Niewidzialna nić: Czy przyjaźń przetrwa próbę macierzyństwa?

– Znowu nie odbiera – westchnęłam, patrząc na migający ekran telefonu. Była sobota, godzina 19:30, nasza tradycyjna pora na spotkanie. Kiedyś, zanim Kasia została mamą, nie było tygodnia, żebyśmy nie siedziały razem w kawiarni przy Placu Zbawiciela, śmiejąc się do łez z własnych żartów i planując wspólne wakacje. Teraz od miesięcy słyszałam tylko: „Przepraszam, nie dam rady”, „Mały ząbkuje”, „Może innym razem?”.

Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Przewinęłam naszą rozmowę na Messengerze – ostatnia wiadomość od Kasi sprzed trzech dni: „Nie spałam całą noc, przepraszam, odezwę się później”. Później nigdy nie nadchodziło.

Wstałam z kanapy i zaczęłam krążyć po mieszkaniu. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy jestem egoistką? Czy powinnam bardziej ją wspierać? Ale przecież ja też mam swoje życie, swoje problemy. Czy naprawdę muszę zawsze czekać na jej wolny czas?

W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam: „Kasia, tęsknię za Tobą. Potrzebuję Cię. Czy możemy się spotkać, choćby na chwilę?”. Odpowiedź przyszła po godzinie: „Jestem wykończona. Może w przyszłym tygodniu?”.

Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę twarzą w twarz. Siedziałyśmy wtedy w jej kuchni, a ona karmiła małego Antosia. – Wiesz, nie pamiętam już, jak to jest przespać całą noc – powiedziała wtedy z wymuszonym uśmiechem. – Czasem mam wrażenie, że zniknęłam. Że jestem tylko mamą, a nie Kasią.

– Ale ja tu jestem – odpowiedziałam cicho. – Dla Ciebie. Nie tylko dla mamy Antosia.

Spojrzała na mnie wtedy tak, jakby przez chwilę naprawdę mnie zobaczyła. Ale zaraz potem Antoś się rozpłakał i wszystko wróciło do nowej normy: ona – matka, ja – widmo przeszłości.

Od tamtej pory widywałyśmy się coraz rzadziej. Czułam się coraz bardziej zbędna, jakby ktoś przeciął niewidzialną nić, która nas łączyła przez lata. Przypomniałam sobie nasze wspólne wyjazdy nad morze, rozmowy do rana, wsparcie w najgorszych chwilach. Gdzie to wszystko się podziało?

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jej mama. – Martwię się o Kasię – powiedziała cicho. – Jest taka zamknięta w sobie. Może Ty byś do niej przyszła? Nawet jeśli nie chce rozmawiać, po prostu bądź.

Zebrałam się więc w sobie i pojechałam do niej bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi Kasia w rozciągniętym dresie, z podkrążonymi oczami. Przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona, potem bez słowa wpuściła do środka.

– Przepraszam, że tak wpadłam – zaczęłam niepewnie.

– Nie szkodzi – odpowiedziała cicho. – Chyba nawet się cieszę.

Usiadłyśmy na kanapie. Antoś spał w pokoju obok. Przez chwilę milczałyśmy, aż w końcu Kasia wybuchła płaczem.

– Ja już nie daję rady – szlochała. – Czuję się samotna, zmęczona, niewidzialna. Wszyscy oczekują, że będę idealną matką, a ja nawet nie wiem, kim jestem. Boję się, że Cię stracę, że już nie potrafię być Twoją przyjaciółką.

Objęłam ją mocno. – Nie musisz być idealna. Ja też się boję. Boję się, że już nie ma dla mnie miejsca w Twoim życiu. Ale chcę tu być, nawet jeśli to tylko pięć minut między karmieniami.

Siedziałyśmy tak długo, aż Antoś się obudził. Pomogłam jej przewinąć małego, zrobiłam herbatę. Przez chwilę poczułam, że może jednak damy radę.

Ale rzeczywistość szybko wróciła. Kasia coraz rzadziej odpisywała na moje wiadomości. Spotkania były coraz krótsze, coraz bardziej wymuszone. Zaczęłam się zastanawiać, czy to już koniec naszej przyjaźni. Czy macierzyństwo naprawdę musi wszystko zmieniać?

Pewnego wieczoru, po kolejnej nieodebranej rozmowie, napisałam do niej długą wiadomość. Opisałam wszystko, co czuję: samotność, żal, tęsknotę za dawną Kasią. Bałam się, że ją zranię, ale musiałam wyrzucić to z siebie.

Odpowiedziała dopiero po dwóch dniach. „Przepraszam. Wiem, że Cię zaniedbałam. Ale ja też się boję. Boję się, że już nie potrafię być Twoją przyjaciółką. Nie chcę Cię stracić, ale nie wiem, jak to pogodzić.”

Czytałam te słowa i płakałam. Zrozumiałam wtedy, że obie jesteśmy zagubione. Że macierzyństwo to nie tylko radość i spełnienie, ale też strata – siebie, dawnych relacji, wolności.

Od tamtej pory próbujemy budować naszą przyjaźń na nowo. Czasem się udaje, czasem nie. Spotykamy się rzadziej, ale każda chwila jest ważniejsza niż kiedyś. Uczę się akceptować nową Kasię, a ona – nową mnie.

Czasem patrzę na nasze stare zdjęcia i zastanawiam się: czy każda przyjaźń musi przejść przez taki kryzys? Czy można być blisko, nawet gdy wszystko się zmienia? Może właśnie na tym polega prawdziwa więź – na umiejętności odnajdywania siebie na nowo, raz za razem.