Cień nad moim dzieciństwem: Historia Agaty Kwiatkowskiej

– Agata, znowu się spóźniłaś! – głos mamy rozległ się w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty. W powietrzu wisiał zapach spalonego mleka i napięcie, które znałam od zawsze. – Nie możesz być choć raz jak Ola? Zobacz, ona już dawno odrobiła lekcje i pomaga mi przy obiedzie!

Miałam wtedy dwanaście lat i po raz kolejny poczułam, jakby ktoś ścisnął mi serce. Ola, moja młodsza siostra, była idealna. Przynajmniej w oczach rodziców. Ja – wiecznie rozczochrana, z plamą na spodniach i książką pod pachą – byłam tylko tłem dla jej blasku.

Pamiętam, jak pewnego dnia wróciłam do domu z dyplomem za konkurs recytatorski. Mama nawet nie spojrzała na kartkę.
– Odłóż to na stół, Agata. Ola zaraz wróci z baletu, muszę jej zrobić kolację.

Tata? On był jeszcze gorszy. Gdy Ola przewróciła się na rowerze, nosił ją na rękach przez pół dnia. Gdy ja złamałam rękę na WF-ie, usłyszałam tylko:
– Trzeba było uważać.

Z czasem nauczyłam się nie prosić o nic. W szkole podstawowej miałam jedną przyjaciółkę, Martę. To u niej pierwszy raz zobaczyłam, jak wygląda prawdziwa rodzinna kolacja – śmiech, rozmowy, ciepło. Wracałam do domu z ciężarem w żołądku i pytaniem: dlaczego u nas jest inaczej?

Najgorsze były święta. Zawsze ten sam scenariusz: Ola dostawała wymarzoną lalkę Barbie, ja – zeszyty i długopis. Kiedyś zebrałam się na odwagę:
– Mamo, czemu Ola dostaje lepsze prezenty?
– Bo jest młodsza, Agatko. Ty już jesteś duża.

W liceum zaczęłam się buntować. Przynosiłam do domu czwórki i piątki, ale nikt tego nie zauważał. Za to każda trójka była powodem do awantury.
– Zawiodłaś nas – mówił tata, patrząc na mnie z góry.

Ola rosła na gwiazdę rodziny. Wygrała konkurs piosenki – rodzice urządzili przyjęcie. Ja dostałam się do olimpiady z biologii – usłyszałam tylko:
– Nie przesadzaj z tymi naukami, bo ci w głowie przewróci.

Z czasem Ola nauczyła się wykorzystywać swoją pozycję. Gdy coś przeskrobała, potrafiła rozpłakać się na zawołanie:
– To Agata mnie namówiła!
I zawsze jej wierzyli.

Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę rodziców:
– Agata jest taka zamknięta…
– Może powinniśmy ją wysłać do psychologa?
– Po co? Przecież Ola nie sprawia problemów.

Wtedy postanowiłam: wyjadę na studia jak najdalej od domu.

Dostałam się na Uniwersytet Jagielloński. Rodzice byli dumni… z Oli, która dostała się do szkoły muzycznej.
– Agata, nie przesadzaj z tym Krakowem – powiedziała mama. – Po co ci taki stres? Może lepiej zostań w domu i pomóż Oli?

Wyjechałam mimo wszystko. W nowym mieście poczułam się wolna. Poznałam ludzi, którzy widzieli we mnie coś więcej niż cień młodszej siostry. Zaczęłam terapię. Po raz pierwszy ktoś zapytał mnie: „Czego ty chcesz?”

Na drugim roku studiów poznałam Michała. Był czuły, uważny, potrafił słuchać godzinami moich opowieści o dzieciństwie.
– Czemu nigdy nie mówisz o rodzicach? – zapytał kiedyś.
– Bo nie mam o czym – odpowiedziałam szczerze.

Michał miał rodzinę jak z reklamy: niedzielne obiady, wspólne wyjazdy nad jezioro, rozmowy bez krzyku i porównań.

Pierwszy raz zabrał mnie do siebie na Wielkanoc. Jego mama przytuliła mnie na powitanie:
– Cześć Agatko! Cieszę się, że jesteś z nami!
Poczułam łzy pod powiekami.

Po studiach wróciłam do rodzinnego miasta tylko raz – na ślub Oli. Była piękna jak z bajki, a rodzice płakali ze wzruszenia.
– Jesteśmy z ciebie tacy dumni! – powtarzali jej co chwilę.
Mnie ledwo zauważyli.

Po weselu podeszła do mnie ciotka:
– Agata, nie przejmuj się. Rodzice zawsze faworyzowali Olę. Ale ty jesteś silniejsza niż myślisz.

Wróciłam do Krakowa z poczuciem pustki. Michał widział mój smutek:
– Chcesz mieć kontakt z rodziną?
– Nie wiem… Chciałabym mieć rodzinę, ale nie taką jak moja.

Zaczęliśmy budować własny dom. Urodził się nam syn, Kuba. Przysięgłam sobie: nigdy nie pozwolę mu poczuć się niewidzialnym.

Rodzice dzwonili rzadko. Zawsze pytali o Olę: czy jest szczęśliwa, czy jej mąż dobrze zarabia, czy wnuki zdrowe… O Kubie zapominali.

Pewnego dnia zadzwoniła mama:
– Agata… Ola ma problemy w małżeństwie. Może mogłabyś jej pomóc finansowo? Ty przecież dobrze zarabiasz…
Zatkało mnie.
– Mamo, przez całe życie byłam dla was niewidzialna. Teraz mam własną rodzinę i chcę być dla nich obecna.
Usłyszałam tylko ciche westchnienie i odłożyła słuchawkę.

Ola napisała do mnie kilka tygodni później:
– Przepraszam za wszystko… Nie wiedziałam, że tak to odbierasz.
Nie odpisałam od razu. Musiałam przemyśleć wszystko od nowa.

Dziś mam 38 lat i własny dom pełen śmiechu i miłości. Czasem patrzę na Kubę i zastanawiam się: czy uda mi się nie powtórzyć błędów moich rodziców? Czy można naprawdę wybaczyć przeszłość?

A wy? Czy mieliście kiedyś poczucie bycia tym „gorszym” dzieckiem? Jak sobie z tym poradziliście?