Moja mama wprowadziła się do mnie – czy można kochać i nie zwariować?
– Znowu nie zamknęłaś okna w kuchni! – głos mamy przeszył ciszę poranka jak dzwonek alarmowy. Wstałam gwałtownie z łóżka, czując znajome ukłucie w żołądku. Od miesiąca żyjemy razem pod jednym dachem, a ja coraz częściej łapię się na tym, że oddycham płytko, jakbym bała się, że każdy głębszy oddech wywoła kolejną awanturę.
– Mamo, przecież jest lato, nie ma przeciągu – próbuję spokojnie, choć w środku już gotuje się we mnie złość. Mama patrzy na mnie tym swoim spojrzeniem, które pamiętam z dzieciństwa – surowym, oceniającym, jakby każda moja decyzja była błędem.
– Ty zawsze wszystko wiesz lepiej, Aniu – rzuca z rezygnacją i odwraca się do okna. Słyszę jej ciężki oddech. Przez chwilę mam ochotę wyjść z mieszkania i wrócić dopiero wieczorem, kiedy już będzie spała. Ale przecież nie mogę. To moja mama. Jest starsza, schorowana, potrzebuje mnie.
Kiedy tata zmarł dwa lata temu, mama została sama w naszym rodzinnym domu w Radomiu. Przez długi czas odmawiała jakiejkolwiek pomocy. „Poradzę sobie!” – powtarzała uparcie przez telefon. Ale potem zaczęły się upadki, zapomniane garnki na gazie, sąsiedzi dzwoniący do mnie zaniepokojeni jej zachowaniem. W końcu podjęłam decyzję: „Mamo, przeprowadź się do mnie do Warszawy. Będzie ci tu lepiej.”
Wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Ale nie sądziłam, że aż tak bardzo. Moje mieszkanie nagle stało się za małe na dwie dorosłe kobiety i ich bagaż – nie tylko ten materialny, ale przede wszystkim emocjonalny.
– Aniu, a dlaczego nie gotujesz już rosołu w niedzielę? – pyta mama któregoś dnia, kiedy wracam zmęczona po pracy. – U nas w domu zawsze był rosół.
– Mamo, nie mam czasu… – zaczynam tłumaczyć, ale ona już kręci głową z dezaprobatą.
Czuję się jak nastolatka, której ktoś ciągle wytyka błędy. A przecież mam czterdzieści dwa lata, własną firmę i dorosłe życie! Tylko że teraz to życie jest podporządkowane rytmowi mojej mamy: jej lekom, wizytom u lekarza, jej telewizji grającej za głośno i jej wspomnieniom o czasach, które minęły.
Najtrudniejsze są wieczory. Kiedy siadam z książką na kanapie, mama przysiada się obok i zaczyna opowiadać o swoim dzieciństwie na wsi pod Puławami. O tym, jak jej ojciec wracał z pola i przynosił świeże mleko. O tym, jak wojna zabrała jej brata. Słucham tych historii po raz setny i czuję narastającą irytację – bo przecież chciałam mieć chwilę dla siebie! Ale potem patrzę na jej pomarszczone dłonie i widzę w nich całą jej samotność.
Czasem próbuję rozmawiać z przyjaciółkami o tym, jak trudno jest być opiekunką własnej matki. – Anka, przecież to twoja mama! – słyszę często. – Inni oddają rodziców do domu opieki.
Ale ja nie potrafię. Wiem, że mama by tego nie przeżyła. I chyba ja też miałabym wyrzuty sumienia do końca życia.
Pewnego dnia dochodzi do poważnej kłótni. Mama zarzuca mi, że nie dbam o nią tak jak powinnam. Że jestem egoistką. Że tata by się mnie wstydził.
– Mamo! – krzyczę w końcu bezsilnie. – Przecież oddałam ci całe swoje życie! Nie mam już siły!
Zapada cisza. Mama patrzy na mnie zaskoczona moim wybuchem. Po raz pierwszy widzę w jej oczach strach.
– Ja… ja nie chciałam… – szepcze cicho.
Tego wieczoru długo nie mogę zasnąć. Myślę o tym, jak bardzo się zmieniłyśmy przez te lata. Jak trudno jest pogodzić wdzięczność za wszystko, co dla mnie zrobiła, z potrzebą wolności i własnej przestrzeni.
Następnego dnia próbuję inaczej. Proszę mamę o pomoc przy obiedzie. Rozmawiamy spokojnie o dawnych czasach i o tym, co nas boli teraz. Mama płacze po raz pierwszy od śmierci taty.
– Boję się być ciężarem – mówi cicho.
Przytulam ją mocno. I wtedy dociera do mnie, że obie jesteśmy zagubione w tej nowej rzeczywistości.
Od tamtej pory próbujemy uczyć się siebie na nowo. Ustalamy zasady: ja mam prawo do swoich wieczorów z książką, mama może zapraszać sąsiadkę na herbatę bez pytania mnie o zgodę. Czasem jest lepiej, czasem gorzej.
Ale każdego dnia pytam siebie: czy można kochać i nie zwariować? Czy da się być dobrą córką bez utraty siebie?
A wy? Jak radzicie sobie z opieką nad rodzicami? Czy też czujecie ten rozdarty środek między miłością a własnymi potrzebami?