Czy można wybaczyć bratu, który porzucił chorą matkę? Moja historia rodzinnego rozłamu
– Nie zamierzam się tym zajmować, Anka! – Piotr rzucił słuchawką, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Mama leżała w pokoju obok, jej cichy oddech przerywał ciszę. Od kilku miesięcy jej stan się pogarszał – demencja postępowała, a ja coraz częściej czułam się jak cień samej siebie.
Nie spałam tej nocy. Wpatrywałam się w sufit, słysząc w głowie słowa Piotra: „To nie mój problem. Sprzedajmy mieszkanie i załatwmy sprawę.” Jak mógł być tak obojętny? Przecież to nasza mama! Kobieta, która samotnie nas wychowała, pracując na dwa etaty po śmierci taty. Pamiętam, jak nosiła mnie na rękach przez zaspy do przedszkola, jak szyła mi sukienki na szkolne przedstawienia. A teraz miałabym ją oddać do domu opieki i sprzedać jej mieszkanie? Nigdy.
Rano mama patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem. – Aniu, gdzie jest Piotruś? – zapytała cicho. Zamarłam. Co miałam jej powiedzieć? Że Piotruś nie chce jej znać? Że dla niego liczą się tylko pieniądze? Usiadłam przy niej i pogładziłam ją po dłoni.
– Piotruś ma dużo pracy, mamo. Ale ja jestem tutaj.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w zawieszeniu. Praca zdalna, opieka nad mamą, zakupy, leki, sprzątanie. Czasem miałam ochotę wyjść i nigdy nie wrócić. Ale kiedy patrzyłam na mamę, wiedziałam, że nie mogę jej zostawić. Była coraz słabsza, czasem nie poznawała mnie ani siebie w lustrze.
Piotr nie dzwonił. Nie pytał o mamę. Raz przyszedł list polecony – wezwanie do podpisania zgody na sprzedaż mieszkania. Rozdarłam go na strzępy i wyrzuciłam do śmieci. Wieczorem zadzwonił telefon.
– Anka, podpisz to wreszcie. Potrzebuję tych pieniędzy na wkład własny do mieszkania z Justyną. Mama i tak już nic nie rozumie.
– Jak możesz być taki zimny? – krzyknęłam przez łzy. – To nasza matka! Ona cię kocha!
– Ty zawsze byłaś tą dobrą córką, co? Zawsze wszystko na twojej głowie! Ja mam swoje życie!
Rozłączył się. Przez godzinę siedziałam na podłodze w kuchni i płakałam. Czułam się zdradzona przez własnego brata. Mama była coraz bardziej zagubiona, a ja coraz bardziej samotna.
Pewnego dnia przyszła sąsiadka, pani Halina.
– Aniu, ty tak sama z tym wszystkim… Może powinnaś pogadać z Piotrem jeszcze raz?
– On nie chce rozmawiać – odpowiedziałam gorzko.
– Ale to twój brat…
Zaczęłam się zastanawiać: czy powinnam próbować go zrozumieć? Może on naprawdę nie daje sobie rady? Może boi się odpowiedzialności? Ale przecież ja też się boję! Tylko że ktoś musi być silny.
Mama miała coraz więcej złych dni. Czasem krzyczała przez sen, czasem płakała bez powodu. Lekarz powiedział mi wprost: „To już ostatnia faza.”
Wtedy zadzwonił Piotr. Po raz pierwszy od miesięcy.
– Anka… Justyna jest w ciąży. Będę ojcem.
Zaniemówiłam.
– Gratuluję…
– Chciałem ci powiedzieć… Wiem, że cię zawiodłem. Ale nie potrafię patrzeć na mamę taką… bezradną. Boję się tego wszystkiego.
Siedziałam długo w ciszy po tej rozmowie. Z jednej strony czułam ulgę – może jednak coś do niego dotarło? Z drugiej strony byłam wściekła: dlaczego tylko ja muszę być silna?
Mama odeszła kilka tygodni później. Byłam przy niej do końca. Piotr przyszedł na pogrzeb z Justyną i małym synkiem na rękach. Patrzyliśmy na siebie przez łzy – obcy sobie ludzie z jednej rodziny.
Po pogrzebie usiedliśmy razem na ławce pod blokiem.
– Przepraszam cię, Anka – powiedział cicho Piotr. – Nie umiałem inaczej.
Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie kłębiły się pytania: czy można wybaczyć takie rzeczy? Czy rodzina to naprawdę więzy krwi, czy raczej wybór?
Dziś mijają trzy miesiące od śmierci mamy. Często myślę o tym, co by powiedziała, gdyby widziała nas teraz – dwoje dorosłych ludzi, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać bez bólu i żalu.
Czy powinnam próbować odbudować relację z bratem? Czy są rzeczy niewybaczalne? A może każdy z nas nosi swój ciężar inaczej i trzeba nauczyć się to akceptować?
Czasem pytam siebie: co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?