Lato w piwnicy: Historia o rodzinnych tajemnicach i samotności

Już pierwszego dnia wakacji, kiedy słońce lało się z nieba jak wrzątek, a powietrze w bloku przy ulicy Słowiczej stało nieruchomo, usłyszałam trzask tłuczonego szkła i wrzaski matki. – Znowu rozlałaś mleko, Karolina?! – krzyczała, a ja stałam z garścią truskawek, które miały być do ciasta. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to będzie najgorsze lato mojego życia.

Miałam czternaście lat i marzyłam o tym, żeby uciec z domu – choćby do ciemnej piwnicy pod blokiem. Tam przynajmniej nikt nie krzyczał. Tam mogłam być sama ze swoimi myślami i z zeszytem, w którym zapisywałam wszystko, czego nie odważyłabym się powiedzieć na głos.

Ale tego dnia matka była wściekła bardziej niż zwykle. Ojciec wrócił z pracy wcześniej, śmierdział piwem i papierosami. – Co tu się dzieje?! – ryknął, rzucając torbę na podłogę. – Znowu awantura przez głupoty? – dodał, patrząc na mnie tak, jakby to wszystko było moją winą.

– To przez Karolinę! – matka wskazała mnie palcem. – Nigdy nie słucha, robi wszystko po swojemu!

– Przestańcie! – wrzasnęłam i wybiegłam z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż sąsiadka z naprzeciwka wychyliła się na korytarz.

Zbiegłam po schodach do piwnicy. Tam było chłodno i ciemno. Pachniało ziemią i starymi kartonami. Usiadłam na skrzynce po jabłkach i zaczęłam płakać. Chciałam zniknąć. Chciałam, żeby ktoś mnie zauważył, ale jednocześnie bałam się, że ktoś naprawdę to zrobi.

Po godzinie usłyszałam kroki. To była moja młodsza siostra, Zosia. – Karola… wracaj do domu. Mama płacze.

– Nie chcę jej widzieć – syknęłam przez łzy. – Zawsze tylko krzyczy.

– Tata powiedział, że jak nie wrócisz, to…

– To co? – przerwałam jej ostro.

– Że zamknie cię tu na noc.

Zamarłam. W naszym domu groźby były codziennością, ale nigdy nie wiedziałam, kiedy zamienią się w rzeczywistość.

Zosia usiadła obok mnie i przez chwilę milczałyśmy. – Wiesz… ja też się boję mamy – wyszeptała nagle. – Ale jak ciebie nie ma, to wszystko spada na mnie.

Poczułam wyrzuty sumienia. Przytuliłam ją mocno. – Przepraszam…

Wróciłyśmy razem do mieszkania. Matka siedziała przy stole z głową w dłoniach. Ojciec oglądał telewizję i udawał, że nas nie widzi.

– Przepraszam – powiedziałam cicho.

Matka spojrzała na mnie czerwonymi oczami. – Nie wiem już, co mam robić…

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Ojciec coraz częściej znikał na całe wieczory. Matka zamykała się w łazience i płakała po cichu. Ja coraz częściej uciekałam do piwnicy.

Pewnego dnia znalazłam tam stary album ze zdjęciami. Były tam fotografie dziadków, których nigdy nie poznałam, i ciotki Marii – tej samej, o której matka zawsze mówiła z pogardą. Zaczęłam przeglądać zdjęcia i nagle usłyszałam głosy na klatce schodowej.

– Ona jest taka sama jak jej ojciec! – krzyczała matka do babci przez telefon. – Uparciuch! Zawsze musi postawić na swoim!

Serce mi zamarło. Czy naprawdę byłam taka jak ojciec? Czy to znaczyło, że też kiedyś będę krzyczeć na własne dzieci?

Wieczorem próbowałam porozmawiać z matką.

– Mamo… dlaczego tak się kłócicie?

Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Bo życie jest trudne, Karolina. Bo czasem człowiek nie daje rady.

– Ale przecież możemy być dla siebie milsi…

Wzruszyła ramionami.

– Może ty potrafisz. Ja już nie umiem.

Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwą samotność. Nawet Zosia zaczęła mnie unikać, bo bała się wplątać w nasze kłótnie.

Któregoś dnia ojciec nie wrócił na noc. Matka chodziła po mieszkaniu jak oszalała.

– Gdzie on jest?! Co ja mam zrobić?!

Bałam się jej pytać o cokolwiek. W nocy usłyszałam jej szloch przez cienką ścianę.

Następnego dnia zadzwoniła ciotka Maria. Przyjechała wieczorem z torbą pełną ciasta i owoców.

– Co tu się dzieje? – zapytała szeptem, kiedy matka wyszła do kuchni.

Opowiedziałam jej wszystko: o krzykach, o piwnicy, o tym, że boję się wracać do domu.

Ciotka przytuliła mnie mocno.

– Twoja mama zawsze była dumna i uparta. Ale kocha was… tylko nie umie tego okazać.

– A tata?

Westchnęła ciężko.

– Twój tata… on nigdy nie pogodził się ze śmiercią swojego ojca. Od tamtej pory pije coraz więcej.

Czułam się rozdarta między współczuciem a gniewem. Dlaczego dorośli nie potrafią rozmawiać?

Przez kolejne tygodnie lato ciągnęło się jak guma do żucia. Wszyscy udawali, że jest normalnie, ale każdy zamykał się w swoim świecie.

Pewnego wieczoru matka przyszła do mojego pokoju.

– Karolina… musimy porozmawiać.

Usiadła obok mnie na łóżku i zaczęła płakać.

– Przepraszam cię za wszystko… Za to, że krzyczę… Za to, że nie umiem być lepszą matką…

Objęłam ją ostrożnie.

– Mamo… ja też przepraszam.

Wtedy pierwszy raz od dawna poczułam coś na kształt nadziei.

Ojciec wrócił po trzech dniach. Był trzeźwy i zmęczony. Usiadł przy stole i spojrzał na nas obie.

– Przepraszam was… Muszę coś zmienić w swoim życiu.

Nie wierzyłam mu wtedy. Ale przez resztę wakacji próbował dotrzymać słowa: pomagał w domu, rozmawiał ze mną i Zosią, nawet zabrał nas raz nad jezioro pod Warszawą.

To lato spędziłam częściowo w piwnicy – ale już nie uciekając przed światem, tylko szukając tam spokoju i własnych myśli. Czasem Zosia przychodziła do mnie z książką albo ciastkiem ukradzionym z kuchni i śmiałyśmy się razem z byle czego.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie czy nazwisko. To ciągłe próby wybaczenia sobie nawzajem błędów i uczenia się siebie od nowa każdego dnia.

Czy można naprawdę wybaczyć rodzicom ich słabości? Czy wy też mieliście takie lato w swoim życiu? Czekam na wasze historie.