„Wiem, że nie jestem idealna, ale ty też nie jesteś tym, o czym marzyłam!” – Gorzka prawda o naszym małżeństwie

– Wiesz co, Anka? Wiem, że nie jestem idealny, ale ty też nie jesteś tym, o czym marzyłem! – Piotr rzucił te słowa jak kamień przez okno, rozbijając ciszę naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałam w kuchni z rękami zanurzonymi w pianie, patrząc na niego przez łzy. Zawsze myślałam, że to ja jestem tą bardziej wymagającą, tą wiecznie niezadowoloną. A tu proszę – on pierwszy powiedział na głos to, czego oboje baliśmy się przyznać nawet przed sobą.

Nie wiem, kiedy zaczęliśmy się mijać. Może wtedy, gdy urodziła się Zosia i wszystko podporządkowaliśmy jej kolkom, szczepieniom i pierwszym krokom. Może wtedy, gdy Piotr zaczął zostawać dłużej w pracy, a ja coraz częściej zasypiałam z książką na kanapie, czekając na dźwięk klucza w zamku. Albo wtedy, gdy po raz pierwszy pomyślałam: „To nie jest życie, o jakim marzyłam”.

Pamiętam nasze początki – studenckie imprezy na Politechnice, spacery po Starym Mieście, pierwsze wspólne mieszkanie na wynajmie. Piotr był wtedy pełen energii i pomysłów. Potrafił mnie rozśmieszyć do łez. Ja byłam zakochana po uszy i gotowa na wszystko. Nawet na to, żeby zamieszkać z jego matką przez pierwsze dwa lata małżeństwa – bo przecież „tak będzie taniej”.

Ale życie szybko zweryfikowało nasze plany. Kredyt hipoteczny, praca na dwa etaty, wieczne zmęczenie. Piotr coraz częściej mówił: „Muszę zostać dłużej w biurze”, a ja coraz częściej odpowiadałam: „Dobrze, tylko nie zapomnij kupić mleka”. Z czasem przestaliśmy ze sobą rozmawiać o czymś innym niż rachunki i obowiązki.

Najgorsze były święta u teściowej. Siedzieliśmy przy stole jak obcy ludzie. Jego matka rzucała kąśliwe uwagi: „Anka, może byś się bardziej postarała z tą sałatką?” albo „Zosia taka chuda, może powinnaś ją lepiej karmić?”. Piotr milczał albo udawał, że nie słyszy. Wracaliśmy do domu w ciszy. Czułam się niewidzialna.

A potem przyszedł ten wieczór. Zosia spała już od godziny. Ja zmywałam naczynia po kolacji, Piotr siedział przy stole z laptopem. W pewnym momencie zapytałam go: – Piotrze, czy ty mnie jeszcze kochasz?

Nie odpowiedział od razu. Zamknął laptopa i spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz od lat.
– Nie wiem – powiedział cicho. – Chyba nie tak to sobie wyobrażałem.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przecież zawsze staram się być dobrą żoną! Gotuję, sprzątam, zajmuję się dzieckiem. Pracuję zawodowo. Nie mam czasu dla siebie, dla przyjaciół…

– A ty myślisz, że ja jestem szczęśliwa? – wybuchłam nagle. – Myślisz, że o takim życiu marzyłam?

Piotr spojrzał na mnie zaskoczony.
– To czemu nic nie mówisz? Czemu udajesz, że wszystko jest w porządku?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może dlatego, że tak mnie wychowano? Że kobieta powinna być silna i nie narzekać? Że rodzina jest najważniejsza?

Od tamtej rozmowy minęły trzy miesiące. Próbujemy rozmawiać – czasem spokojnie, czasem przez łzy i krzyki. Byliśmy nawet u psychologa rodzinnego. Usłyszałam tam rzeczy, których nie chciałam słyszeć: że nie potrafię mówić o swoich potrzebach; że Piotr czuje się samotny; że oboje żyjemy obok siebie zamiast razem.

Zosia coraz częściej pyta: „Mamo, czemu tata śpi w drugim pokoju?”. Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Boję się o nią najbardziej – żeby nie czuła się winna naszym kłótniom.

Moja mama mówi: „Wytrzymajcie jeszcze trochę, dzieci dorosną i będzie łatwiej”. Ale czy naprawdę warto trwać w czymś tylko dlatego, że tak wypada? Czy miłość to tylko przyzwyczajenie?

Czasem patrzę na Piotra i widzę w nim tego chłopaka sprzed lat – z błyskiem w oku i głupimi żartami. Ale coraz częściej widzę zmęczonego mężczyznę z siwymi włosami na skroniach i smutkiem w oczach.

Ostatnio zapytał mnie: – Anka, gdybyś mogła cofnąć czas… wyszłabyś za mnie jeszcze raz?

Nie odpowiedziałam. Bo sama nie wiem.

Wiecie… Czasem myślę: ile par wokół nas żyje podobnie? Ile kobiet udaje szczęście dla dobra dzieci? Ile mężczyzn tłumi swoje rozczarowanie codziennością?

Czy naprawdę jesteśmy skazani na życie w cieniu własnych niespełnionych marzeń? Czy można jeszcze coś naprawić… zanim będzie za późno?