Zżerająca zazdrość: czy moja żona jest mi wierna, czy ją tracę?
– Gdzie byłaś tak długo? – zapytałem, ledwo powstrzymując drżenie głosu, kiedy Małgorzata weszła do mieszkania. Była już prawie północ, a ona pachniała perfumami, których nie znałem. Przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że jeszcze nie śpię. – Andrzej, przecież mówiłam ci, że idę z Anką do kina. Film się przedłużył, potem jeszcze kawa… – odpowiedziała spokojnie, ale jej wzrok uciekł gdzieś w bok.
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy nasza córka Zosia poszła do liceum i dom nagle stał się pusty? Może wtedy, gdy Małgorzata zaczęła wracać coraz później z pracy? A może to ja zawsze byłem przewrażliwiony i teraz po prostu nie potrafię sobie z tym poradzić?
Siedzę w kuchni i patrzę na jej kubek z niedopitą herbatą. Zawsze zostawia fusy na dnie – mówi, że lubi patrzeć na wzory, które tworzą. Kiedyś śmialiśmy się z tego razem. Teraz czuję tylko ciężar w piersi i niepokój. Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że przeglądam jej telefon, szukam śladów czegoś, czego sam się boję nazwać. Wiem, że to podłe i nienawidzę siebie za to, ale nie mogę przestać.
Małgorzata jest piękna. Zawsze była. Ma te swoje rude włosy i uśmiech, którym potrafi rozjaśnić najgorszy dzień. Ale od kilku miesięcy ten uśmiech coraz rzadziej pojawia się przy mnie. Zamiast tego widzę zmęczenie, rozdrażnienie. Czasem mam wrażenie, że jestem dla niej tylko kolejnym obowiązkiem – jak rachunki czy zakupy.
– Może byśmy gdzieś razem wyszli w weekend? – zaproponowałem ostatnio podczas kolacji.
– Nie wiem, Andrzej… Mam tyle pracy. Może innym razem – odpowiedziała bez entuzjazmu i wróciła do laptopa.
Zosia patrzy na nas z niepokojem. Jest mądra i wrażliwa – widzi więcej niż myślimy. Ostatnio zapytała mnie: – Tato, wszystko u was dobrze?
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Bo co miałem powiedzieć? Że boję się o swoją rodzinę? Że czuję się coraz bardziej samotny we własnym domu?
Pewnego wieczoru usłyszałem Małgorzatę rozmawiającą przez telefon w łazience. Szeptała coś cicho, śmiała się… Kiedy wszedłem do środka, nagle ucichła i szybko zakończyła rozmowę. – To tylko Anka – rzuciła krótko.
Ale ja wiedziałem, że kłamie. Anka nigdy nie dzwoniła po dwudziestej drugiej.
Zacząłem ją śledzić. Wiem, jak to brzmi – żałośnie i żenująco. Ale nie mogłem inaczej. Po pracy podjechałem pod jej biuro i czekałem w samochodzie. Widziałem, jak wychodzi z budynku z jakimś mężczyzną – wysokim brunetem w eleganckim płaszczu. Rozmawiali chwilę przy samochodzie, potem on dotknął jej ramienia i uśmiechnął się szeroko. Małgorzata też się uśmiechnęła – tym swoim uśmiechem, którego mi ostatnio brakuje.
Wróciłem do domu roztrzęsiony. Całą noc nie mogłem spać. Rano próbowałem zachowywać się normalnie, ale Małgorzata od razu wyczuła napięcie.
– Co się dzieje? – zapytała.
– Nic… Po prostu jestem zmęczony – skłamałem.
Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać jeszcze bardziej. Coraz częściej się kłóciliśmy o drobiazgi: o to, kto wyrzucił śmieci, kto zapomniał kupić mleko. Każda rozmowa kończyła się milczeniem lub trzaskaniem drzwiami.
Pewnego dnia zebrałem się na odwagę.
– Małgosiu… Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzała na mnie długo i ciężko westchnęła.
– Andrzej… Nie wiem. Jest mi trudno. Czuję się zmęczona tym wszystkim…
Zamarłem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Myślałem, że powie: „Oczywiście!”, że mnie przytuli i wszystko wróci do normy. Ale ona tylko siedziała naprzeciwko mnie przy kuchennym stole i patrzyła na swoje dłonie.
– Czy jest ktoś inny? – zapytałem cicho.
– Nie… To nie tak… Po prostu… Czuję się samotna. Ty też chyba to czujesz.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przecież robiłem wszystko, żeby było dobrze! Pracowałem, dbałem o dom… Ale może właśnie w tym był problem? Może za bardzo skupiałem się na obowiązkach, a za mało na niej?
Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Słyszałem jej cichy płacz nocami i czułem się bezradny jak nigdy dotąd.
W końcu Małgorzata spakowała walizkę i wyprowadziła się na jakiś czas do swojej siostry.
– Muszę to wszystko przemyśleć – powiedziała na pożegnanie.
Zostałem sam w pustym mieszkaniu z kubkiem niedopitej herbaty i tysiącem pytań bez odpowiedzi.
Czy naprawdę ją straciłem? Czy można jeszcze naprawić coś, co tak długo było budowane? Czy zazdrość zawsze prowadzi do katastrofy?
Czasem myślę: może gdybym wcześniej zauważył sygnały… Może gdybym był mniej podejrzliwy i bardziej otwarty…
Ale teraz pozostaje mi tylko czekać i zastanawiać się: czy można odbudować zaufanie tam, gdzie raz już pękło? Czy wy też kiedyś baliście się stracić kogoś najważniejszego?