Kocham wnuki, ale nie mogę znieść, jak synowa je wychowuje. Czy jestem złą teściową?
– Mamo, proszę, nie wtrącaj się – usłyszałam po raz kolejny od Magdy, mojej synowej, kiedy próbowałam uspokoić wnuki. Stałam w kuchni, ścierając z podłogi rozlaną czekoladę, a w salonie rozlegały się wrzaski i śmiechy. Kuba i Zosia biegali wokół stołu, rzucając poduszkami, a najmłodszy Franek próbował wspiąć się na regał z książkami.
– Ależ Magdo, oni zaraz coś sobie zrobią! – podniosłam głos, czując narastającą frustrację. – Za moich czasów dzieci nie zachowywały się w ten sposób.
Magda spojrzała na mnie z irytacją. – Mamo, pozwól im być dziećmi. Niech się bawią. Przecież nic się nie dzieje.
Zawsze marzyłam o tym, by mieć dużą rodzinę. Gdy mój syn Michał ożenił się z Magdą, cieszyłam się, że będę miała wnuki. Teraz mam ich troje i kocham je nad życie. Ale za każdym razem, gdy odwiedzam ich dom na warszawskim Ursynowie, czuję się coraz bardziej obca. Wszystko jest inne niż u mnie – dzieci mogą robić, co chcą, a każda próba wprowadzenia zasad kończy się kłótnią.
Pamiętam, jak kiedyś próbowałam nauczyć Zosię sprzątać po sobie zabawki. – Zosiu, odłóż proszę klocki na miejsce – poprosiłam łagodnie.
– Mama mówi, że nie muszę! – odpowiedziała rezolutnie pięciolatka i pobiegła do kuchni po kolejną paczkę żelków.
Magda weszła do pokoju i spojrzała na mnie z wyrzutem. – Naprawdę musisz ją pouczać przy mnie? To ja tu jestem matką.
Czułam się upokorzona. Michał tylko wzruszył ramionami i wrócił do pracy przy komputerze. Od lat pracuje zdalnie jako programista i często zamyka się w swoim gabinecie, zostawiając Magdę samą z dziećmi. Może dlatego pozwala im na wszystko? Może jest jej po prostu ciężko?
Ale czy to usprawiedliwia taki chaos? U mnie w domu panował porządek. Dzieci miały obowiązki, szanowały dorosłych i wiedziały, gdzie są granice. Teraz czuję się jak relikt przeszłości – moje rady są ignorowane, a ja sama staję się coraz bardziej zbędna.
Ostatnio sytuacja wymknęła się spod kontroli. Była sobota, miałam zostać z wnukami na noc, bo Magda i Michał chcieli wyjść do kina. Już od rana dzieci były pobudzone – Franek rozlał mleko na dywan, Zosia pokłóciła się z Kubą o tablet, a potem wszyscy troje zaczęli biegać po mieszkaniu jak szaleni.
– Kochani, proszę was, usiądźcie na chwilę i poczytajmy książkę – próbowałam ich zainteresować czymś spokojniejszym.
– Nuuuda! – krzyknął Kuba i zaczął rzucać piłką w ścianę.
W końcu nie wytrzymałam. – Dość tego! Macie natychmiast przestać! – krzyknęłam głośniej niż zamierzałam.
W tej chwili weszła Magda. – Co tu się dzieje?
– Próbuję tylko zaprowadzić trochę porządku! – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Mamo, jeśli nie potrafisz zaakceptować naszych zasad, może nie powinnaś zostawać z dziećmi sama – powiedziała chłodno.
Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez całą drogę do domu płakałam w tramwaju. Czy naprawdę jestem taką złą babcią? Czy moje metody są już całkiem przestarzałe?
Od tamtej pory widujemy się rzadziej. Michał dzwoni czasem wieczorem i pyta, czy wszystko u mnie w porządku. Ale rozmowy są krótkie, powierzchowne. Wnuki widuję głównie przez kamerę w telefonie.
Czasem zastanawiam się, czy to ja powinnam się zmienić. Może rzeczywiście świat poszedł do przodu i dzieci wychowuje się teraz inaczej? Ale czy pozwalanie im na wszystko to naprawdę dobra droga?
Ostatnio spotkałam sąsiadkę, panią Halinę. Opowiedziałam jej o moich rozterkach.
– Oj kochana, teraz to już inne czasy – westchnęła Halina. – Moja córka też pozwala wnuczce na wszystko. A potem płacze, że nie radzi sobie z buntem.
Czy to znaczy, że wszystkie babcie czują się teraz niepotrzebne? Że nasze doświadczenie nic już nie znaczy?
Czasem budzę się w nocy i myślę o tym wszystkim. Tęsknię za wnukami, za ich śmiechem i ciepłem małych rączek. Ale boję się kolejnej wizyty u Magdy i Michała. Boję się kolejnego upokorzenia.
Może powinnam po prostu zaakceptować ich zasady? Może powinnam milczeć i cieszyć się każdą chwilą z wnukami? Ale czy wtedy nie zdradzam samej siebie?
Czy naprawdę jestem złą teściową? Czy może po prostu świat zmienił się tak bardzo, że nie potrafię już za nim nadążyć?
A wy? Jak radzicie sobie z różnicami pokoleniowymi w rodzinie? Czy warto walczyć o swoje zasady, czy lepiej odpuścić dla świętego spokoju?