredyt hipoteczny – wiedziałam o nim. Ale kolejne koperty były już dla mnie zagadką. Pożyczka w parabanku na 30 tysięcy złotych. Karta kredytowa z limitem 20 tysięcy, wyczyszczona do zera. Następna umowa pożyczkowa – tym razem na 15 tysięcy. Wszystko podpisane przez Marka w ciągu ostatnich trzech lat.

Zosia podeszła bliżej i usiadła obok mnie. Miała tylko dziewięć lat, ale jej oczy były poważne i pełne troski.

– Wszystko będzie dobrze, prawda?

Nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam, czy będzie.

Wieczorem zadzwoniła do mnie teściowa, pani Helena.

– Aniu, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno. – Marek zostawił testament. Chciałabym, żebyś przyszła jutro do nas.

Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się pytania: Skąd te długi? Dlaczego nic mi nie powiedział? Czy to możliwe, że przez tyle lat żyliśmy w kłamstwie?

Następnego dnia u teściów atmosfera była napięta jak struna. Helena patrzyła na mnie z wyrzutem.

– Wiedziałaś o tym wszystkim? – rzuciła bez ogródek.

– O czym?

– O długach! O tym, że Marek pożyczał pieniądze od ludzi, których lepiej omijać szerokim łukiem!

Zamarłam. Nie miałam pojęcia.

– Myślisz, że nie wiem, dlaczego Marek tak często znikał wieczorami? – ciągnęła Helena. – Mówił ci o tej kobiecie?

Poczułam zimny dreszcz na plecach.

– Jakiej kobiecie?

– O Ewie! Pracowała z nim w urzędzie. Ludzie gadali…

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Marek miał romans? Przez tyle lat?

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kolejne dni żyłam jak w transie – załatwiałam formalności po śmierci Marka, odbierałam telefony od wierzycieli, próbowałam być matką dla Zosi i nie zwariować.

Pewnego wieczoru ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Ewę – kobietę z urzędu, o której mówiła teściowa. Była blada i wyraźnie zdenerwowana.

– Aniu… Musimy porozmawiać – zaczęła niepewnie.

Wpuściłam ją do środka. Usiadłyśmy w kuchni.

– Wiem, że to nie jest dobry moment… Ale musisz wiedzieć prawdę. Marek… On był w trudnej sytuacji. Wpadł w hazard. Najpierw grał dla zabawy, potem zaczął przegrywać coraz więcej pieniędzy… Pożyczał od wszystkich wokół. Ode mnie też.

Patrzyłam na nią w osłupieniu.

– Ale… romans? – zapytałam cicho.

Ewa pokręciła głową.

– Nie było żadnego romansu. Pomagałam mu spłacać długi, bo bałam się, że zrobi sobie coś złego…

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez chwilę poczułam ulgę – nie zdradził mnie fizycznie. Ale zdradził mnie inaczej: kłamał każdego dnia.

Przez kolejne tygodnie walczyłam z komornikiem, bankami i własnym żalem. Rodzina Marka odwróciła się ode mnie – uznali, że to ja powinnam była „upilnować” męża i nie dopuścić do tragedii.

Pewnego dnia dostałam list polecony od prawnika. Okazało się, że ktoś anonimowo spłacił największą część naszych długów hipotecznych. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Dopiero po kilku dniach dowiedziałam się prawdy – to była Ewa. Przyszła do mnie jeszcze raz i powiedziała:

– Marek był moim przyjacielem od dzieciństwa. Wiem, że cię skrzywdził, ale nie chciałam, żebyś ty i Zosia straciły dom przez jego błędy.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Było we mnie tyle gniewu i wdzięczności jednocześnie.

Minęły miesiące. Powoli zaczęłam odbudowywać swoje życie – znalazłam pracę w bibliotece miejskiej, Zosia wróciła do szkoły i znów zaczęła się uśmiechać. Czasem myślę o Marku i o tym wszystkim, co ukrywał przede mną przez lata.

Czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Czy można wybaczyć zdradę – nawet jeśli nie była cielesna? I czy potrafimy docenić tych, którzy wyciągają do nas rękę wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujemy?