Kiedy miłość boli bardziej niż samotność – historia Magdaleny
Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – mojej córki, Zosi. Była trzecia nad ranem, a ja siedziałam na zimnych kafelkach w łazience, ściskając w dłoni telefon. Właśnie wtedy, kiedy usłyszałam jej płacz, zrozumiałam, że nie mam już siły walczyć. „Mamo!” – wołała przez drzwi. „Tata znowu wyszedł?”. Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć? Że jej ojciec, mój mąż, znowu uciekł do tej drugiej kobiety? Że zostawił nas po raz kolejny, jakbyśmy były tylko meblami w jego życiu?
Nazywam się Magdalena. Mam 41 lat i mieszkam w bloku na warszawskim Ursynowie. Kiedyś myślałam, że jestem szczęściarą – miałam kochającego męża, dwójkę dzieci i pracę nauczycielki w podstawówce. Ale życie potrafi być przewrotne.
Poznałam Michała na studiach. Był duszą towarzystwa – zawsze uśmiechnięty, zawsze otoczony ludźmi. Ja byłam cicha, nieśmiała, chowałam się za książkami. To on pierwszy do mnie podszedł na imprezie u wspólnej znajomej.
– Cześć, jestem Michał. Ty musisz być Magda od polskiego? – zapytał z tym swoim szelmowskim uśmiechem.
Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. On też wydawał się oczarowany. Szybko zostaliśmy parą. Po roku zamieszkaliśmy razem w wynajmowanym mieszkaniu na Pradze. Było biednie, ale szczęśliwie. Michał studiował informatykę i dorabiał jako kelner, ja zaczęłam pracę w szkole.
Wszystko zmieniło się po ślubie. Najpierw pojawiła się Zosia, potem Kuba. Michał dostał dobrze płatną pracę w korporacji i coraz częściej wracał późno do domu.
– Kochanie, muszę zostać dłużej, projekt goni – tłumaczył.
Wierzyłam mu. Przecież był moim mężem, ojcem naszych dzieci. Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Michał był coraz bardziej nieobecny – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Przestał pytać, jak minął mi dzień, nie interesował się dziećmi.
Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
– Tak, kochanie… Wiem, też za tobą tęsknię… Nie mogę dziś przyjechać, Magda coś podejrzewa.
Serce mi stanęło. Przez kilka dni chodziłam jak cień, nie wiedząc co zrobić. W końcu zebrałam się na odwagę.
– Michał, zdradzasz mnie? – zapytałam prosto z mostu.
Spojrzał na mnie z pogardą.
– A co cię to obchodzi? I tak nic nie rozumiesz z mojego życia.
Zamarłam. To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam w jego oczach obojętność.
Od tego momentu wszystko zaczęło się sypać. Michał coraz częściej znikał na całe noce. Teściowa – pani Halina – przychodziła do nas niemal codziennie i krytykowała każdy mój ruch.
– Gdybyś była lepszą żoną, Michał by nie szukał szczęścia gdzie indziej – powtarzała z satysfakcją.
Czułam się jak intruz we własnym domu. Dzieci patrzyły na mnie z lękiem i niezrozumieniem.
– Mamo, dlaczego tata nas nie kocha? – pytała Zosia.
Nie umiałam odpowiedzieć.
Próbowałam ratować małżeństwo. Chodziłam na terapię, prosiłam Michała o rozmowę.
– Daj mi spokój! – krzyczał. – Mam dość twojego narzekania!
Z czasem przestałam walczyć. Stałam się przezroczysta – dla niego, dla teściowej, nawet dla własnych dzieci. Zaczęłam żyć z dnia na dzień, wykonując mechanicznie codzienne obowiązki.
Najgorsze były święta. Wszyscy udawali szczęśliwą rodzinę przy stole, a ja czułam się jak statystka w cudzym życiu. Teściowa rozdawała polecenia:
– Magda, podaj barszcz! Magda, sprzątnij ze stołu!
Michał siedział z nosem w telefonie albo wychodził „na papierosa”.
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę teściowej z moją córką:
– Twoja mama jest słaba. Gdyby była silniejsza, tata by jej nie zostawił.
Zosia przyszła do mnie wieczorem i zapytała:
– Mamo, czy naprawdę jesteś słaba?
Rozpłakałam się wtedy pierwszy raz od lat.
W pracy też nie było lepiej. Dyrektorka sugerowała mi urlop zdrowotny – wyglądałam jak cień człowieka.
– Magda, musisz o siebie zadbać – mówiła koleżanka z pokoju nauczycielskiego.
Ale jak zadbać o siebie, kiedy wszystko wokół się wali?
Któregoś dnia Michał przyszedł do domu wcześniej niż zwykle. Był pijany.
– Wiesz co? Mam cię dość! Wyprowadzam się do Kasi! – wykrzyczał mi prosto w twarz.
Dzieci stały w drzwiach i patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami.
– Tato! – krzyknął Kuba. – Nie zostawiaj nas!
Michał nawet się nie obejrzał. Spakował torbę i wyszedł trzaskając drzwiami.
Tej nocy nie spałam ani minuty. Rano zadzwoniła teściowa:
– To twoja wina! Zniszczyłaś mojemu synowi życie!
Nie miałam już siły tłumaczyć się komukolwiek.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Dzieci były smutne i wycofane. Ja chodziłam do pracy tylko po to, żeby nie zwariować w pustym mieszkaniu.
Pewnego dnia spotkałam na klatce sąsiadkę panią Teresę.
– Magda, trzymaj się… Wiem, co przeżywasz. Mój mąż też mnie zostawił dla młodszej… Ale życie toczy się dalej – powiedziała cicho i przytuliła mnie mocno.
To był pierwszy ludzki gest od miesięcy.
Z czasem zaczęłam odzyskiwać siły. Zosia zapisała się na terapię szkolną, Kuba zaczął grać w piłkę nożną z kolegami z klasy. Ja powoli wracałam do siebie – zaczęłam biegać po lesie Kabackim i czytać książki dla przyjemności.
Michał pojawiał się coraz rzadziej. Przysyłał alimenty i czasem zabierał dzieci na weekendy do swojej nowej partnerki.
Któregoś dnia Zosia wróciła od niego zapłakana:
– Mamo, Kasia powiedziała tacie, że jestem za głośna i mam nie przychodzić więcej…
Przytuliłam ją mocno i po raz pierwszy poczułam gniew zamiast bezsilności.
Zadzwoniłam do Michała:
– Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz nasze dzieci psychicznie albo pozwolisz swojej partnerce je obrażać, zgłoszę sprawę do sądu rodzinnego!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
Od tamtej pory Michał zaczął bardziej uważać na swoje zachowanie wobec dzieci.
Dziś mija dwa lata od tamtej nocy w łazience. Nadal jestem sama – ale już nie czuję się samotna. Mam przyjaciółkę Anetę z pracy, która wyciągnęła mnie na pierwsze od lat wakacje nad morzem. Dzieci powoli odzyskują radość życia.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: „Dlaczego tak długo pozwalałam sobie na upokorzenia? Dlaczego bałam się odejść?” Może dlatego, że bałam się pustki… Ale dziś wiem jedno: lepiej być samą niż żyć w kłamstwie i bólu.
A wy? Czy też kiedyś baliście się odejść? Co was powstrzymywało przed postawieniem granic? Może warto czasem wybrać siebie?