Mam dość bycia idealną dla wszystkich – historia Magdy z Poznania
– Magda! Ile razy mam powtarzać, żebyś nie zostawiała naczyń w zlewie?! – głos mojej teściowej, pani Haliny, rozbrzmiewał w kuchni jak syrena alarmowa. Stałam przy oknie, patrząc na szare, kwietniowe niebo nad Poznaniem i ściskałam w dłoni kubek z zimną już kawą. W środku czułam się jak roztrzaskana filiżanka – niby cała, ale każda część osobno.
Mój mąż, Tomek, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę. Moja córka Zosia bawiła się klockami pod stołem. A ja? Ja byłam tą, która miała wszystko ogarniać: dom, dziecko, pracę zdalną i jeszcze humor teściowej.
– Przepraszam, zaraz pozmywam – odpowiedziałam cicho, choć miałam ochotę rzucić tym kubkiem o ścianę. Ale nie mogłam. Przecież Magda zawsze jest spokojna. Magda nigdy nie krzyczy. Magda wszystko zniesie.
Tak było od zawsze. W szkole – wzorowa uczennica. Na studiach – stypendystka. W pracy – ta, która zostaje po godzinach i nigdy nie narzeka. W domu – żona i matka na medal. Nawet kiedy Zosia miała kolki i przez trzy noce nie spałam, rano robiłam makijaż i uśmiechałam się do sąsiadki na klatce schodowej.
Ale w środku narastał we mnie bunt. Coraz częściej łapałam się na tym, że nie poznaję własnego odbicia w lustrze. Kim jest ta kobieta z podkrążonymi oczami i wymuszonym uśmiechem?
Wszystko pękło tydzień temu. Była sobota, Tomek wrócił późno z pracy. Teściowa została na noc, bo „przecież sama sobie nie poradzi” po śmierci teścia. Zosia płakała, bo bolał ją brzuch. Ja próbowałam jednocześnie gotować rosół, odpowiadać na służbowe maile i uspokajać dziecko.
– Magda, ty się w ogóle nie nadajesz do prowadzenia domu! – wybuchła nagle Halina. – U mnie zawsze był porządek! A twoja matka to cię chyba niczego nie nauczyła!
Zamarłam. Zosia wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.
– Mamo… – zaczął Tomek, ale urwał i schował się za gazetą.
– Moja mama robiła co mogła – wyszeptałam.
– No właśnie! Mogła więcej! – syknęła teściowa.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Dość! – krzyknęłam tak głośno, że nawet Zosia przestała płakać. – Mam dość! Nie jestem robotem! Nie będę już dłużej udawać, że wszystko jest dobrze!
Zapadła cisza. Teściowa patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha. Tomek odłożył gazetę.
– Magda…
– Nie! – przerwałam mu. – Od lat robię wszystko dla wszystkich! Dla ciebie, dla twojej mamy, dla Zosi… A kto robi coś dla mnie? Kto mnie zapytał ostatnio, czy jestem szczęśliwa?
Łzy napłynęły mi do oczu. Zosia przytuliła się do mojej nogi.
– Mamo…
Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Tak po prostu. Bez makijażu, bez maski silnej kobiety.
Teściowa wybiegła z kuchni trzaskając drzwiami.
Tomek podszedł do mnie niepewnie.
– Magda… przepraszam… Ja nie wiedziałem…
Spojrzałam na niego przez łzy.
– Naprawdę nie wiedziałeś? Przecież widzisz mnie codziennie…
Milczał.
Po tej awanturze przez kilka dni w domu panowała napięta cisza. Teściowa przestała się odzywać poza krótkimi komunikatami typu „obiad gotowy” albo „idę spać”. Tomek chodził jak cień.
A ja? Ja zaczęłam oddychać.
Po raz pierwszy od lat poszłam sama na spacer nad Wartę. Bez dziecka, bez męża, bez telefonu służbowego. Siedziałam na ławce i patrzyłam na ludzi. Zazdrościłam im wolności – tej pozornej, bo pewnie każdy z nich też coś dźwigał.
Zadzwoniła moja mama.
– Madziu, wszystko w porządku? Halina mówiła mi coś o awanturze…
– Mamo… Nie jest w porządku. Jestem zmęczona byciem idealną dla wszystkich.
– Ale przecież masz dobrą pracę, męża, zdrowe dziecko…
– Mamo! Czy to znaczy, że nie mogę być zmęczona? Że nie mogę mieć gorszego dnia?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Przepraszam… Nie chciałam ci dokładać…
Rozłączyłam się i poczułam ulgę.
Wieczorem Tomek przyszedł do mnie do sypialni.
– Magda… Chcę ci pomóc. Ale nie wiem jak.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Zacznij od tego, żeby czasem powiedzieć swojej mamie „dość”. I żebyś sam zrobił pranie albo obiad bez pytania mnie o wszystko.
Kiwnął głową.
Następnego dnia wrócił z pracy wcześniej i zabrał Zosię na plac zabaw. A ja… położyłam się na kanapie i po raz pierwszy od lat zasnęłam w środku dnia bez wyrzutów sumienia.
Teściowa długo jeszcze była obrażona. Ale zaczęła mniej komentować moje życie. Może przestraszyła się mojego krzyku? Może zobaczyła we mnie człowieka?
W pracy powiedziałam szefowi, że nie będę już odbierać maili po 18:00. Koleżanki patrzyły na mnie z podziwem i niedowierzaniem.
Wieczorami zaczęłam czytać książki dla siebie – nie poradniki o wychowaniu dzieci czy gotowaniu, tylko kryminały i powieści obyczajowe.
Czasem jeszcze wraca do mnie lęk: czy jestem wystarczająco dobrą matką? Żoną? Synową? Ale coraz częściej odpowiadam sobie: jestem wystarczająco dobra dla siebie.
A wy? Czy też czujecie czasem, że musicie być idealni dla wszystkich? Czy potraficie powiedzieć „dość” zanim będzie za późno?