Moja córka wydała 3 tysiące złotych na gry – czy to moja wina?

– Tato, coś się stało z twoją kartą? – Zosia stała w progu mojego pokoju, ściskając w dłoniach tablet. Jej głos drżał lekko, a w oczach widziałem niepokój, którego nie potrafiłem jeszcze zrozumieć. Był piątkowy wieczór, miałem za sobą ciężki tydzień w pracy i marzyłem tylko o chwili spokoju. Nie wiedziałem, że za chwilę mój świat wywróci się do góry nogami.

Wziąłem od niej urządzenie i spojrzałem na ekran. Powiadomienia z banku pojawiały się jedno po drugim: „Transakcja na kwotę 249 zł”, „Transakcja na kwotę 399 zł”, „Transakcja na kwotę 99 zł”… Serce zaczęło mi bić szybciej. Przewijałem dalej – suma rosła w zastraszającym tempie. Trzy tysiące złotych. Trzy tysiące! Zosia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja czułem, jak narasta we mnie panika.

– Zosiu, co ty zrobiłaś? – zapytałem, starając się nie podnieść głosu, choć wewnątrz wszystko we mnie krzyczało.

– Ja… chciałam tylko kupić nowe ubranka dla postaci… i jakieś diamenty… Tam było napisane „kup”, a potem tylko kliknęłam…

Usiadłem ciężko na łóżku. Przez chwilę nie mogłem wydobyć z siebie słowa. W głowie miałem mętlik: jak mogłem do tego dopuścić? Przecież zawsze pilnowałem, żeby Zosia nie spędzała za dużo czasu przed ekranem. Ustawiałem limity, rozmawiałem z nią o bezpieczeństwie w internecie. Ale nigdy nie pomyślałem, żeby zabezpieczyć kartę przed takimi zakupami.

Telefon zadzwonił – to był bank. Automatyczna wiadomość informowała mnie o podejrzanych transakcjach. Wtedy poczułem się jak najgorszy ojciec na świecie. Jak mogłem być tak nieuważny? Przecież to ja podpiąłem kartę do tabletu, żeby raz zapłacić za aplikację edukacyjną. Nie usunąłem jej potem…

Zosia zaczęła płakać. – Przepraszam, tato… Ja nie wiedziałam…

Objąłem ją i poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Byłem zły – na siebie, na nią, na świat, który pozwala dzieciom jednym kliknięciem wydawać takie pieniądze. Ale najbardziej bolało mnie to, że zawiodłem jako ojciec.

Wieczorem długo rozmawialiśmy z żoną, Martą. Była wściekła – najpierw na Zosię, potem na mnie. – Jak mogłeś zostawić kartę podpiętą do tabletu? Przecież ona ma tylko osiem lat! – krzyczała przez łzy.

– Myślałem, że rozumie… Rozmawialiśmy o tym tyle razy…

– To my powinniśmy rozumieć! To nasze zadanie ją chronić!

Siedzieliśmy w ciszy przez długą chwilę. W końcu Marta powiedziała cicho:

– Może za dużo jej pozwalamy? Może powinniśmy bardziej ją kontrolować?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałem ufać Zosi, dawać jej wolność i uczyć odpowiedzialności. Z drugiej – czułem się winny za każdy jej błąd.

Następnego dnia pojechałem do banku. Tłumaczyłem się pracownikowi przy okienku, czując się jak oszust albo nieodpowiedzialny rodzic. Próbowałem wyjaśnić sytuację: „To była pomyłka dziecka… Czy można coś zrobić?”

Pani w okienku spojrzała na mnie ze współczuciem:

– Niestety, transakcje zostały już zaksięgowane. Może pan spróbować reklamacji u operatora gry… Ale to nie zawsze działa.

Wyszedłem z banku przygnębiony. Trzy tysiące złotych – dla naszej rodziny to ogromna suma. Musieliśmy zrezygnować z wakacji nad morzem, które planowaliśmy od miesięcy.

W domu atmosfera była napięta. Zosia chodziła przygaszona, unikała mojego wzroku. Marta milczała przez większość dnia. Czułem się jak intruz we własnym domu.

Wieczorem usiadłem z Zosią przy stole.

– Wiesz, dlaczego jesteśmy tacy smutni? – zapytałem spokojnie.

Zosia skinęła głową.

– Bo wydałam dużo pieniędzy…

– Tak. Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o zaufanie. O to, że musimy sobie ufać i dbać o siebie nawzajem.

Zosia spuściła głowę.

– Już nigdy więcej nie będę nic kupować bez pytania…

Przytuliłem ją mocno.

– Wiem, kochanie. Ale to też moja wina. Powinienem lepiej cię chronić.

Przez kolejne dni próbowałem naprawić sytuację – pisałem maile do operatora gry, dzwoniłem do obsługi klienta. Bez skutku. Pieniądze przepadły.

Zaczęliśmy rozmawiać więcej o pieniądzach – tłumaczyliśmy Zosi wartość każdej złotówki, pokazywaliśmy jej domowy budżet. Uczyliśmy ją planowania wydatków i tego, że każda decyzja ma konsekwencje.

Ale wciąż dręczyło mnie pytanie: czy to ja zawiodłem jako ojciec? Czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy da się wychować dziecko tak, by nigdy nie popełniło błędu?

Czasem patrzę na Zosię i widzę w niej siebie sprzed lat – ciekawą świata, ufającą dorosłym bezgranicznie. I boję się, że ten świat jest dziś znacznie bardziej skomplikowany niż wtedy, gdy sam byłem dzieckiem.

Może każdy rodzic musi kiedyś przeżyć taki moment – moment zwątpienia w siebie i swoje decyzje. Może to właśnie te chwile uczą nas najwięcej o miłości i odpowiedzialności.

Czy można być dobrym rodzicem mimo błędów? Czy nasze dzieci wybaczą nam nasze potknięcia tak samo łatwo, jak my wybaczamy im ich?