Kiedy Paweł wrócił do domu i powiedział, że chce rozwodu – historia o końcu i początku
– Wróciłem. – Usłyszałam trzask drzwi i znajomy, zmęczony głos Pawła. Był piątek, godzina siedemnasta, a ja właśnie kończyłam kroić marchewkę do zupy. Zawsze wracał o tej porze. Zawsze rzucał klucze na komodę i całował mnie w policzek. Ale tego dnia nie podszedł do mnie. Stał w korytarzu, jakby nie mógł się zdecydować, czy wejść dalej.
– Musimy porozmawiać – powiedział cicho, a ja poczułam, jak nóż wypada mi z ręki i spada na podłogę z głuchym stukiem. Odwróciłam się powoli. Paweł patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Było w nim coś obcego, zimnego.
– Chcę rozwodu – powiedział. Po prostu tak. Bez wstępu, bez wyjaśnień. Jakby mówił o pogodzie.
Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W uszach mi szumiało, świat zawirował. Przypomniały mi się słowa mojej mamy sprzed lat: „Nigdy nie pozwól, żebyś była ostatnia, która się dowie”. Wtedy śmiałam się z jej przesadnej ostrożności. Teraz jej głos dźwięczał mi w głowie jak ostrzeżenie.
– Co ty mówisz? – wyszeptałam. – Paweł, przecież…
– Przepraszam, Aniu. Po prostu… już nie mogę. Próbowałem, naprawdę próbowałem. Ale to nie ma sensu.
Stałam jak sparaliżowana. Przez lata żyliśmy skromnie, ale szczęśliwie – przynajmniej tak mi się wydawało. Mieliśmy dwójkę dzieci: Zosię i Michała. Ostatnio było ciężko – Paweł stracił pracę w fabryce, ja dorabiałam sprzątając u sąsiadów i szyjąc na zamówienie. Ale przecież zawsze byliśmy razem. Czy naprawdę niczego nie zauważyłam?
– Masz kogoś? – zapytałam nagle, sama nie wierząc, że to mówię.
Paweł spuścił wzrok.
– To nie tak… Po prostu… jestem zmęczony tym wszystkim. Chcę zacząć od nowa.
Wtedy poczułam wściekłość. Jak to: „zacząć od nowa”? A ja? A dzieci? Nasze życie to jakiś brudny zeszyt do wyrzucenia?
– I co mam powiedzieć dzieciom? Że tata się zmęczył?
Paweł milczał. Wziął kurtkę i wyszedł, zostawiając mnie samą z tysiącem pytań i jednym wielkim bólem w sercu.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień po mieszkaniu. Dzieci coś wyczuwały – Zosia była cicha i zamknięta w sobie, Michał pytał o tatę przy każdym posiłku. Nie miałam siły gotować, sprzątać ani nawet płakać. Wieczorami siedziałam na kanapie i patrzyłam w ścianę.
Wtedy przypomniałam sobie słowa mamy: „Nie poświęcaj się za wszelką cenę. Twoje szczęście też jest ważne”. Zawsze myślałam, że rodzina jest najważniejsza. Że trzeba trwać razem mimo wszystko. Ale czy naprawdę byłam szczęśliwa? Czy Paweł był? Czy nasze dzieci były?
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie siostra, Magda.
– Anka, musisz coś zrobić dla siebie – powiedziała stanowczo. – Nie możesz pozwolić, żeby on decydował za ciebie o wszystkim.
– Ale co mam zrobić? – zapytałam bezradnie.
– Zacznij od siebie. Pomyśl, czego ty chcesz.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc ciche pochrapywanie Michała i szloch Zosi zza ściany. Czy powinnam walczyć o rodzinę? Czy może powinnam pozwolić Pawłowi odejść i zacząć żyć po swojemu?
Następnego dnia zebrałam się na odwagę i poszłam do pracy wcześniej niż zwykle. Pani Basia, u której sprzątałam od lat, zauważyła od razu, że coś jest nie tak.
– Aniu, co się stało?
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się jak dziecko.
– Paweł chce rozwodu – wyszeptałam przez łzy.
Pani Basia przytuliła mnie mocno.
– Wiesz co? Czasem lepiej być samej niż z kimś, kto cię nie docenia. Jesteś silna dziewczyna.
Te słowa dodały mi otuchy. Po pracy poszłam do szkoły po dzieci. Zosia patrzyła na mnie pytająco.
– Mamo… Tata wróci dzisiaj?
Usiadłam przy niej na ławce i przytuliłam ją mocno.
– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam szczerze. – Ale pamiętaj, że zawsze będziemy razem.
Wieczorem zadzwonił Paweł.
– Musimy ustalić szczegóły…
Słuchałam go mechanicznie, czując narastającą pustkę. On już podjął decyzję. A ja?
Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać życie na nowo. Były łzy, krzyki dzieci w nocy, rozmowy z Magdą i mamą przez telefon. Były też chwile zwątpienia – czy dam radę sama? Czy dzieci nie będą miały żalu?
Pewnego dnia Michał przyszedł do mnie z rysunkiem: cała nasza rodzina trzymająca się za ręce.
– Mamo, czy tata wróci?
Zabrakło mi słów.
Wieczorem długo rozmawiałam z mamą.
– Aniu, czasem trzeba pozwolić odejść temu, co boli – powiedziała cicho. – Twoje życie jeszcze się nie skończyło.
Zaczęłam powoli odnajdywać siebie na nowo: zapisałam się na kurs szycia online, zaczęłam biegać wieczorami po osiedlu z Magdą. Dzieci widywały się z Pawłem w weekendy – bolało mnie to za każdym razem, ale wiedziałam, że muszę być silna dla nich i dla siebie.
Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam walczyć bardziej? Ale potem patrzę na Zosię i Michała śpiących spokojnie obok siebie i wiem jedno: zrobiłam wszystko, co mogłam.
Może czasem trzeba pozwolić odejść temu, co boli… Może szczęście to nie jest trwanie za wszelką cenę przy kimś, kto już nie chce być częścią twojego świata?
Czy naprawdę można zacząć od nowa po tylu latach wspólnego życia? A może to właśnie teraz mam szansę odnaleźć siebie?