„Mamo, nigdy nie byłam dla Ciebie najważniejsza?” – szczera rozmowa, która zmieniła wszystko
Siedziałyśmy z Martą przy kuchennym stole. Za oknem padał deszcz, a w domu panowała cisza, jakby świat wstrzymał oddech. Marta trzymała w dłoniach filiżankę herbaty, patrząc gdzieś w dal. Nagle odłożyła ją na stół i spojrzała mi prosto w oczy.
– Mamo, przez całe życie miałam wrażenie, że jestem gorsza niż Kuba i Ania. Że ich kochałaś bardziej.
Poczułam, jak wszystko we mnie zamarło. Filiżanka omal nie wypadła mi z dłoni. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Przecież zawsze starałam się być sprawiedliwa, kochać każde z dzieci tak samo. Otworzyłam usta, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Marta… – zaczęłam niepewnie. – Skąd ci to przyszło do głowy?
Wzruszyła ramionami, ale widziałam, jak bardzo się denerwuje. Jej palce nerwowo bawiły się łańcuszkiem na szyi.
– Zawsze miałam wrażenie, że Kuba był twoim oczkiem w głowie. Był najstarszy, zawsze go chwaliłaś. A Ania… ona była taka delikatna, zawsze jej współczułaś, kiedy płakała. Ja… ja byłam tą „silną”, która sobie poradzi. Ale czasem chciałam po prostu usłyszeć, że jestem dla ciebie ważna.
Zrobiło mi się gorąco. Przypomniałam sobie te wszystkie sytuacje: kiedy Kuba wracał z piątką ze sprawdzianu i cała rodzina świętowała; kiedy Ania chorowała i spałam przy jej łóżku przez trzy noce z rzędu; kiedy Marta sama odrabiała lekcje i nie wołała o pomoc, bo „przecież sobie radzi”.
– Martuś… – powiedziałam cicho. – Nigdy nie chciałam, żebyś tak się czuła. Myślałam, że jesteś taka samodzielna…
– Bo musiałam być – przerwała mi cicho. – Kiedy miałam problemy w szkole, nie chciałam cię martwić. Kiedy płakałam po nocach, bo Ania dostała nową sukienkę, a ja musiałam nosić po niej ubrania… Nie chciałam robić problemów. Ale to bolało.
Zacisnęłam powieki. Przypomniałam sobie te wszystkie razy, kiedy mówiłam: „Marta jest dzielna, ona sobie poradzi”. Byłam z niej dumna, ale czy kiedykolwiek jej to powiedziałam? Czy kiedykolwiek przytuliłam ją bez powodu?
– Przepraszam – wyszeptałam. – Nie wiedziałam…
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Wiem, że nie wiedziałaś. Ale czasem mam żal do siebie, że nie potrafiłam być taka jak Ania albo Kuba. Że nie byłam wystarczająco dobra.
Wstałam i podeszłam do niej. Przytuliłam ją mocno, jakbym chciała nadrobić wszystkie te lata.
– Jesteś dla mnie ważna. Zawsze byłaś. Może za mało ci to okazywałam… Ale kocham cię tak samo jak twoje rodzeństwo.
Marta wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka.
– Chciałabym to poczuć naprawdę – szepnęła.
Siedziałyśmy tak długo w ciszy. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: Marta jako kilkuletnia dziewczynka, która sama nauczyła się jeździć na rowerze; Marta na studiach, kiedy sama znalazła sobie mieszkanie; Marta na ślubie Kuby, stojąca z boku i uśmiechająca się nieco smutno.
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem dzieci nie potrzebują od nas wielkich gestów czy prezentów. Potrzebują tylko poczuć się zauważone i ważne.
Wieczorem zadzwoniłam do Ani i Kuby. Chciałam ich zaprosić na wspólny obiad – taki tylko dla nas, żebyśmy mogli porozmawiać szczerze o tym, co czujemy. Wiedziałam już, że muszę naprawić to, co przez lata zaniedbałam.
Kiedy Marta wychodziła tego dnia z domu, zatrzymała się w drzwiach.
– Mamo… dziękuję za rozmowę. Może to głupie, ale pierwszy raz czuję, że naprawdę mnie słyszysz.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Zawsze cię słyszałam, Martuś. Tylko czasem nie umiałam tego pokazać.
Zostałam sama w kuchni i długo patrzyłam na pustą filiżankę po herbacie. Ile jeszcze rzeczy przegapiamy w codziennym biegu? Ile razy ranimy tych, których kochamy najbardziej – nawet o tym nie wiedząc?
Czy można naprawić lata milczenia jednym szczerym gestem? Czy wystarczy jedno „przepraszam”, by uleczyć stare rany? Czasem myślę: co by było, gdybym wcześniej zapytała Martę o jej uczucia…