Mąż obwinia mnie za nasze długi po narodzinach trzeciego dziecka. Czy naprawdę to moja wina?
— To wszystko przez ciebie, Magda! — Paweł rzucił kluczami na stół, a ja aż podskoczyłam, karmiąc małego Antosia. — Gdyby nie twoje nalegania na kolejne dziecko, nie musielibyśmy teraz liczyć każdego grosza!
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale powstrzymałam łzy. Przecież to on przez miesiące przekonywał mnie, że trzecie dziecko to spełnienie naszych marzeń. Że „rodzina to siła”, że „będzie cudownie”.
— Paweł, przecież sam chciałeś… — zaczęłam cicho.
— Chciałem? Ty zawsze mówiłaś, że rodzina musi być duża! — przerwał mi ostro. — Ja tylko chciałem cię uszczęśliwić. Ale teraz? Zobacz, gdzie jesteśmy! Kredyt na mieszkanie, rachunki rosną, a ty siedzisz w domu i tylko wydajesz!
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jeszcze rok temu byliśmy zgodni. Nasze córki, Zosia i Hania, cieszyły się na braciszka. Paweł był dumny, opowiadał kolegom w pracy o „pełnej rodzinie”. A teraz? Każdego dnia wracał coraz bardziej sfrustrowany, a ja czułam się coraz mniejsza.
Pamiętam tamten wieczór, kiedy podjęliśmy decyzję. Siedzieliśmy na balkonie, popijając herbatę. — Magda, wyobrażasz sobie święta z trójką dzieci? — zapytał wtedy z błyskiem w oku. — Będzie głośno, radośnie…
Uśmiechnęłam się wtedy i zgodziłam. Bałam się trochę — wiedziałam, że nasza sytuacja finansowa nie jest idealna. Ale ufałam mu. Ufałam nam.
Teraz codzienność wyglądała inaczej. Każdy dzień zaczynał się od liczenia pieniędzy: czy starczy na pieluchy, czy opłacimy przedszkole Hani. Paweł coraz częściej zostawał po godzinach w pracy, a ja coraz rzadziej widywałam jego uśmiech.
— Może powinnam wrócić do pracy… — powiedziałam niepewnie któregoś wieczoru.
— A kto zajmie się dziećmi? — odburknął. — Przecież nie stać nas na nianię.
Czułam się jak w pułapce. Z jednej strony chciałam pomóc, z drugiej — byłam uwiązana do domu. Antoś miał dopiero cztery miesiące. Zosia często chorowała. Hania przeżywała bunt czterolatki i potrzebowała mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Moja mama powtarzała: „Magda, nie daj sobie wmówić winy. To wasza wspólna decyzja”. Ale Paweł był nieugięty.
— Gdybyś była bardziej rozsądna… — mówił coraz częściej. — Może nie musielibyśmy teraz oszczędzać na wszystkim.
Zaczęłam wątpić w siebie. Czy naprawdę to moja wina? Czy powinnam była przewidzieć, że sobie nie poradzimy?
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Pawła przez telefon:
— Stary, nie wiem już co robić… Magda tylko siedzi w domu… Ja haruję jak wół…
Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie wcześniejsze słowa. Przecież ja też pracowałam — tylko nikt tego nie widział. Pranie, gotowanie, opieka nad dziećmi…
Wieczorem wybuchłam:
— Myślisz, że nic nie robię?! Że siedzę i pachnę?!
Paweł spojrzał na mnie zaskoczony:
— Magda… ja po prostu jestem zmęczony.
— Ja też! — krzyknęłam przez łzy. — Ale to nie znaczy, że możesz mnie obwiniać za wszystko!
Przez chwilę milczeliśmy oboje. W końcu Paweł wyszedł z pokoju bez słowa.
Kolejne dni były jeszcze trudniejsze. Unikaliśmy się wzrokiem. Dzieci wyczuwały napięcie i stawały się coraz bardziej niespokojne.
Któregoś popołudnia przyszła do mnie Hania:
— Mamusiu, dlaczego tata krzyczy?
Zatkało mnie. Co miałam jej powiedzieć? Że dorośli czasem nie radzą sobie z problemami?
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Kasia:
— Magda, musicie pogadać szczerze. Może doradca finansowy? Może terapia małżeńska?
Poczułam ulgę, że ktoś mnie rozumie. Ale czy Paweł się zgodzi?
Następnego dnia zebrałam się na odwagę:
— Paweł… Musimy coś zmienić. Tak dalej być nie może.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem:
— Nie wiem już, co robić.
— Może spróbujemy razem poszukać pomocy? Doradca finansowy? Albo ktoś, kto pomoże nam się dogadać?
Westchnął ciężko:
— Spróbujmy.
To był pierwszy krok ku zmianie. Wiedziałam, że przed nami długa droga — rozmowy o pieniądzach nigdy nie były łatwe w naszej rodzinie. Ale może właśnie teraz musieliśmy nauczyć się rozmawiać naprawdę?
Czasem patrzę na śpiącego Antosia i zastanawiam się: czy gdybyśmy wtedy podjęli inną decyzję, bylibyśmy szczęśliwsi? Czy można kochać rodzinę i jednocześnie czuć żal do losu?
A wy? Czy też czasem czujecie się winni za coś, co było wspólną decyzją? Jak radzicie sobie z poczuciem winy i wzajemnymi pretensjami w związku?