Mój dorosły syn nie chce się wyprowadzić. Czy jestem złą matką, jeśli go do tego zmuszę?
W kuchni śmierdziało przypalonym mlekiem, a ja stałam nad zlewem, ścierając łzy razem z resztkami kawy rozlanej przez mojego syna. – Michał! – krzyknęłam, czując, jak głos mi się łamie. – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś po sobie sprzątał? – Odpowiedziała mi cisza i cichy stuk klawiatury z jego pokoju. Mój trzydziestopięcioletni syn, dorosły mężczyzna z brodą i siwymi pasmami we włosach, znów zamknął się w swoim świecie.
Mam na imię Grażyna Nowicka. Mieszkam w bloku na warszawskim Ursynowie. Od śmierci męża minęło już dziesięć lat. Michał miał wtedy dwadzieścia pięć lat i właśnie rzucił studia po raz trzeci. Wtedy tłumaczyłam sobie: „To trauma, musi dojść do siebie”. Ale minęły lata, a on nie wrócił do życia. Został ze mną – najpierw z żalu, potem z wygody, a dziś… sama już nie wiem.
Znajomi mówią: „Grażyna, musisz go wyrzucić! Inaczej nigdy się nie ogarnie”. Nawet moja siostra, Danuta, nie przebiera w słowach: – Ty go trzymasz pod kloszem! On cię wykorzystuje! – Ale jak mam wyrzucić własne dziecko? Nawet jeśli to już nie dziecko, tylko dorosły facet, który nie potrafi ugotować sobie jajka na miękko.
Czasem próbuję z nim rozmawiać. – Michał, może byś poszukał pracy? – rzucam ostrożnie. On wtedy wzdycha ciężko i mówi: – Mamo, przecież coś tam robię w internecie. Przelew za reklamę powinien przyjść w przyszłym tygodniu. – Ale ten przelew nigdy nie przychodzi. A rachunki płacę ja.
Najgorzej jest wieczorami. Siedzę sama w kuchni, patrzę na jego kubek po herbacie i myślę: „Co zrobiłam źle?”. Przecież wychowywałam go najlepiej jak umiałam. Po rozwodzie z pierwszym mężem zostałam sama z dwójką dzieci – starsza córka, Ania, już dawno wyfrunęła z gniazda. Ma rodzinę, dom pod Piasecznem, dwójkę dzieci. Michał został. Zawsze był cichszy, bardziej zamknięty w sobie. Może za bardzo go chroniłam?
Pamiętam, jak miał pięć lat i wrócił ze szkoły z rozbitym kolanem. Płakał tak głośno, że sąsiadka z dołu przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Przytulałam go wtedy i obiecywałam: „Mama zawsze cię ochroni”. Czy to była moja największa pomyłka?
Ostatnio sytuacja się zaostrzyła. Dostałam wypowiedzenie z pracy w bibliotece – likwidacja etatu. Zostałam na bezrobociu i z emeryturą po mężu. Ledwo starcza na czynsz i jedzenie. Michał nawet nie zapytał, jak sobie radzę. Zapytałam go wprost: – Synu, czy możesz dorzucić się do rachunków? – Spojrzał na mnie jakbym go uderzyła: – Przecież wiesz, że teraz jest ciężko…
Wtedy pękłam.
– Michał! Masz 35 lat! Nie możesz całe życie siedzieć u mamy! – krzyknęłam pierwszy raz od lat.
On zerwał się z fotela:
– To co mam zrobić? Wyjść na ulicę? Chcesz mnie wyrzucić jak psa?!
– Chcę tylko, żebyś był odpowiedzialny! – odpowiedziałam drżącym głosem.
Zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.
Następnego dnia zadzwoniła Ania.
– Mamo, musisz być twarda. Michał cię wykorzystuje! Może powinien zamieszkać u mnie na jakiś czas?
– On się nie zgodzi…
– To postaw mu warunki! Albo praca i opłaty, albo wyprowadzka.
Wieczorem długo siedziałam nad pustą kartką papieru. Pisałam list do syna:
„Michał,
Kocham cię bardzo, ale nie mogę dłużej być twoją służącą i bankomatem. Musisz zacząć żyć na własny rachunek. Dam ci trzy miesiące na znalezienie pracy i opłacenie swojej części rachunków. Jeśli to się nie uda – będziesz musiał się wyprowadzić.”
Nie miałam odwagi mu go dać.
Przez kolejne dni unikałam rozmowy. Michał zamknął się jeszcze bardziej w sobie. Przestał wychodzić z domu nawet na zakupy. Ja chodziłam po mieszkaniu jak cień, sprzątając po nim talerze i brudne skarpetki.
W końcu zebrałam się na odwagę.
– Michał… musimy porozmawiać.
Usiadł naprzeciwko mnie przy stole, blady jak ściana.
– Wiem o co chodzi – powiedział cicho.
– Synu… ja już nie daję rady. Potrzebuję pomocy albo… musisz zacząć żyć samodzielnie.
Patrzył na mnie długo.
– Myślisz, że mi łatwo? Że nie próbowałem? Wszędzie szukają ludzi z doświadczeniem albo młodszych…
– Ale musisz próbować dalej! Ja też się boję przyszłości!
Wybuchnął płaczem.
– Boję się wyjść stąd… Boję się świata…
Przytuliłam go mocno.
– Ja też się boję… Ale musimy spróbować razem.
Od tamtej rozmowy minął miesiąc. Michał zaczął szukać pracy naprawdę – wysyła CV, chodzi na rozmowy. Jest ciężko, czasem wraca załamany i rzuca torbą o podłogę:
– Znowu nic…
Ale widzę zmianę w jego oczach – pierwszy raz od lat pojawiła się w nich iskra nadziei i strachu zarazem.
Nie wiem, co będzie dalej. Może za trzy miesiące naprawdę się wyprowadzi? Może wróci do mnie po pomoc? Może znów będę musiała być twarda?
Czasem patrzę na niego przez uchylone drzwi i myślę: czy matczyna miłość to zawsze pomoc czy czasem największa przeszkoda? Czy jestem złą matką, jeśli zmuszam syna do dorosłości?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy potrafilibyście postawić granicę własnemu dziecku?