„Mamo, nie mogę już dłużej…” – Jak opieka nad starszym rodzicem rozdarła moje życie na pół
– Znowu dzwoni – mruknęłam przez zaciśnięte zęby, patrząc na wyświetlacz telefonu. „Mama”. Była 5:37 rano, a ja ledwo spałam po kolejnej zarwanej nocy w pracy. Obok mnie spał mój mąż, Andrzej, a w drugim pokoju cicho pochrapywała nasza córka, Zosia. Odebrałam, zanim dzwonek obudził wszystkich.
– Kasiu, nie mogę znaleźć pilota do telewizora! – usłyszałam roztrzęsiony głos mamy.
– Mamo, jest szósta rano… Może poszukaj jeszcze raz? – próbowałam brzmieć spokojnie, ale czułam, jak narasta we mnie irytacja.
– Ale ja już szukałam! Może przyjedziesz? – jej głos był coraz bardziej płaczliwy.
Zamknęłam oczy. W głowie miałam listę rzeczy do zrobienia w pracy, zebranie w przedszkolu Zosi i wieczorne spotkanie z klientem. A jednak wiedziałam, że za godzinę będę już stała pod drzwiami mamy z kubkiem kawy w ręku i wymuszonym uśmiechem na twarzy.
Tak wyglądały moje poranki od kilku miesięcy. Mama, odkąd przeszła na emeryturę, coraz częściej dzwoniła z prośbami o pomoc. Raz nie mogła znaleźć okularów, innym razem bała się, że ktoś chodzi po klatce schodowej. Czasem chciała tylko porozmawiać. Z początku myślałam, że to minie – że to tylko chwilowa samotność po śmierci taty. Ale z każdym tygodniem było coraz gorzej.
Andrzej próbował mnie wspierać:
– Może powinnaś powiedzieć mamie, żeby trochę się ogarnęła? Przecież jest zdrowa, sama chodzi na zakupy, spotyka się z sąsiadkami…
– Nie rozumiesz – odpowiadałam z wyrzutem. – To moja mama. Nie mogę jej zostawić.
Ale coraz częściej łapałam się na tym, że mam ochotę wyłączyć telefon i udawać, że mnie nie ma. W pracy szefowa patrzyła na mnie krzywo, bo coraz częściej wychodziłam wcześniej albo odbierałam telefony podczas spotkań.
Pewnego dnia wszystko się posypało. Był piątek, miałam ważną prezentację przed zarządem. O 8:15 zadzwoniła mama:
– Kasiu, chyba mam gorączkę. Chyba umieram.
Serce mi zamarło. Rzuciłam wszystko i pojechałam do niej przez pół miasta. Okazało się, że miała 36,8 i była po prostu samotna. Wróciłam do pracy spóźniona o dwie godziny. Szefowa spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem:
– Katarzyno, musimy poważnie porozmawiać o twojej dyspozycyjności.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Andrzej czekał z obiadem:
– I co? Znowu nic jej nie było?
– Nie mów tak! – wybuchłam. – To moja mama!
Zosia przyszła do kuchni i przytuliła się do mnie:
– Mamusiu, czemu jesteś smutna?
Patrzyłam na nią i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przecież to dla niej powinnam być teraz najważniejsza. Ale nie umiałam postawić granic mamie.
Wieczorem zadzwoniła ciocia Basia:
– Kasia, musisz coś zrobić z tą twoją mamą. Dzwoni do mnie codziennie i płacze, że jesteś dla niej niedobra.
Poczułam się jak najgorsza córka świata. Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy bałam się odebrać telefon. W domu byłam rozdrażniona i zamknięta w sobie.
W końcu Andrzej postawił sprawę jasno:
– Albo coś zmienisz, albo to wszystko się rozpadnie. Nie możemy tak żyć.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy telefon mamy, każde jej „Kasiu, pomóż mi”, każde swoje „Już jadę”. Rano podjęłam decyzję.
Pojechałam do mamy z zamiarem szczerej rozmowy.
– Mamo – zaczęłam niepewnie – musimy porozmawiać.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona:
– Co się stało?
– Nie mogę być u ciebie na każde zawołanie. Mam pracę, rodzinę… Ty jesteś zdrowa i samodzielna. Musisz nauczyć się radzić sobie sama z drobnymi sprawami.
Mama spuściła wzrok:
– Myślałam, że chcesz mi pomóc… Czuję się taka samotna…
Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę:
– Pomagam ci zawsze, kiedy naprawdę tego potrzebujesz. Ale muszę też żyć swoim życiem.
Mama rozpłakała się jak dziecko. Przytuliłyśmy się długo w milczeniu.
Od tamtej pory było różnie. Mama czasem dzwoniła rzadziej, czasem częściej – ale ja nauczyłam się mówić „nie” bez poczucia winy. Zaczęłyśmy spotykać się raz w tygodniu na kawie i rozmowie o wszystkim i o niczym.
Czasem jednak budzę się w środku nocy i zastanawiam: czy jestem dobrą córką? Czy można być wsparciem dla rodzica i jednocześnie nie zatracić siebie? Może wy też macie podobne doświadczenia?