Miłość w cieniu rodzinnych tajemnic: Jak przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie

– Nie wracaj dziś do domu! – usłyszałam w słuchawce głos mamy, drżący od gniewu i łez. – Twój ojciec znowu się upił. Nie chcę, żebyś to widziała.

Stałam na przystanku PKS w centrum Białegostoku, z plecakiem na ramieniu i łzami w oczach. Miałam osiemnaście lat, właśnie zdałam maturę i marzyłam o tym, by choć na chwilę wyrwać się z domu, gdzie od lat czułam się jak intruz. Tego dnia wszystko się zawaliło – ojciec rozbił szklankę o ścianę, mama krzyczała, a młodszy brat zamknął się w łazience. Uciekłam z mieszkania, nie wiedząc dokąd pójść.

Na przystanku podeszła do mnie starsza kobieta. – Dziecko, wszystko w porządku? – zapytała z troską. Odpowiedziałam tylko: – Muszę gdzieś pojechać. Nad morze. – Nad morze? Sama? – zdziwiła się. – Tak, muszę…

Wsiadłam do pierwszego autobusu jadącego do Gdańska. W środku tłum ludzi, gwar, ktoś słuchał disco polo na głośniku. Usiadłam przy oknie i patrzyłam na mijane pola. W głowie miałam tylko jedno: uciec jak najdalej od tego wszystkiego.

Na postoju w Olsztynie podszedł do mnie chłopak w czarnej kurtce. – Masz może ognia? – zapytał, pokazując papierosa. Pokręciłam głową, ale uśmiechnął się szeroko. – To może chociaż pogadasz? Wyglądasz na smutną.

Miał na imię Dawid. Był dwa lata starszy, studiował informatykę w Warszawie i jechał do ciotki do Sopotu. Zaczęliśmy rozmawiać – najpierw o szkole, potem o rodzinie. – U mnie też nie jest kolorowo – przyznał cicho. – Ojciec odszedł do innej, matka ledwo wiąże koniec z końcem…

Wysiedliśmy razem w Gdańsku. Dawid zaproponował: – Chodźmy na molo w Brzeźnie. Potrzebujesz świeżego powietrza.

Szliśmy brzegiem morza, a ja pierwszy raz od dawna poczułam spokój. Dawid opowiadał mi o swoich marzeniach: chciał wyjechać za granicę, zarobić na mieszkanie dla siebie i matki. Ja mówiłam o studiach na polonistyce i o tym, jak bardzo boję się wracać do domu.

Wieczorem zadzwoniła mama: – Wróć jutro rano. Ojciec śpi. Przepraszam cię za wszystko…

Dawid spojrzał mi w oczy: – Nie musisz tam wracać, jeśli nie chcesz. Możesz zostać u mojej ciotki kilka dni.

Zgodziłam się. Te kilka dni nad morzem były jak sen: spacery po plaży, rozmowy do świtu, śmiech i łzy. Dawid był czuły i opiekuńczy, zupełnie inny niż wszyscy chłopcy, których znałam.

Po powrocie do Białegostoku wszystko wróciło do normy – czyli do codziennych kłótni i milczenia przy stole. Dawid dzwonił codziennie wieczorem. – Tęsknię za tobą – mówił cicho. – Przyjadę do ciebie na weekend.

Kiedy przyjechał po raz pierwszy, ojciec spojrzał na niego z pogardą: – Następny obibok? Pewnie zaraz cię zostawi.

Mama była bardziej serdeczna: – Dawidzie, napijesz się herbaty? Ale brat patrzył na nas z zazdrością i nie odzywał się przez cały wieczór.

Zaczęliśmy spotykać się regularnie. Dawid zaprosił mnie do Warszawy na swoje urodziny. Tam poznałam jego matkę, panią Krystynę – kobietę twardą, ale sprawiedliwą. – Widzę, że mój syn jest szczęśliwy przy tobie – powiedziała mi na osobności. – Ale pamiętaj: życie to nie bajka.

Wróciłam do domu pełna nadziei, ale tam czekała mnie kolejna awantura. Ojciec znalazł listy od Dawida i wyrzucił je do śmieci. – Nie będziesz zadawać się z byle kim! – krzyczał.

Wtedy pierwszy raz mu odpowiedziałam:
– To moje życie! Nie pozwolę ci go zniszczyć!

Wybiegłam z domu i zadzwoniłam do Dawida:
– Zabierz mnie stąd…

Przyjechał po mnie tej samej nocy. Spakowałam plecak i wyszłam bez słowa pożegnania.

Zamieszkałam u niego w Warszawie. Było ciężko: wynajmowaliśmy pokój w starej kamienicy na Pradze, liczyliśmy każdy grosz. Pracowałam w kawiarni, Dawid dorabiał jako programista.

Po pół roku zadzwoniła mama:
– Ojciec jest ciężko chory… Może byś go odwiedziła?

Nie chciałam wracać, ale Dawid przekonał mnie:
– To twoja rodzina. Może warto spróbować wybaczyć?

Pojechałam do Białegostoku z duszą na ramieniu. Ojciec leżał w łóżku, wychudzony i słaby.
– Przepraszam cię… za wszystko…

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wyszłam z pokoju ze łzami w oczach.

Mama przytuliła mnie mocno:
– Jesteś moją córką i zawsze będziesz miała tu dom.

Wróciłam do Warszawy rozdarta między żalem a tęsknotą za rodziną.

Po roku Dawid mi się oświadczył:
– Chcę być z tobą na zawsze, Marto.

Zgodziłam się bez wahania.

Ślub odbył się skromnie, tylko najbliżsi znajomi i mama z bratem przyjechali z Białegostoku. Ojciec nie mógł już chodzić.

Po weselu brat podszedł do mnie:
– Zazdrościłem ci odwagi… Ja nigdy nie potrafiłem się postawić ojcu.

Przytuliłam go mocno:
– Każdy ma swoją drogę.

Minęły lata. Dawid dostał dobrą pracę, ja skończyłam studia i zaczęliśmy nowe życie bez rodzinnych kłótni i przemocy.

Ale przeszłość wróciła niespodziewanie po śmierci ojca. Podczas porządkowania jego rzeczy znalazłam listy… adresowane do mnie od kobiety o imieniu Teresa z Gdyni.

Zadzwoniłam pod numer podany w jednym z listów:
– Dzień dobry, czy rozmawiam z Teresą?
– Tak… Kim jesteś?
– Mam na imię Marta… znalazłam pani listy do mojego ojca…

Po długiej rozmowie okazało się, że Teresa była moją ciotką – siostrą mojego ojca, o której nigdy nie słyszałam! Rodzina ukrywała jej istnienie przez ponad dwadzieścia lat z powodu dawnego sporu o spadek po dziadkach.

Poczułam gniew i żal: jak mogli ukrywać przede mną rodzinę? Dlaczego nikt mi nie powiedział?

Zadzwoniłam do mamy:
– Dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi o Teresie?
– Twój ojciec zabronił… Bałam się go sprzeciwić…

Przez wiele miesięcy nie mogłam jej wybaczyć tego milczenia.
Dawid próbował mnie pocieszać:
– Każdy ma swoje powody… Może czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego?
Ale ja czułam się zdradzona przez własną rodzinę.

Dziś mam własne dzieci i wiem jedno: nigdy nie będę przed nimi niczego ukrywać.
Czasem patrzę na zdjęcia z tamtych lat i pytam siebie: czy można wybaczyć rodzinie wszystkie ich błędy? Czy lepiej znać całą prawdę, nawet jeśli boli?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?