Moja mama odmówiła pomocy przy dziecku – jak pogodzić pracę i rodzinę, gdy zostajesz sama?

– Nie mogę, Aniu. Mam swoje życie – głos mamy był twardy, nieznoszący sprzeciwu. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już kawą, a w mojej głowie kłębiły się myśli. Moja córka, Zosia, bawiła się w pokoju obok, a ja czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

– Mamo, ja naprawdę nie mam wyjścia. Muszę wrócić do pracy, inaczej nie damy rady… – próbowałam jeszcze raz, ale wiedziałam, że to walka z wiatrakami.

Mama spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i zniecierpliwienia. – Aniu, wychowałam ciebie i twojego brata sama. Teraz chcę wreszcie żyć dla siebie. Nie mogę być twoją nianią.

Zamknęłam oczy. W głowie miałam obraz mamy sprzed lat – zawsze silnej, zawsze gotowej do poświęceń. A teraz? Jakby ktoś podmienił ją na zupełnie inną osobę.

Mój mąż, Tomek, pracował na budowie. Zarabiał nieźle, ale ostatnio miał coraz mniej zleceń. Ja po urlopie macierzyńskim dostałam propozycję powrotu do biura rachunkowego. Praca na pół etatu, ale i tak musiałam być w firmie od 8 do 14. Zosia miała dwa lata – za mała na przedszkole, za duża na żłobek, który i tak byłby poza naszym zasięgiem finansowym.

– Może spróbuj znaleźć opiekunkę? – rzuciła mama, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

– Mamo, nas nie stać…

Wyszła bez słowa. Zostałam sama ze swoim strachem i poczuciem porażki. Przez kolejne dni próbowałam wszystkiego: dzwoniłam do ciotek, sąsiadek, nawet do koleżanki z liceum, która kiedyś mówiła, że chętnie dorobi przy dzieciach. Wszyscy mieli swoje życie.

Wieczorami kłóciłam się z Tomkiem. – Może ty zostaniesz z Zosią? – rzuciłam pewnego razu.

– Anka, przecież wiesz, że jak nie będę szukał roboty, to już w ogóle nie będzie na rachunki! – krzyczał. – Twoja matka mogłaby pomóc! Co jej szkodzi?

– Nie chce…

Czułam się winna. Jakby to była moja wina, że mama nie chce być babcią na pełen etat. Ale przecież tyle razy słyszałam od znajomych: „Moja mama zabiera wnuki na całe weekendy”, „Moja teściowa codziennie odbiera dzieci z przedszkola”. Dlaczego ja nie mogłam liczyć na to samo?

Pewnej nocy obudził mnie płacz Zosi. Przytuliłam ją mocno i poczułam łzy spływające mi po policzkach. – Wszystko będzie dobrze – szeptałam bardziej do siebie niż do niej.

Następnego dnia zadzwoniłam do szefowej. – Pani Marto… czy mogłabym pracować z domu? Choćby dwa dni w tygodniu?

Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie słuchawki. – Pani Aniu, rozumiem pani sytuację… Ale wie pani, jak jest. Klienci przychodzą, trzeba być na miejscu…

Znowu ściana.

W końcu zdecydowałam się na desperacki krok: ogłoszenie na Facebooku. „Szukam opiekunki do dwulatki na kilka godzin dziennie. Niewielkie wynagrodzenie.” Bałam się reakcji ludzi – czy ktoś się zgłosi? Czy będą mnie oceniać?

Odpisała mi pani Halina – emerytka z sąsiedniego bloku. Przyszła obejrzeć Zosię i od razu się polubiły. Ale kiedy usłyszała stawkę, pokręciła głową.

– Kochana, ja bym chętnie… Ale za tyle to nawet na lekarstwa nie starczy.

Znowu zostałam sama.

W pracy zaczęli patrzeć na mnie krzywo – spóźnienia, telefony od Tomka („Zosia ma gorączkę!”), wieczne tłumaczenia. Szefowa wezwała mnie na rozmowę.

– Aniu, musisz coś wymyślić. Inaczej będziemy musieli się pożegnać.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Tomek siedział przy stole z głową w dłoniach.

– Dostałem wypowiedzenie – powiedział cicho.

Świat mi się zawalił.

Przez kilka dni żyliśmy jak w letargu. Zosia biegała po mieszkaniu, a my milczeliśmy. W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do mamy jeszcze raz.

– Mamo…

Spojrzała na mnie chłodno.

– Aniu, nie możesz ciągle liczyć na innych. Musisz sobie radzić sama.

Wyszłam bez słowa. Po raz pierwszy poczułam wobec niej prawdziwy gniew.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole.

– Musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Może wyjedziemy za granicę? Albo wrócimy do mojego rodzinnego domu na wieś? Tam może łatwiej będzie znaleźć kogoś do pomocy…

Tomek patrzył na mnie długo.

– A może po prostu poprosimy o pomoc twojego brata? On zawsze był ulubieńcem mamy…

Nie chciałam tego robić – czułam dumę i wstyd jednocześnie. Ale zadzwoniłam do Krzyśka.

– Krzysiek… Potrzebuję pomocy. Mama nie chce mi pomóc z Zosią…

Usłyszałam ciszę po drugiej stronie.

– Anka… Mama ostatnio dużo narzekała na zdrowie. Może boi się odpowiedzialności? Może trzeba jej dać czas?

Poczułam ulgę i żal jednocześnie. Przez tyle miesięcy myślałam tylko o sobie…

Zadzwoniłam do mamy jeszcze raz. Tym razem nie prosiłam o opiekę nad Zosią. Po prostu zapytałam: „Mamo, jak się czujesz?”

Rozpłakała się w słuchawkę.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba spojrzeć szerzej niż tylko przez pryzmat własnych potrzeb. Ale czy to znaczy, że mam rezygnować ze swoich marzeń? Czy naprawdę każda matka powinna być babcią na pełen etat?

A wy? Jak radzicie sobie z godzeniem pracy i rodziny bez wsparcia bliskich? Czy można znaleźć złoty środek?