Ból wspomnień, niemożność zapomnienia: Historia Zuzanny z Białegostoku

Wszystko zaczęło się od telefonu, który rozdzwonił się w środku nocy. – Zuzanna, musisz przyjechać. Mama jest w szpitalu – głos mojej siostry, Magdy, drżał tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Ostatni raz byłam w Białymstoku pięć lat temu, na pogrzebie ojca. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy z matką prawie wcale.

– Przyjadę jutro rano – odpowiedziałam mechanicznie, choć serce waliło mi jak młot.

W pociągu do rodzinnego miasta patrzyłam przez brudne okno na przesuwające się pola i lasy Podlasia. Wspomnienia wracały falami: zapach świeżo pieczonego chleba, krzyk ojca, cichy płacz matki za ścianą. Zawsze czułam się tam obca, jakby dom był polem minowym, po którym trzeba stąpać ostrożnie, by nie wywołać eksplozji.

Gdy weszłam do szpitalnej sali, mama spała. Magda siedziała przy niej z podkrążonymi oczami.

– Nie wiem, czy się obudzi – wyszeptała. – Lekarze mówią, że to kwestia godzin.

Usiadłam obok i przez chwilę patrzyłam na wychudzoną twarz matki. Wtedy poczułam narastającą złość – za wszystko, co przemilczała przez lata. Za to, że nigdy nie stanęła w mojej obronie przed ojcem.

– Zuzka… – Magda przerwała ciszę. – Może powinnaś jej wybaczyć? Przecież była ofiarą tak samo jak my.

– A ty jej wybaczyłaś? – spojrzałam na nią ostro.

Magda spuściła wzrok. – Staram się. Ale nie potrafię zapomnieć.


Miałam dwanaście lat, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ojca pijanego do nieprzytomności. Tego wieczoru rozbił talerz o ścianę i wrzeszczał na mamę tak głośno, że sąsiedzi wezwali policję. Mama zamknęła mnie i Magdę w łazience.

– Nie wychodźcie stąd, dopóki nie powiem – szeptała przez drzwi.

Siedziałyśmy skulone na zimnych kafelkach, słuchając przekleństw i trzasku mebli. Po wszystkim mama przyszła do nas z podbitym okiem i powiedziała tylko: – Wszystko będzie dobrze.

Ale nigdy nie było dobrze. Ojciec coraz częściej pił, a mama coraz bardziej znikała w sobie. Ja uciekałam w naukę, Magda w muzykę. W domu panowała cisza przerywana wybuchami gniewu.

Kiedy miałam siedemnaście lat, uciekłam z domu na studia do Warszawy. Przysięgłam sobie wtedy, że nigdy nie wrócę.


Teraz siedziałam przy łóżku matki i czułam się jak tamta nastolatka – bezradna wobec jej milczenia.

Nagle mama otworzyła oczy. Spojrzała na mnie nieprzytomnie.

– Zuzia…

– Jestem tutaj – ścisnęłam jej dłoń.

– Przepraszam…

Łzy napłynęły mi do oczu. – Za co?

– Za wszystko… Za to, że cię nie ochroniłam…

Chciałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. W tej chwili cała złość wyparowała, została tylko żałość i pustka.


Po pogrzebie wróciłyśmy z Magdą do pustego mieszkania rodziców. W powietrzu unosił się zapach starych książek i naftaliny. Przeszukiwałyśmy szuflady w poszukiwaniu dokumentów, kiedy znalazłam stary zeszyt matki.

Zaczęłam czytać jej zapiski: „Bałam się go zostawić. Bałam się zostać sama z dziećmi bez pieniędzy. Każdego dnia modliłam się o cud…”

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: mama była więźniem własnego strachu i bezsilności. Może nie była bohaterką, ale była człowiekiem złamanym przez życie.

Wieczorem usiadłyśmy z Magdą przy kuchennym stole.

– Co teraz? – spytała cicho.

– Nie wiem… Może spróbujemy być dla siebie rodziną? Bez tajemnic?

Magda uśmiechnęła się smutno. – Chciałabym.


Minęły dwa lata od śmierci mamy. Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto cię zawiódł? Czy można przestać czuć ból wspomnień?

Czasem myślę, że przebaczenie to nie zapomnienie, ale pogodzenie się z tym, co było. Może właśnie na tym polega dorosłość?

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć swoim rodzicom wszystko? Czy są rzeczy niewybaczalne?