Długo wyczekiwany urlop, który nigdy nie nadszedł – jak kredyt i rodzina potrafią zniszczyć marzenia

Już w progu poczułam, że coś jest nie tak. Zapach papierosów, ciężki i duszący, unosił się w naszym świeżo wyremontowanym mieszkaniu. Przez chwilę stałam nieruchomo, z torbą w ręku, próbując zrozumieć, skąd się tu wziął ten zapach. Przecież ani ja, ani Michał nie palimy. W głowie zaczęły mi się kłębić najgorsze scenariusze.

– Michał? – zawołałam niepewnie, wchodząc do salonu.

Mój mąż siedział na kanapie, blady jak ściana, a obok niego jego matka, pani Halina, z papierosem w dłoni. Popiół sypał się na nasz nowy dywan.

– Co tu się dzieje? – zapytałam ostrzej, niż zamierzałam.

Teściowa spojrzała na mnie z wyższością. – Przyszłam tylko na chwilę. Michał powiedział, że mogę poczekać, aż wrócisz z pracy.

Nie mogłam uwierzyć. Przez ostatnie miesiące żyliśmy w ciągłym napięciu – remont mieszkania, kredyt hipoteczny, praca po godzinach. Wszystko po to, żebyśmy mogli pojechać na wymarzony urlop nad morze. Marzyłam o tym od lat. Ale teraz czułam, że coś się sypie.

Michał spuścił wzrok. – Mama miała ciężki dzień…

– A ja? Ja nie mam ciężkich dni? – wybuchłam. – Czy naprawdę musiałaś palić tutaj?

Pani Halina wzruszyła ramionami. – Przecież okno było otwarte.

Wyszłam do kuchni, żeby się uspokoić. Oparłam się o blat i próbowałam złapać oddech. W głowie miałam mętlik: kredyt na 30 lat, raty rosnące przez inflację, praca, której nienawidzę, a teraz jeszcze to. Miałam dość.

Wieczorem usiedliśmy z Michałem przy stole. On milczał, ja nie mogłam powstrzymać łez.

– Mieliśmy jechać nad morze – powiedziałam cicho. – Miało być inaczej.

Michał tylko wzruszył ramionami. – Wiesz, że nie możemy sobie teraz pozwolić na taki wydatek. Mama też potrzebuje pomocy…

– A ja? Ja nie potrzebuję? – przerwałam mu drżącym głosem. – Od miesięcy wszystko jest ważniejsze ode mnie.

Pamiętam, jak jeszcze rok temu snuliśmy plany: wspólne wakacje, spacery po plaży, wieczory przy winie. Teraz wszystko sprowadzało się do przetrwania od pierwszego do pierwszego i do tego, żeby nie pokłócić się o kolejną wizytę teściowej.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Jak tam przygotowania do urlopu? – zapytała radośnie.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zamiast tego rozpłakałam się do słuchawki.

– Kochanie… – usłyszałam jej cichy głos. – Może powinnaś porozmawiać z Michałem? Nie możesz ciągle wszystkiego dźwigać sama.

Ale jak rozmawiać z kimś, kto zamknął się w sobie? Michał coraz częściej wracał późno z pracy albo siedział godzinami przed komputerem. Ja czułam się coraz bardziej samotna.

Kolejne tygodnie mijały w napięciu. Teściowa wpadała coraz częściej „na chwilę”, zostawiając po sobie bałagan i zapach papierosów. Michał był coraz bardziej rozdrażniony. Ja zaczęłam mieć problemy ze snem.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. Postanowiłam postawić sprawę jasno.

– Michał, tak dalej być nie może – powiedziałam stanowczo. – Albo zaczniemy żyć dla siebie, albo wszystko się rozpadnie.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Nie rozumiesz… Mama jest sama od śmierci taty. Nie mogę jej zostawić.

– A mnie możesz? – zapytałam cicho.

Zapadła cisza. Wiedziałam już wtedy, że nasz urlop nigdy nie nadejdzie. Że marzenia o harmonii i spokoju są tylko mrzonką w świecie kredytów i rodzinnych zobowiązań.

Minęły miesiące. Zamiast wakacji były kolejne raty do spłacenia i kolejne kłótnie o teściową. Nasze życie stało się pasmem rozczarowań i niedomówień. Czułam się jak cień samej siebie.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić wszystko dla mieszkania na kredyt i cudzych oczekiwań? Czy gdzieś po drodze nie zgubiłam siebie?

Czy Wy też czasem czujecie, że życie przecieka Wam przez palce przez zobowiązania i brak wsparcia? Jak sobie z tym radzicie?