Mój mąż to król kanapy, a sąsiad to prawdziwy bohater. Dlaczego życie jest niesprawiedliwe?

Wpadłam do mieszkania jak burza, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż obrazek z Matką Boską przekrzywił się na ścianie. Z kuchni dobiegł mnie odgłos otwieranej puszki piwa i znajome chrupanie chipsów. – Znowu się spóźniłaś – mruknął mój mąż, Andrzej, nie odrywając wzroku od telewizora. Na ekranie leciał mecz, a on leżał rozwalony na kanapie jak król na tronie.

– A ty znowu nie zrobiłeś nic – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam. W przedpokoju stały dwie torby z zakupami, dzieci biegały po mieszkaniu głodne i rozkrzyczane, a Andrzej nawet nie spojrzał w moją stronę.

– Przecież mówiłem ci rano, że jestem zmęczony po pracy – rzucił z pretensją. – Poza tym to twoje obowiązki. Ja zarabiam, ty ogarniasz dom. Tak zawsze było u moich rodziców.

Zacisnęłam zęby. Ile razy słyszałam już te słowa? Ile razy tłumaczyłam mu, że czasy się zmieniły, że kobieta też pracuje i ma prawo do odpoczynku? Ale Andrzej był głuchy na moje argumenty. Dla niego świat zatrzymał się w latach 90., kiedy matka podawała mu obiad pod nos, a ojciec tylko narzekał na polityków.

W kuchni dzieci – Zosia i Staś – ciągnęły mnie za rękaw:
– Mamo, kiedy będzie kolacja?
– Zaraz, kochanie – odpowiedziałam, choć miałam ochotę wybuchnąć płaczem.

Zabrałam się za gotowanie, a Andrzej nawet nie ruszył się z miejsca. Słyszałam tylko jego śmiech i komentarze do meczu. Wtedy przez okno zobaczyłam coś, co ścisnęło mnie za serce.

Na podwórku sąsiad z naprzeciwka, Tomek, bawił się z córką w berka. Tomek – ten sam, którego żona, Magda, pracuje w banku i często wraca późno do domu. On od kilku miesięcy jest bezrobotny po zwolnieniach grupowych w fabryce, ale zamiast się załamać czy popaść w marazm, przejął większość domowych obowiązków. Gotuje obiady, sprząta, odrabia z córką lekcje, chodzi na wywiadówki. Kiedy Magda wraca zmęczona po pracy, czeka na nią ciepły posiłek i uśmiech męża.

Często widuję ich razem na spacerach albo jak wspólnie robią zakupy na bazarku. Zawsze rozmawiają ze sobą spokojnie, śmieją się, przytulają. Kiedyś zapytałam Magdę przy windzie:
– Jak ty to robisz, że Tomek taki zaangażowany?
Uśmiechnęła się tylko:
– Po prostu rozmawiamy o wszystkim. I nie boimy się dzielić obowiązkami.

Wtedy poczułam ukłucie zazdrości. Dlaczego ja nie mogę mieć takiego partnera? Dlaczego moje życie to wieczna walka o szacunek i odrobinę wsparcia?

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Andrzejem:
– Może byś jutro zabrał dzieci na plac zabaw? Ja muszę popracować nad projektem do pracy.
On spojrzał na mnie jak na kosmitkę:
– Ja? Na plac zabaw? Przecież tam same baby siedzą! Co ja będę robił między nimi? Poza tym mam ważny mecz.

Nie wytrzymałam:
– A Tomek jakoś potrafi! I nie wstydzi się tego!
Andrzej prychnął:
– Tomek? Pantoflarz! Daj spokój, Magda go sobie owinęła wokół palca. Ja nie dam się tak upokorzyć.

Upokorzyć… Czy naprawdę troska o rodzinę to powód do wstydu?

Następnego dnia rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. W kuchni zastałam Andrzeja śpiącego na kanapie z pilotem w ręku i pustą puszką po piwie na stole. Dzieci jeszcze spały. Usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Czułam się samotna jak nigdy dotąd.

W pracy ledwo dawałam radę. Szefowa zwróciła mi uwagę:
– Pani Marto, jest pani ostatnio rozkojarzona. Wszystko w porządku?
– Tak… przepraszam…
Ale nie było w porządku.

Po południu spotkałam Tomka na klatce schodowej.
– Cześć Marta! – uśmiechnął się szeroko. – Może twoje dzieci pobawią się dziś z Olą? Ja i tak idę z nią na plac zabaw.
Zgodziłam się bez wahania.

Wieczorem dzieci wróciły szczęśliwe i opowiadały o zabawach z Tomkiem:
– Mamo, Tomek nauczył nas grać w klasy! I zrobił najlepsze kanapki!

Patrzyłam na nie i czułam narastającą frustrację. Dlaczego mój mąż nie potrafi być choć trochę jak Tomek?

W weekend odwiedziła nas moja mama. Od progu zaczęła narzekać:
– Znowu masz bałagan! Kiedyś kobiety dbały o dom!
Nie wytrzymałam:
– Mamo! Ja też pracuję! Andrzej mógłby czasem pomóc!
Mama spojrzała na mnie surowo:
– Mężczyzna ma zarabiać. Ty masz dbać o rodzinę.
Poczułam się zdradzona nawet przez własną matkę.

Wieczorem wybuchła awantura.
– Po co opowiadasz twojej matce takie rzeczy?! – krzyczał Andrzej.
– Bo mam już dość! Chcę partnerstwa! Chcę czuć się ważna!
Andrzej zacisnął pięści:
– Jak ci się nie podoba, droga wolna!

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Myślałam o rozwodzie, o tym jak poradziłabym sobie sama z dziećmi. Ale bałam się – finansowo byłabym zdana tylko na siebie.

Kilka dni później Tomek zapukał do naszych drzwi.
– Marta… możesz mi pomóc? Ola ma gorączkę, a Magda utknęła w pracy…
Bez słowa pobiegłam do nich z termometrem i lekami. Tomek był wdzięczny:
– Dzięki… czasem czuję się bezradny…
Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę za długo.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Czy to możliwe, że zaczynam czuć coś więcej do sąsiada? Czy to tylko tęsknota za czułością i wsparciem?

Następnego dnia Andrzej wrócił wcześniej z pracy i zobaczył mnie rozmawiającą z Tomkiem pod blokiem.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – wrzasnął wieczorem. – Flirtujesz z sąsiadem?!
– Przynajmniej on mnie szanuje! – odkrzyknęłam przez łzy.
Andrzej trzasnął drzwiami sypialni.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci wyczuwały napięcie i coraz częściej prosiły: „Mamo, chodźmy do Tomka”.

W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Andrzejowi wszystko:
– Albo zaczynasz być ojcem i partnerem, albo odchodzę.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem:
– Ty byś sobie beze mnie nie poradziła!
– Spróbuj mnie sprawdzić – odpowiedziałam twardo.

Minęły tygodnie pełne ciszy i chłodu. Andrzej zaczął robić drobne rzeczy: raz wyniósł śmieci, raz poszedł z dziećmi na spacer (choć wrócił po 20 minutach). Ale to było za mało.

Pewnego dnia spotkałam Magdę na schodach.
– Marta… jeśli chcesz pogadać… wiem, że nie jest ci łatwo.
Rozpłakałam się jej na ramieniu.

Wieczorem usiadłam sama przy stole i napisałam list do Andrzeja:
„Chcę być szczęśliwa. Chcę mieć partnera, a nie nadzorcę. Jeśli ci zależy – walcz o nas.”

Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Ale wiem jedno: zasługuję na szacunek i miłość. I moje dzieci też.

Czy naprawdę tak trudno być dobrym człowiekiem dla tych, których kochamy? Czy role narzucone przez tradycję muszą niszczyć nasze szczęście? Czekam na wasze historie…