Czy naprawdę muszę oddać tatę do domu opieki? Moja walka z poczuciem winy i rodziną
– Nie możesz tego zrobić, Anka! – głos mojej siostry Kasi drżał od złości i rozpaczy. – Przecież tata całe życie dla nas harował, a ty chcesz go oddać do jakiegoś domu starców?
Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą. Za oknem padał deszcz, a krople bębniły o parapet jakby chciały zagłuszyć naszą rozmowę. Tata spał w swoim pokoju, jego oddech był ciężki i przerywany. Ostatnio coraz częściej zapominał, gdzie jest. Czasem nie poznawał mnie ani moich dzieci. Bywały dni, kiedy krzyczał przez sen, wołając mamę, która odeszła pięć lat temu.
– Kasia, ja już nie daję rady – powiedziałam cicho. – Pracuję na pełen etat, dzieci mają swoje problemy, a tata wymaga opieki przez całą dobę. Wczoraj prawie podpalił kuchnię, bo zapomniał wyłączyć gaz.
Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem. – To może ja go wezmę do siebie?
– Masz dwupokojowe mieszkanie i dwójkę małych dzieci. Twój mąż pracuje za granicą. Jak sobie to wyobrażasz?
Zapanowała cisza. W tej ciszy słyszałam tylko własne myśli: „Czy jestem złą córką? Czy naprawdę nie ma innego wyjścia?” Przypomniałam sobie dzieciństwo – tata zabierał nas na rowery do lasu, uczył pływać w jeziorze pod Olsztynem. Był zawsze obecny, nawet gdy mama chorowała i wszystko było na jego głowie.
Teraz role się odwróciły. To ja miałam być tą silną. Ale czułam się coraz bardziej bezradna.
Wieczorem usiadłam przy łóżku taty. Patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.
– Aniu… – wyszeptał nagle. – Gdzie jest mama?
– Tato, mama już dawno nie żyje – odpowiedziałam łagodnie.
– Aha… – zamknął oczy i odwrócił głowę do ściany.
Poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę miałam ochotę po prostu uciec. Wyjść z domu i nie wracać. Ale wiedziałam, że to niemożliwe.
Następnego dnia zadzwoniłam do ośrodka opieki społecznej. Rozmowa była rzeczowa, ale czułam się jak zdrajca.
– Proszę pani, mamy miejsca w dwóch domach opieki w okolicy – powiedziała urzędniczka. – Proszę przyjechać obejrzeć warunki.
Opowiedziałam o wszystkim mężowi. Michał był wyrozumiały, ale widziałam w jego oczach ulgę.
– Anka, robisz co możesz. Nikt cię nie osądzi – powiedział cicho.
Ale osądzałam się sama.
W weekend pojechałam z Kasią obejrzeć dom opieki pod miastem. Pachniało tam czystością i lekami. Starsi ludzie siedzieli w świetlicy, niektórzy patrzyli w okno bez wyrazu, inni rozmawiali cicho przy herbacie.
– Dzień dobry – przywitała nas pielęgniarka. – Proszę się nie martwić, mamy tu bardzo dobrą opiekę. Każdy mieszkaniec ma swojego opiekuna.
Kasia milczała przez całą wizytę. W drodze powrotnej płakała.
– To nie tak miało być…
Wróciłam do domu jeszcze bardziej rozdarta niż wcześniej.
Przez kolejne dni próbowałam znaleźć inne rozwiązanie: prywatna opiekunka? Za drogo. Zmiana pracy na pół etatu? Nie stać mnie na to. Pomoc sąsiadów? Każdy ma swoje życie.
Pewnej nocy tata obudził się z krzykiem. Wbiegłam do jego pokoju – stał na środku, przerażony i zagubiony.
– Mamo! Mamo! – wołał rozpaczliwie.
Objęłam go i płakałam razem z nim.
Rano podjęłam decyzję.
Usiadłam z Kasią i Michałem przy stole.
– Musimy to zrobić – powiedziałam stanowczo. – Tata potrzebuje profesjonalnej opieki. Ja już nie daję rady fizycznie ani psychicznie. Jeśli coś mu się stanie przez moją nieuwagę… nigdy sobie tego nie wybaczę.
Kasia spuściła głowę.
– Może masz rację…
Michał ścisnął moją dłoń pod stołem.
Kilka dni później pojechaliśmy z tatą do domu opieki. Był spokojny, jakby przeczuwał, że coś się zmienia. Pożegnanie było krótkie i bolesne.
Wróciłam do pustego mieszkania i długo siedziałam w milczeniu.
Dziś mijają trzy miesiące od tamtego dnia. Odwiedzam tatę regularnie. Czasem mnie poznaje, czasem nie. Za każdym razem wychodzę stamtąd z poczuciem winy i ulgi jednocześnie.
Czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą córką i jednocześnie oddać ojca do domu opieki? Czy miłość to zawsze poświęcenie aż do końca?
A może są sytuacje, w których trzeba wybrać mniejsze zło? Co wy byście zrobili na moim miejscu?