Nie taka ona matka: Opowieść o życiu byłej synowej po rozwodzie – historia z perspektywy synowej
Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, który rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak wyszłam z mieszkania. Stałam na klatce schodowej, ściskając w dłoni rękę mojej sześcioletniej córki, Leny. Jej oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia i strachu. – Mamusiu, dlaczego babcia tak krzyczała? – zapytała cicho. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam, jak doszło do tego, że kobieta, którą kiedyś nazywałam mamą, stała się moim największym przeciwnikiem.
Nazywam się Marta Wysocka. Mam trzydzieści dwa lata, jestem nauczycielką języka polskiego w podstawówce na warszawskim Ursynowie. Jeszcze dwa lata temu miałam rodzinę – męża, córkę, mieszkanie na kredyt i teściową, która wydawała się być wsparciem. Dziś jestem rozwódką, samotną matką i kobietą, która codziennie walczy o prawo do własnego życia.
Mój były mąż, Paweł, odszedł do innej. Zostawił mnie z Leną i kredytem na mieszkanie. Z początku byłam w szoku – nie mogłam uwierzyć, że człowiek, z którym dzieliłam życie przez dziesięć lat, potrafił tak po prostu spakować walizki i wyjść. Ale najgorsze przyszło później – kiedy okazało się, że nie tylko on mnie opuścił. Jego matka, Danuta Wysocka, którą traktowałam jak drugą mamę, nagle zaczęła traktować mnie jak wroga.
Pierwszy raz poczułam to na rozprawie rozwodowej. Danuta siedziała za Pawłem, patrząc na mnie z chłodną pogardą. Po wszystkim podeszła do mnie i syknęła: – Myślałam, że będziesz lepszą żoną dla mojego syna. Nie zasłużyłaś na niego.
Zamurowało mnie. Przez lata starałam się być idealną synową – piekłam jej ulubione ciasta na święta, dzwoniłam z życzeniami imieninowymi, pomagałam w zakupach. Po rozwodzie wszystko to przestało mieć znaczenie.
Zaczęły się telefony. Najpierw codziennie – z pytaniami o Lenę, o to, co jadła na śniadanie, czy była już u lekarza z katarem. Potem coraz częściej pojawiały się oskarżenia: – Marta, Lena wygląda na zmęczoną. Czy ty w ogóle się nią zajmujesz? – A może powinnaś ją zostawić u mnie na weekend? U mnie przynajmniej zje porządny obiad.
Próbowałam być uprzejma. Tłumaczyłam: – Danusiu, Lena ma wszystko, czego potrzebuje. Chcesz ją zabrać do zoo? Proszę bardzo. Ale nie pozwolę ci decydować o tym, jak ją wychowuję.
To był błąd. Danuta zaczęła rozmawiać z Pawłem. Wkrótce dostałam wezwanie do sądu rodzinnego – wniosek o rozszerzenie kontaktów babci z wnuczką. Paweł nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy podczas rozprawy. Siedział cicho obok swojej nowej partnerki i patrzył w podłogę.
W sądzie Danuta płakała: – Proszę wysokiego sądu! Ja tylko chcę widywać wnuczkę! Marta mi ją odbiera! Ona nie pozwala mi być babcią!
A ja? Ja stałam tam jak oskarżona. Sędzia patrzył na mnie surowo: – Czy rzeczywiście ogranicza pani kontakty babci z wnuczką?
– Nie! – odpowiedziałam drżącym głosem. – Lena widuje babcię regularnie. Ale nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś podważał moje decyzje wychowawcze.
Po rozprawie Danuta podeszła do mnie na korytarzu.
– Jeszcze zobaczysz! – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Nie pozwolę ci zrobić z Leny takiej samej egoistki jak ty!
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Lena bawiła się klockami w swoim pokoju.
– Mamusiu? Babcia powiedziała mi dziś, że tata ma nową panią i że ona będzie moją mamą…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Kochanie… – usiadłam obok niej i przytuliłam ją mocno. – Masz tylko jedną mamę i zawsze nią będę.
Od tego dnia zaczęłam ograniczać kontakty Leny z Danutą do minimum. Wiedziałam, że to wywoła kolejną burzę.
Nie myliłam się.
Danuta zaczęła rozpuszczać plotki po rodzinie i sąsiadach. Moja własna matka zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru:
– Marta… Co się dzieje? Ciocia Teresa mówiła mi dziś w sklepie, że podobno zostawiasz Lenę samą w domu i chodzisz na randki…
Zalała mnie fala gorąca.
– Mamo! To nieprawda! Nigdy nie zostawiłabym Leny samej!
– Wiem, córciu… Ale ludzie gadają…
W pracy też zaczęły się szepty. Koleżanka z pokoju nauczycielskiego spojrzała na mnie ze współczuciem:
– Słyszałam od twojej teściowej…
– Nie chcę o tym rozmawiać – przerwałam jej ostro.
Czułam się osaczona ze wszystkich stron. Każdy dzień był walką o normalność dla siebie i córki.
Pewnego dnia Lena wróciła ze szkoły zapłakana.
– Mamusiu… Kuba powiedział mi, że jego mama słyszała od babci Danusi, że ty jesteś złą mamą…
Zadzwoniłam do Danuty tego samego wieczoru.
– Jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego komukolwiek przy Lenie albo jej koleżankach, zgłoszę sprawę do sądu o zniesławienie!
– Ty mi grozisz?! – wrzasnęła Danuta do słuchawki.
– Bronię siebie i swoje dziecko!
Po tej rozmowie Paweł zadzwonił pierwszy raz od miesięcy.
– Marta… Moja mama jest załamana… Może byś trochę odpuściła?
– Odpuściła?! To twoja matka rozpowiada plotki o mnie po całej dzielnicy! Ty też masz córkę! Może czas się nią zainteresować?!
Rozłączył się bez słowa.
W końcu przyszedł dzień, kiedy Lena powiedziała mi:
– Mamusiu… Nie chcę już jeździć do babci Danusi… Ona mówi brzydkie rzeczy o tobie i tacie…
Usiadłam wieczorem przy kuchennym stole z kubkiem zimnej herbaty i poczułam ulgę pomieszaną z żalem. Ulgę – bo Lena sama podjęła decyzję. Żal – bo wiedziałam, że straci kontakt z częścią rodziny.
Ale czy naprawdę muszę pozwalać na to, żeby ktoś inny decydował o moim życiu? Czy bycie matką oznacza ciągłą walkę o prawo do własnych wyborów?
Dziś jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Mam przyjaciółki, które mnie wspierają; nauczyłam się prosić o pomoc; znalazłam czas dla siebie i Leny – chodzimy razem na rowerowe wycieczki nad Wisłę, pieczemy ciasta w soboty i śmiejemy się bez powodu.
Ale czasem w nocy budzę się zlękniona: czy dobrze robię? Czy Lena kiedyś mi wybaczy to wszystko? Czy można być dobrą matką mimo rodzinnych wojen?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o swoje granice nawet kosztem rodzinnych więzi?