Ucieczka pana młodego – historia Jadwigi

Telefon zadzwonił wczesnym rankiem, kiedy jeszcze śniłam o białej sukni i dźwiękach marszu Mendelssohna. Otworzyłam oczy, czując dziwny niepokój, jakby coś wisiało w powietrzu. Sięgnęłam po komórkę, a na wyświetlaczu zobaczyłam imię: Wiktor. Mój Wiktor. Przyszły mąż. „Jadziu… Ja… Muszę ci coś powiedzieć…” – jego głos był ochrypły, drżał. „Wszystko przemyślałem… Nie jestem gotowy. Rozumiesz? Nie mogę się ożenić. Pogubiłem się. Sam nie wiem, co teraz do ciebie czuję.” Przez chwilę nie docierało do mnie znaczenie tych słów. Siedziałam na łóżku, z telefonem przy uchu, a serce waliło mi jak oszalałe. „Wiktor, co ty mówisz? To jakiś żart?” – wyszeptałam, ale on już się rozłączył.

Wstałam jak automat. Mama weszła do pokoju z kawą i uśmiechem, który zaraz zgasł, gdy zobaczyła moją twarz. „Co się stało? Jadwiga, powiedz coś!” – jej głos był pełen paniki. Nie potrafiłam wydusić słowa. Po prostu podałam jej telefon i pozwoliłam przeczytać ostatnią wiadomość od Wiktora: „Przepraszam. Nie potrafię inaczej.” Mama usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem. „Może to tylko stres przedślubny? On wróci, zobaczysz…” – próbowała mnie pocieszyć, ale ja już wiedziałam, że to koniec.

W domu zaczęło się zamieszanie. Ojciec przeklinał pod nosem, babcia płakała w kuchni nad garnkiem z rosołem, a siostra próbowała dodzwonić się do Wiktora. Goście zaczęli przyjeżdżać, nieświadomi dramatu, który rozgrywał się za zamkniętymi drzwiami mojego pokoju. Każdy pytał: „Gdzie jest pan młody?” albo „Czy wszystko gotowe?” Chciałam zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu.

Przez okno widziałam, jak Wiktorowi rodzice pakują walizki do samochodu. Jego matka nawet nie spojrzała w moją stronę. Ojciec Wiktora tylko wzruszył ramionami i powiedział mojemu tacie: „On zawsze był niezdecydowany…” Poczułam się jak przedmiot, jakby całe moje życie było tylko czyjąś pomyłką.

Wieczorem usiadłam sama w salonie, wśród porozrzucanych kwiatów i niedopitych kieliszków szampana. Goście rozeszli się szybko – nikt nie chciał być świadkiem cudzego nieszczęścia. Mama próbowała mnie namówić na kolację, ale nie miałam siły przełknąć nawet kęsa. Ojciec milczał ponuro, a babcia szeptała modlitwy pod nosem.

Następnego dnia obudziłam się z bólem głowy i uczuciem pustki. Telefon milczał. Żadnej wiadomości od Wiktora. Zaczęły się plotki – sąsiadki szeptały na klatce schodowej, koleżanki pisały wiadomości pełne współczucia i ciekawości zarazem. „Co się stało? Dlaczego uciekł? Czy coś zrobiłaś?” – pytały bez skrupułów.

Kilka dni później spotkałam Wiktora przypadkiem na rynku. Stał przy kiosku z papierosami, wyglądał na zmęczonego i starszego o kilka lat. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałam cicho.
– Przepraszam, Jadzia… Ja po prostu nie mogłem… To wszystko mnie przerosło…
– A ja? Ja też tu byłam! Myślisz, że mnie to nie przerosło?
Nie odpowiedział. Odwrócił wzrok i odszedł.

Wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. Przez wiele tygodni nie mogłam spać. Każda noc była walką z myślami: czy byłam za mało dobra? Czy mogłam coś zrobić inaczej? Rodzina próbowała żyć normalnie, ale czułam ich rozczarowanie i wstyd.

Pewnego dnia przyszła do mnie siostra i usiadła obok na łóżku.
– Jadwiga… Musisz zacząć żyć dalej. On nie był ciebie wart.
– Ale ja go kochałam…
– Może właśnie dlatego musiał odejść.

Zaczęłam powoli wracać do siebie. Poszłam do pracy, spotykałam się ze znajomymi, choć każdy uśmiech był wymuszony. Najgorsze były wieczory – wtedy wracały wspomnienia i pytania bez odpowiedzi.

Po kilku miesiącach dowiedziałam się od wspólnej znajomej, że Wiktor wyjechał do Warszawy i zaczął nowe życie. Podobno ma już kogoś innego. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu, ale też ulgę – przynajmniej wiedziałam, że to definitywny koniec.

Dziś patrzę na tamten dzień jak na koszmar, który musiałam przeżyć, żeby zrozumieć siebie lepiej. Nadal boję się zaufać komuś nowemu, ale wiem już jedno: nie można budować szczęścia na cudzych oczekiwaniach i strachu przed samotnością.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym wtedy była odważniejsza i zapytała go wcześniej o jego wątpliwości, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można przygotować się na zdradę kogoś najbliższego? Może właśnie takie doświadczenia uczą nas najwięcej o sobie samych…